Otwarcie restauracji 18 maja doprowadziło do szeregu pytań, które zaczęli sobie zadawać Polacy. Czy do restauracji będzie trzeba nosić własne sztućce? Trzeba będzie siedzieć w maseczkach przy stoliku? Zjemy tylko w ogródku restauracji? To tylko niektóre z nich. Ciągłe zmiany przepisów jak i ich olbrzymia ilość może doprowadzić do chaosu. Postanawiamy więc odpowiedzieć na najbardziej nurtujące.
Ile zarabia się w Rossmannie? Takie pytanie zdecydowanie może przyjść do głowy, gdy miniemy podczas przechadzki po mieście kolejny sklep Rossmanna. Sukces sieciówki w Polsce to niewątpliwie ogromne zyski. Ale czy z tych zysków dostaje się cokolwiek pracownikom? Sprawdziliśmy to i już wiemy, ile zarabia się w Rossmannie.Kopalnią wiedzy na temat warunków zatrudnienia w drogeriach Rossmann są portale, które zbierają opinie o stanowiskach pracy i pracodawcach. Mowa tutaj chociażby o portalu absolvent.pl. Spośród 18 opinii średnia ocena drogerii Rossmann uplasowała się na poziomie 3,5/5. Pracownicy wskazują, że gotówka to jedno, dodatki to drugie, ale praca w sieci nie jest dla każdego.Nie tylko "ile zarabia się w Rossmannie", ale także "jak się pracuje w Rossmannie?"Jak wskazują w opiniach na absolvent.pl, sporym problemem dla wielu nowych ludzi są warunki zatrudnienia. Dokładniej mowa o godzinach pracy. Niejedna z opinii wskazuje, że grafik pracy jest bardzo nieelastyczny, a nierzadko wymagane jest stawianie się w nocy w Rossmannie i rozpakowywanie dostaw. Podobnie jest z pracą w weekendy, kiedy spory ruch wymaga większej liczby personelu, a i praca fizyczna może niektórym dać się mocniej we znaki.Jednak nie brak również opinii, że osoby chętne do pracy zdecydowanie znajdą w Rossmannie swoje miejsce. Szeregowa kasjerka jest w stanie awansować, chociażby na asystentkę kierownika. Inne pozytywy to wypłata, która na koncie zawsze jest na czas. Pracownice - czy byłe, czy obecne - wskazują zgodnie, że atmosfera w pracy w większości przypadków nie pozostawia nic do życzenia.
18 maja przypada 100. rocznica urodzin Świętego Jana Pawła II. W związku z tą rocznicą Narodowy Bank Polski wprowadził w czwartek do obiegu trzy monety kolekcjonerskie: złotą w kształcie klipy o nominale 500 zł oraz dwie monety srebrne o nominale 10 zł.NBP informuje, że na awersie złotej monety umieszczono fragment obrazu Jerzego Kossaka Cud nad Wisłą, natomiast na rewersie monety został przedstawiony Święty Jan Paweł II modlący się przy chrzcielnicy w Bazylice Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny w Wadowicach.Z kolei na awersie srebrnej monety (z wysokim reliefem) widnieje fasada Bazyliki Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny w Wadowicach oraz zegar słoneczny znajdujący się na ścianie wadowickiego kościoła z napisem „CZAS UCIEKA WIECZNOŚĆ CZEKA”. Na rewersie monety został przedstawiony Święty Jan Paweł II z pastorałem.Bank Centralny informuje, że złota moneta o nominale 500 zł wyemitowana zostanie w nakładzie do 966 sztuk, a jej cena wynosi 18 500 zł brutto. Natomiast moneta srebrna (z wysokim reliefem) o nominale 10 zł wyemitowana zostanie w nakładzie do 12 000 sztuk, natomiast moneta srebrna z drukiem UV w nakładzie do 16 000 sztuk. Ceny monet srebrnych będą wynosić odpowiednio 200 zł i 140 zł brutto.Monety z Janem Pawłem II będzie można kupić w oddziałach okręgowych NBP oraz w sklepie internetowym Kolekcjoner.Jak informuje Gazeta.pl – powołując się na fotografię Przemysława Barankiewicza z portalu zByka.pl – pod siedzibą NBP już ustawiła się duża kolejka osób chętnych do zakupu monet.
Małgorzata Manowska - kto to jest? Dlaczego cała Polska mówi o Małgorzacie Manowskiej? Sprawa jest ważna, ponieważ chodzi o jeden z konstytucyjnych organów systemu prawnego Polski. Małgorzata Manowska jest sędzią Sądu Najwyższego, która uzyskała we wtorek, po trzech dniach obrad Zgromadzenia Ogólnego tej instytucji, największą liczbę głosów.Podczas wyłaniania kandydatów na I prezesa Sądu Najwyższego, które to stanowisko opróżniła Małgorzata Gersdorf, Małgorzata Manowska uzyskała 17 głosów. Był to najwyższy z wyników, które uzyskali kandydaci na prezesa Sądu Najwyższego. Teraz spośród kandydatów Małgorzata Manowska jest najpewniejszym wskazaniem prezydenta Andrzeja Dudy. Ten bowiem finalizuje cały proces, poprzez wybór jednego z 5 przedstawionych mu przez Zgromadzenie Ogólne Sądu Najwyższego kandydatów.
