Nie tylko Bałtyk. "Paragony grozy” dotarły do raju Polaków. Trudno uwierzyć, ile trzeba zapłacić za leżak

Tegoroczne wakacje dla wielu Polaków stoją pod znakiem finansowej niepewności, a osławione „paragony grozy” przestały być domeną wyłącznie kurortów nad Bałtykiem. Coraz częściej nawet ukochane kierunki letnich wyjazdów stają się synonimem drogiego wypoczynku. Za co przyjdzie nam zapłacić “kokosy” w wakacyjnym raju?
Ceny jak za all inclusive, a to tylko plaża. Wakacyjny sen Polaków topnieje w słońcu
Pojęcie „paragonów grozy”, oznaczające szokująco wysokie rachunki za codzienne produkty lub usługi turystyczne, na stałe weszło do wakacyjnego słownika Polaków. Przez wiele lat kojarzyło się przede wszystkim z wygórowanymi cenami ryb, gofrów czy lodów nad polskim morzem, gdzie turyści często byli zaskakiwani rachunkami znacznie przewyższającymi ich oczekiwania. Jednak lato 2025 roku przyniosło nowe zjawisko — „paragony grozy” rozlały się na skalę międzynarodową.
Drożyzna dotknęła także ulubione turystyczne kierunki Polaków poza granicami kraju. Coraz wyższe ceny podstawowych produktów, usług gastronomicznych czy atrakcji turystycznych sprawiają, że wyjazdy stają się znacznie bardziej kosztowne niż w poprzednich latach. W efekcie wiele osób decyduje się na dokładniejsze analizowanie budżetu wakacyjnego, rezygnując z niektórych przyjemności lub szukając tańszych alternatyw. Turystów zmusza to do większej ostrożności podczas planowania każdego wydatku — od zakwaterowania, przez posiłki, po transport, rozrywkę, a nawet… wypożyczenie leżaka na plaży.

Kilkaset złotych za leżak? Szokujące stawki na włoskim wybrzeżu
Włochy, od dekad cel pielgrzymek turystycznych z Polski, przeżywają prawdziwy kryzys. Jak donoszą włoskie stowarzyszenia branżowe, takie jak Assobalneari Italia, liczba turystów na płatnych plażach w czerwcu i lipcu spadła nawet o 20-30% w porównaniu z ubiegłym rokiem. Drastyczne podwyżki skutecznie odstraszają urlopowiczów, którzy zaczynają postrzegać Italię jako luksus, na który nie każdy może sobie pozwolić. Marzenie o beztroskim dolce vita ustępuje miejsca chłodnej kalkulacji.
Konkretne liczby nie pozostawiają złudzeń. Jeszcze w ubiegłym sezonie wynajęcie zestawu dwóch leżaków i parasola na włoskiej plaży kosztowało około 30 euro. Dziś taka cena uchodzi za okazję. Jak podaje Onet, w kurortach w pobliżu Rzymu, jak Santa Marinella, standardem stała się cena 60 euro za dzień plażowania. W ekskluzywnych lokalizacjach stawki potrafią sięgać kilkuset, a nawet 1500 euro – tyle zapłacimy za luksusowy “namiot władcy” w klubie Twiga w Toskanii. To jednak nie koniec wydatków.
Filiżanka cappuccino w barze przy plaży za 5 euro czy kanapka za 14 euro przestały dziwić, stając się bolesną normą. Wzrost cen jest tak dotkliwy, że nawet sami Włosi zaczynają protestować i rezygnować z tradycyjnego wypoczynku. Pewnym ratunkiem dla oszczędnych pozostaje południe kraju. Na Sycylii wciąż można znaleźć miejsca, gdzie za zestaw plażowy zapłacimy około 20 euro, zgodnie z danymi Faktu.

Rząd zaprzecza kryzysowi, a turyści głosują portfelami
Wielu turystów staje przed wyborem: przepłacać, szukać tańszych alternatyw na południu lub po prostu rozłożyć ręcznik na darmowym, często zatłoczonym odcinku publicznej plaży. Co ciekawe, włoski rząd zdaje się nie dostrzegać problemu.
Minister turystyki Daniela Santanchè, cytowana przez Business Insider, określiła doniesienia o kryzysie jako „mylące” i „alarmistyczne”. Taka postawa stoi w ostrej sprzeczności z danymi publikowanymi przez organizacje konsumenckie i branżowe, które biją na alarm. Przedsiębiorcy z sektora turystycznego wskazują, że turyści nie tylko rezygnują z wyjazdów, ale także znacząco skracają swoje pobyty. Kiedy już decydują się na wyjazd, ograniczają się do krótkich, weekendowych wypadów.
Turyści z całej Europy, w tym z Polski, po prostu głosują portfelami. Wybierają kierunki, gdzie stosunek jakości do ceny jest bardziej racjonalny, a wakacyjny budżet nie jest narażony na tak gwałtowne wstrząsy. Włochy, przez lata budujące swoją markę na gościnności i dostępności, ryzykują utratę swojej najważniejszej grupy klientów – klasy średniej, dla której włoskie wakacje stają się finansowo nieosiągalne.




































