Bytom płaci najwyższą cenę za bycie górniczą potęgą. Miasto się zapada, zagrożona konstrukcja budynków

Mieszkańcy Bytomia zaczynają odczuwać skutki dziesięcioleci intensywnej górniczej eksploatacji na terenie miasta, które rok do roku osiada coraz bardziej. Stopniowe obniżanie się terenu stanowi zagrożenie dla konstrukcji budynków, a w dalszej konsekwencji, może zaszkodzić również lokalnej społeczności. ”Żadne miasto w Polsce nie zostało aż tak zniszczone jak Bytom” - alarmuje ekspert.
To miasto było górniczą potęgą - zniszczenia są coraz bardziej widoczne
Aktualnie w Bytomiu funkcjonują dwie kopalnie węgla kamiennego. Jedna z nich to Kopalnia Węgla Kamiennego Bobrek-Piekary (do 2005 r. działająca jako KWK "Bobrek"), której właścicielem jest państwowy Węglokoks.

Druga to prywatna kopalnia ZG Eko-Plus. W latach 50. XX wieku w okręgu bytomskim działało kilkanaście kopalń, a jeszcze przed rozpoczęciem intensywnej eksploatacji złóż węgla kamiennego, w tym mieście wydobywano rudy cynku i ołowiu.
Naukowiec z Uniwersytetu Śląskiego, dr Maksymilian Solarski, bada i obserwuje niepokojący proces zapadania się górniczego miasta.
Jak zauważa badacz w rozmowie z serwisem next.gazeta.pl, Bytom stał się "w pewnym sensie zakładnikiem swojej dawnej potęgi gospodarczej".
Funkcjonowało tu wiele kopalń, które przyczyniły się do jego rozwoju, ale jednocześnie doprowadziły do degradacji tkanki miejskiej. I to nie tylko na obrzeżach czy terenach niezabudowanych, ale również w samym centrum - przyznał ekspert.
Miejscami, obniżenia terenu sięgnęły nawet ponad 30 metrów. Czy przyszłość i bezpieczeństwo mieszkańców Bytomia jest zagrożone?
ZUS wydaje decyzje ws. nowego świadczenia. Są problemy, te osoby nie dostaną pieniędzy Surowe kary dla właścicieli psów. Nawet 5000 zł za ten błąd podczas spaceruBytom zapada się "nawet 7 metrów na dekadę"
Badania dr. Solarskiego na temat rzeźby terenu na obszarze Bytomia w latach 1883-2011 wskazują, że w tych latach powierzchnia miasta obniżyła się średnio o 5,5 metra. Miejscami mowa jednak o obniżeniu się terenu nawet o 35 metrów. Osiadanie gruntów dotknęło już niemal 68 proc. powierzchni obszarów zabudowanych Bytomia.
W latach 2011-2021 w Bytomiu, konkretnie na pograniczu dzielnic Miechowice i Karb, doszło do stosunkowo dużych osiadań, jak na tak krótki okres, bo nawet o 7 metrów.
Naukowiec z Uniwersytetu Śląskiego wyjaśnia przyczyny tego zjawiska. Wpływa na to eksploatacja złóż węgla kamiennego w Bytomiu, prowadzona metodą tzw. zawału stropu.
W praktyce oznacza to, że po przejściu tzw. frontu eksploatacyjnego pustki po wyrobiskach, na ten moment nie są wypełniane żadnym materiałem.
Gdyby jednak te pustki były wypełniane, osiadania byłyby zdecydowanie mniejsze. Cały wybrany materiał, czyli węgiel i skały, po jego usunięciu pozostawia za sobą puste przestrzenie. Brak ich wypełnienia prowadzi do zapadania się górotworu i osiadania terenu - tłumaczy dr Solarski w rozmowie z next.gazeta.pl.
W Bytomiu praktykowane było wypełnianie pustek po wyrobiskach mieszaniną piasku i wody, jednak zrezygnowano z tego ze względu na zbyt wysokie koszty. Wątpliwości budzi scenariusz, w którym miasto zapadłoby się całkowicie. Czy jest to w ogóle możliwe?
Czy mieszkańców czeka ewakuacja z miasta?
Ekspert wskazuje na różnicę między osiadaniem a zapadaniem. To pierwsze zjawisko przebiega stosunkowo powoli, bo w tempie od kilku milimetrów do kilku centymetrów rocznie. Ten proces dotyczy Bytomia jako "całości" miasta. Lokalnie może dochodzić do zapadania, czyli szybkiego, gwałtownego zawalenia się gruntu. W mieście zdarzały się takie sytuacje. W 2011 r. w trybie nagłym z dzielnicy Karb ewakuowane zostało kilkaset osób, ponieważ kamienice zaczęły chwiać się w posadach.
W wielu przypadkach nie znamy dokładnego przebiegu dawnych wyrobisk, które potrafią się po latach uaktywnić i może dojść do osiadania lub nawet zapadania się gruntu - zwraca uwagę dr Solarski.
Pada pytanie, czy Bytom czeka scenariusz, jak w przypadku szwedzkiej Kiruny — znajduje się tam największa na świecie kopalnia rudy żelaza, przez co zniszczenia zaszły na nieodwracalną skalę. Obecnie trwa tam wielka akcja relokacyjna mieszkańców, która ma się zakończyć w 2035 roku.
Dr Solarski zwraca uwagę na fakt, że Bytom jest kilka razy większy od Kiruny, przez co taka operacja byłaby znacznie trudniejsza do przeprowadzenia. Władze Bytomia podkreślają, że robią co mogą, aby nie doszło do takiej sytuacji. Łukasz Respondek, rzecznik prasowy miasta, zapewnia, że regularnie prowadzone są "kontrole obniżenia się terenu" w mieście, natomiast lokalni rządzący współpracują w tej kwestii z przedsiębiorcami górniczymi.
(...) nie wykluczam, że w niektórych częściach Bytomia mogą się jeszcze pojawić osiadania gruntu czy uszkodzenia konstrukcji budynków - mówi dr Solarski.
Mimo wszystko pesymistyczny scenariusz zapadnięcia się całego miasta naukowiec określa jako "bardzo mało prawdopodobny".





































