Policja nie da spokoju tej grupie pracowników. Skontroluje, co do jednego. Branża mocno to odczuje

Polskie miasta coraz mocniej przyglądają się elektrycznym jednośladom wykorzystywanym przez dostawców jedzenia. Służby prowadzą kontrole, które budzą sporo emocji wśród kurierów i samych mieszkańców. Sprawa nabiera tempa, a w tle pojawiają się pytania o bezpieczeństwo i przyszłość całej branży.
Kontrole kurierów i nieoczywiste wnioski policji
Na ulicach największych polskich miast coraz częściej można spotkać patrole policji oraz straży miejskiej kontrolujące pojazdy dostawców jedzenia. Wiele osób uważa, że to jedynie zwykłe sprawdzanie dokumentów czy prędkości, ale w rzeczywistości chodzi o coś więcej. Coraz częściej okazuje się bowiem, że jednoślady przypominające rowery elektryczne nie spełniają warunków, jakie określają przepisy.
Przykładem może być Warszawa, gdzie tylko w trakcie jednej wakacyjnej akcji policjanci wystawili mandaty na łączną kwotę kilku tysięcy złotych. Niemal co trzeci pojazd sprawdzany podczas kontroli nie spełniał definicji roweru, a konsekwencje dla kurierów okazały się dotkliwe. Funkcjonariusze przyznają, że problem narasta, a skala zjawiska jest znacznie większa, niż mogłoby się wydawać.
Podobne działania prowadzone były w innych miastach, m.in. w Krakowie i Wrocławiu. Tam z kolei władze zdecydowały się nawet na wprowadzenie specjalnych stref o ograniczonej prędkości oraz wysłanie oficjalnych pism do resortu spraw wewnętrznych, w których apelują o doprecyzowanie prawa. Czy to wystarczy, aby zatrzymać niebezpieczny trend?

Gdzie kończy się rower, a zaczyna motorower?
Najwięcej kontrowersji budzi sama definicja roweru elektrycznego. W świetle przepisów taki pojazd musi spełniać konkretne warunki – m.in. mieć szerokość nie większą niż 0,9 m, działać na zasadzie wspomagania pedałowania oraz posiadać silnik o mocy nieprzekraczającej 250 W. Co istotne, napęd elektryczny powinien przestawać działać po osiągnięciu prędkości 25 km/h.
Tymczasem eksperci zwracają uwagę, że w sieci można bez problemu znaleźć maszyny o kilkukrotnie większej mocy. Pozwalają one rozpędzić się nawet do 60 km/h, a mimo to często reklamowane są i sprzedawane jako rowery. Dla laika różnica jest niemal niezauważalna, jednak w praktyce to granica między zwykłym jednośladem a motorowerem.
– W niektórych przypadkach wystarczyłoby podnieść koło do góry i wcisnąć manetkę. Jeżeli zacznie się kręcić, możemy uznać, że pojazd nie spełnia definicji roweru – tłumaczy Rafał Muszczynko z Zielonego Mazowsza.
To właśnie brak odpowiednich narzędzi kontrolnych sprawia, że ocena, czy dany pojazd jest zgodny z przepisami, bywa problematyczna. Policjanci nie mają do dyspozycji specjalistycznych urządzeń, które mogłyby jednoznacznie potwierdzić moc i charakterystykę pracy silnika. Stąd pojawiają się pomysły na wprowadzenie tzw. przenośnych hamowni, które pozwoliłyby na szybkie i jednoznaczne sprawdzenie parametrów technicznych pojazdu
Firmy kurierskie, realne zagrożenia i przyszłość rynku
Do dyskusji dołączają także same platformy dostawcze. Część z nich przyznaje, że problem istnieje, ale wskazuje na potrzebę szerszych działań legislacyjnych i współpracy z władzami. Bolt w oświadczeniu przekazanym mediom podkreślił, że prowadzi działania edukacyjne, przypomina kurierom o zasadach bezpieczeństwa i współpracuje z samorządami w celu wypracowania wspólnego rozwiązania.
Platforma pyszne.pl zaznacza natomiast, że w przypadku pojazdów firmowych wykorzystywane są rowery elektryczne zgodne z obowiązującą normą EN 15194. To oznacza, że formalnie spełniają one wszystkie wymagania prawne. Problem wciąż jednak pozostaje, bo wielu dostawców korzysta ze sprzętu kupionego na własną rękę, często w internecie, gdzie granica między „rowerem” a „motorem” bywa mocno zatarta.

Eksperci przestrzegają, że jeśli sytuacja nie zostanie szybko uporządkowana, konsekwencje mogą być poważne. Poruszanie się po chodnikach czy ścieżkach rowerowych pojazdami osiągającymi prędkość kilkudziesięciu kilometrów na godzinę stwarza realne zagrożenie dla pieszych i rowerzystów. W praktyce może to oznaczać wzrost liczby wypadków, a co za tym idzie – większe koszty społeczne i prawne.
Co więcej, w tle pojawia się już kolejny problem – inne urządzenia elektryczne, takie jak e-hulajnogi, monocykle czy deskorolki elektryczne.
– Kurierzy zaczynają zauważać powoli trend, że na rowerze elektrycznym można dostać mandat, jeżeli jest nielegalny, ale gdy jedzie się na jednokołowcu elektrycznym 50 km na godzinę po chodniku między pieszymi to mandatu się już nie dostanie – zauważa Muszczynko.
To pokazuje, że dyskusja o bezpieczeństwie dostaw i regulacjach dotyczących e-pojazdów dopiero się rozpoczyna. Jeżeli prawo nie nadąży za technologią, chaos może się tylko pogłębiać.
Coraz częstsze kontrole kurierów pokazują, że granica między rowerem a motorowerem w praktyce się zaciera. Problem rośnie i dotyczy nie tylko kurierów, ale wszystkich uczestników ruchu, którzy mogą być narażeni na niebezpieczne sytuacje. Wiele wskazuje na to, że bez zmian w prawie i doposażenia służb w odpowiednie narzędzia trudno będzie zatrzymać ten trend.



































