Niemcy przerażeni cenami nad polskim morzem. Takich paragonów się nie spodziewali

Polskie morze długo kusiło niższymi cenami i rodzinną atmosferą. Ale tego lata turyści przecierają oczy ze zdumienia. Co sprawiło, że ulubione kurorty zaczynają ich odstraszać? Lada moment na tamtejszy wypoczynek nie będzie już stać nawet Niemców.
Turyści wracają nad Bałtyk, ale coś się zmieniło i nie każdy jest na to gotowy
Jeszcze niedawno polskie wybrzeże było wybierane przez tysiące turystów z zagranicy jako tańsza i spokojniejsza alternatywa dla niemieckich czy duńskich kurortów. Szczególną sympatią darzyli je Niemcy, którzy od lat odwiedzali takie miasta jak Gdynia, Kołobrzeg czy Międzyzdroje.
Wybrzeże przyciągało niższymi cenami noclegów i wyżywienia oraz dostępnością atrakcji dla całych rodzin. Tygodniowy wypad nad Bałtyk był opcją często o połowę tańszą niż analogiczny pobyt nad Morzem Północnym.
Tymczasem w tym sezonie coś się zmieniło. Choć turyści nadal tłumnie odwiedzają Polskę, wielu z nich wraca z wyraźnym rozczarowaniem. Co ich zaskoczyło?

Rodzinne wakacje nad polskim morzem. Niemcy niedowierzają w drożyznę
Z danych Pomorskiej Regionalnej Organizacji Turystycznej wynika, że frekwencja w długie weekendy sięga aż 85 proc. Mimo to pojawia się coraz więcej sygnałów od turystów z zagranicy, że wydatki wakacyjne zaczynają wymykać się spod kontroli.
– Niemieckie rodziny z dwójką dzieci są w szoku, bo planowały urlop w Polsce jako tańszą alternatywę, a dziś muszą liczyć każdy grosz – relacjonuje portal PolenJournal.de, który monitoruje komentarze niemieckich turystów.
Dla wielu turystów wyjazd nad Bałtyk to już nie krótki relaks, lecz strategiczne planowanie budżetu. Jedni wybierają bardziej luksusowe apartamenty i godzą się z cenami, inni próbują przenieść się poza główne kurorty, szukając mniejszych pensjonatów, gdzie ceny są choć trochę niższe.
Problem jednak nie ogranicza się tylko do kosztu noclegów.
Ceny gofrów, lodów i atrakcji biją rekordy. Paragon grozy staje się normą
To, co najbardziej uderza w zagranicznych turystów, to drastyczne podwyżki cen podstawowych przyjemności wakacyjnych – i to w ciągu zaledwie roku.
Jak podaje PolenJournal.de, jedna porcja lodów kosztuje dziś 9 zł – to więcej o 1 zł niż w 2023 roku. Dla niemieckiej rodziny z dwójką dzieci to już niemal 17 euro za cztery lody po dwie gałki.
Prawdziwy szok wywołały też ceny gofrów. Te bardziej luksusowe, z dodatkami, potrafią w centrum Gdyni kosztować nawet 42 zł, czyli około 10 euro.
Dania obiadowe również mocno podrożały. Klasyczne zestawy z flądrą, frytkami i surówką kosztują już 55 zł, w porównaniu z 49 zł rok wcześniej. Standardowy obiad kosztujący wcześniej 36 zł, to dziś 39 zł.

Nie lepiej jest z atrakcjami turystycznymi. Rejs statkiem z Gdyni na Hel to wydatek 540 zł (ok. 126 euro) — czyli o 40 zł więcej niż w ubiegłym sezonie. Rodzinny bilet do akwarium? 134 zł, a muzeum marynarki – nawet 150 zł.
Te liczby nie pozostają bez echa. Wielu turystów komentuje je w mediach społecznościowych czy na forach podróżniczych, pisząc o "paragonach grozy", które — jak podkreślają — zaczynają przypominać bardziej zachodnioeuropejskie standardy niż dotychczasowe „polskie ceny”.
Niektórzy pytają: czy Bałtyk przestaje być wakacyjną alternatywą?
Eksperci zauważają, że mimo drożyzny napływ turystów nie słabnie, ale ich oczekiwania szybko rosną. — Gdy za obiad płacisz więcej niż w Berlinie, zaczynasz wymagać standardu, obsługi i jakości — czytamy w komentarzach cytowanych przez PolenJournal.de.
Choć ceny nad Bałtykiem wyraźnie poszybowały, zainteresowanie polskim morzem nie słabnie. Jednak turyści – zwłaszcza ci z zagranicy – coraz częściej pytają, czy to jeszcze przystępny urlop, czy już luksusowa przyjemność. Tegoroczny sezon może być testem, czy wzrosty cen nie odstraszą stałych bywalców, którzy przez lata uznawali Polskę za wakacyjny azyl.





