Przypomnijmy, że ustawa ws. głosowania korespondencyjnego w wyborach prezydenckich została uchwalona przez Sejm 6 kwietnia. Następnie ustawa trafiła do Senatu, który wykorzystał przysługujący mu miesięczny okres na zajęcie stanowiska w sprawie dokumentu. Ostatecznie izba wyższa parlamentu 5 maja zagłosowała przeciw wyborom kopertowym. Dwa dni później Sejm odrzucił sprzeciw Senatu.Praktycznie do ostatnich chwil ważyły się w Sejmie losy ustawy ws. wyborów korespondencyjnych z uwagi na spór wokół tej kwestii w szeregach koalicjanta Prawa i Sprawiedliwości – Porozumienia Jarosława Gowina. Ostatecznie partia byłego wicepremier poparła ustawę. Stało się to po tym, jak w środę wieczorem doszło do porozumienia w tej sprawie miedzy Gowinem a prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim. We wspólnie wydanym stanowisko poinformowano, że „"po upływie terminu 10 maja 2020 r. oraz przewidywanym stwierdzeniu przez Sąd Najwyższy nieważności wyborów, wobec ich nieodbycia, Marszałek Sejmu RP ogłosi nowe wybory prezydenckie w pierwszym możliwym terminie".Porozumienie to jasno wskazywało, że do wyborów nie dojdzie w pierwotnie planowanym terminie czyli w niedziele 10 maja (data ta do niemal ostatniego momentu forsowana była przez PiS). Nie wskazano jednak żadnej innej możliwej daty przeprowadzenia wyborów. Medialne spekulacje wskazywały datę 12 lipca (pisała o tym 300polityka.pl), zaś niektórzy członkowie rządu sugerowali, że do głosowania może dojść jeszcze w czerwcu.Część komentatorów wskazuje jednak, że szybki podpis prezydenta daje marszałek Sejmu Elżbiecie Witek możliwość wyznaczenia terminu wyborów na sobotę 23 maja. Przypomnijmy, że za sprawą tej ustawy marszałek Sejmu ma prawo do zmiany terminu wyborów, a 23 maja to ostatni konstytucyjny termin w jakim mogą odbyć się wybory głowy państwa.
Alior Bank zanotował wpływ rzędu 25 mln złotych z tytułu subwencji pochodzących z Tarczy Finansowej PFR, jak poinformował prezes Aliora, Krzysztof Bachta. Bank reklamujący się motto "Wyższa kultura. Bank nowości" jest jedną z 17 instytucji finansowych, które pozwalają na składanie elektronicznych wniosków po subwencje z Tarczy Finansowej PFR. Dotąd 56 klientów otrzymało pieniądze na konta, a kolejnych 558 wkrótce dostanie. - Od uruchomienia programu na kontach 56 klientów Alior Banku pojawiło się w sumie blisko 25 mln zł. 558 klientów Aliora już dostało decyzję o przyznaniu subwencji - oświadczył prezes Alior Banku, Krzysztof Bachta.Jak oświadczył prezes Aliora, bank zaangażował się w projekt Tarczy Finansowej PFR, ponieważ jego władze są świadome zagrożeń płynących dla finansów polskich przedsiębiorców. Tymczasem małe i mikrofirmy, które Bachta określił mianem "fundamentu polskiej gospodarki", problemy wynikające z kryzysu gospodarczego odczują najmocniej. - Zaangażowaliśmy się w ten projekt, ponieważ jesteśmy świadomi, że epidemia koronawirusa może wpłynąć na ich sytuację finansową i poziom zatrudnienia. Mikro, małe i średnie firmy to fundament polskiej gospodarki. Chcemy im pomóc przetrwać ten trudny czas - podkreślił prezes Alior Banku.
O dobroczynnym wpływie drzew w miastach pisano już wiele. Jednym z najważniejszych plusów bujnej flory w centrach miast są ich walory estetyczne, ale nie można zapominać o ich dodatkowych funkcjach, które może śmiało przeliczyć na pieniądze. I to nie małe.
Cukier mogą czekać podwyżki cen. Produkt ten - niewątpliwie podstawowy - przeżywa teraz zawirowania związane z ciężką sytuacją na plantacjach. Jak podaje bowiem portal Polsat News, uprawy buraka cukrowego, który jest gwarantem pozyskania cukru, mają się raczej kiepsko. Winne wszystkiemu są kolejne plagi urodzaju, które trapią polskie rolnictwo w 2020 roku. Najpierw przyszła epidemia koronawirusa, która szybko zaczęła wpływać negatywnie na gospodarkę. Następnie coraz wyraźniej znać o sobie dawała susza, o której wiadomo już, iż zostanie z nami po pandemii wirusa z Wuhan. Teraz - na domiar złego - plantatorzy buraków cukrowych informują o ataku szarka komośnika. Ten szkodnik buraków już sieje spustoszenie na polach.Niestety rolnicy bezradnie rozkładają ręce. Polsat News podaje bowiem, że podstawowa metoda walki ze szkodnikiem, jaką były opryski, nie daje rezultatów. Natomiast problem jest poważny i z każdym dniem zyskuje na znaczeniu. Jak wskazuje Edmund Kawka, zastępca dyrektora ds. surowcowych Krajowej Spółki Cukrowej w Oddziale Werbkowice, w ciągu jednej doby szarek komośnik przy odpowiedniej liczebności niszczy całe plantacje. - Jest to tak żarłoczny szkodnik, że dosłownie w ciągu doby potrafi zniszczyć kilkuhektarową plantację. Mówimy oczywiście nie o jednym osobniku, bo są ich bardzo duże nasilenia - na metrze kwadratowym spotyka się 3, 5, 10 osobników - mówi Kawka.