Koniec ery grosika vs. inflacja zaokrągleniowa. Czego chcą Polacy?

Debata o przyszłości monet 1- i 2-groszowych w Polsce nabiera tempa. Na biurko prezydenta trafiła petycja w tej sprawie, a najnowsze badanie opinii publicznej pokazuje, że większość z nas jest gotowa pożegnać się z najdrobniejszym bilonem. Sprawdzamy, jakie argumenty stoją za tym pomysłem i co zmiana oznaczałaby dla naszych portfeli.
Grosz droższy od złotówki, czyli ekonomia absurdu
Utrzymywanie w obiegu monet o najniższych nominałach od lat budzi kontrowersje, a głównym argumentem przeciwko nim jest czysta ekonomia. Narodowy Bank Polski nie publikuje dokładnych danych, ale według szacunków ekspertów koszt wyprodukowania monety o nominale 1 grosza może wynosić nawet 5 do 8 groszy.
To oznacza, że każdego roku dopłacamy miliony złotych do bicia monet, których siła nabywcza jest praktycznie zerowa. Problem ten dostrzegli autorzy petycji złożonej niedawno w Kancelarii Prezydenta, argumentując, że emisja i obsługa groszówek są nieefektywne i uciążliwe.
Monety te rzadko wracają do obiegu – najczęściej lądują w słoikach, szufladach lub po prostu giną, co zmusza NBP do ciągłego wprowadzania na rynek nowych partii. Czy w dobie wszechobecnych płatności bezgotówkowych i rosnącej inflacji jest jeszcze sens ponosić te koszty?
Proponowane rozwiązanie zakłada nie tylko wycofanie bilonu, ale również wprowadzenie mechanizmu zaokrąglania końcowej wartości paragonu do 5 groszy, co ma usprawnić obsługę w kasach i uprościć codzienne transakcje.
Większość Polaków jest na „tak”. Skąd więc te wahania?
Społeczne przyzwolenie na zmiany wydaje się wyraźne. Zgodnie z danymi z badania panelu Ariadna dla BiznesInfo.pl, aż 57 proc. Polaków popiera pomysł likwidacji monet 1- i 2-groszowych (32 proc. „zdecydowanie tak” i 25 proc. „raczej tak”).
To silny mandat społeczny, pokazujący, że pragmatyzm bierze górę nad sentymentem.
Jednak wyniki badania odkrywają również, że społeczeństwo nie jest w tej kwestii jednomyślne. Przeciwnych zmianom jest 21 proc. badanych, a identyczny odsetek nie ma na ten temat wyrobionego zdania.
Ta grupa wstrzymujących się od głosu może być kluczowa, a jej obawy najczęściej dotyczą potencjalnych podwyżek cen. Strach przed tak zwaną „inflacją zaokrągleniową” jest naturalny. Wiele osób zastanawia się, czy sprzedawcy nie wykorzystają zmiany do nieuczciwego podnoszenia cen, zaokrąglając je zawsze na swoją korzyść. Doświadczenia innych państw, takich jak Czechy, Słowacja, Finlandia czy Włochy, które już dawno zrezygnowały z najdrobniejszych monet, pokazują jednak, że wpływ tej operacji na ogólny poziom cen jest marginalny.
Jak zaokrąglą nam ceny? Scenariusze dla naszych portfeli
Kluczową kwestią pozostaje mechanizm zaokrąglania płatności. Propozycja zakłada stosowanie zasady matematycznej: końcówki rachunku od 1 do 4 groszy byłyby zaokrąglane w dół (np. 12,34 zł do 12,30 zł), a te od 6 do 9 groszy w górę (np. 12,37 zł do 12,40 zł).
Końcówki wynoszące równe 5 groszy pozostałyby bez zmian. W takim modelu koszty i korzyści rozkładają się losowo pomiędzy klienta a sprzedawcę, a w długim okresie ich bilans powinien być zbliżony do zera.
Co ciekawe, autorzy petycji sugerują, aby ewentualne nadwyżki z zaokrągleń trafiały na specjalny Fundusz Społecznych Zaokrągleń, który finansowałby cele pożytku publicznego. Pomysł ten, choć szlachetny, może być skomplikowany w realizacji.
Niezależnie od ostatecznego kształtu przepisów, debata o likwidacji groszówek jest potrzebna. To już nie tylko kwestia wygody, ale przede wszystkim racjonalności ekonomicznej i dostosowania systemu monetarnego do realiów gospodarczych, w których najmniejsze nominały straciły swoją pierwotną funkcję.





































