PIP rusza z setkami kontroli, pod lupą zwłaszcza ci Polacy. ZUS podpowie, gdzie uderzyć

Państwowa Inspekcja Pracy (PIP) szykuje się do rewolucji, która może gruntownie zmienić krajobraz polskiego rynku zatrudnienia. Rządowy projekt zakłada, że w 2026 roku Państwowa Inspekcja Pracy, we współpracy z Zakładem Ubezpieczeń Społecznych, przeprowadzi 200 tzw. kontroli celowanych. Kogo nowe przepisy mogą dotknąć najbardziej?
Nowe uprawnienie Państwowej Inspekcji Pracy. Pracodawców czekają liczne kontrole
Od 1 stycznia 2026 roku inspektorzy pracy mają zyskać nowe uprawnienie: możliwość samodzielnego przekształcania umów cywilnoprawnych w umowy o pracę, która jest natychmiast wykonalna, bez konieczności kierowania sprawy do sądu. W razie wątpliwości z odsieczą przybywa Zakład Ubezpieczeń Społecznych (ZUS). Zmiana jest postrzegana jako kluczowe narzędzie w walce z patologiami rynku pracy, a jej wdrożenie wiąże się z realizacją Krajowego Planu Odbudowy.

Przyznanie takich uprawień Państwowej Inspekcji Pracy to fundamentalna zmiana w polskim prawie pracy, która ma wejść w życie 1 stycznia 2026 roku. Według najnowszego wydania „Dziennika Gazety Prawnej” od przyszłego roku PIP przeprowadzi 200 kontroli celowanych, które mają dotyczyć wyłącznie weryfikacji przestrzegania zakazu zatrudniania pracowników na umowach cywilnoprawnych w warunkach, które faktycznie wskazują na stosunek pracy. Na celowniku znajdą się przede wszystkim największe firmy, co budzi poważne obawy w środowisku przedsiębiorców i zapowiada spore zamieszanie.
PIP może zadecydować o charakterze umowy
Dotychczas, aby stwierdzić istnienie stosunku pracy i przekształcić umowę cywilnoprawną (np. umowę zlecenie czy o dzieło) w etat, inspektorzy musieli złożyć powództwo do sądu pracy. Był to proces czasochłonny i – jak wynika ze statystyk z lat 2022–2024 – nie zawsze skuteczny, ponieważ PIP wygrywała tylko 34 proc. spraw dotyczących ustalenia stosunku pracy. Nowelizacja ustawy o PIP radykalnie skraca tę drogę: okręgowy inspektor pracy będzie mógł samodzielnie, w drodze decyzji administracyjnej, stwierdzić, że daną osobę łączy z pracodawcą stosunek pracy, a nie umowa cywilnoprawna.
Czytaj więcej: Resort szykuje bat na pracodawców. Polacy na to czekali, ale bali się zapytać
Co ważne, decyzja ta ma być natychmiast wykonalna od dnia jej wydania, co oznacza, że pracodawca musi ją niezwłocznie wprowadzić w życie. Nawet złożenie odwołania do sądu nie wstrzyma jej obowiązywania. Nowe przepisy mają przede wszystkim uderzyć w te przypadki, gdzie umowa cywilnoprawna jest jedynie fasadą dla faktycznego stosunku pracy, charakteryzującego się podporządkowaniem pracownika, wyznaczeniem stałego miejsca i czasu świadczenia pracy oraz odpowiedzialnością za jej wykonywanie – są to bowiem kluczowe elementy badania przez inspektorów.
Warto pamiętać, że inspekcja będzie mogła badać umowy nawet do roku wstecz, co dotyczy również tych, które zostały już rozwiązane. Projekt zakłada również, że maksymalne wysokości grzywien za naruszenia przepisów prawa pracy zostaną podwojone – z 30 000 zł i 45 000 zł do odpowiednio 60 000 zł i 90 000 zł.
Dodatkowo, PIP zyska szerszy zakres kontroli, w tym możliwość weryfikowania wszystkich składek odprowadzanych do ZUS oraz prowadzenia kontroli zdalnych, co oznacza znaczną cyfryzację i rozszerzenie narzędzi pracy inspekcji. Zmiany te zmuszają przedsiębiorców do niezwłocznego audytu obecnych modeli współpracy. Które spółki mają największe szanse na kontrolę?
Zobacz też: Partia Hołowni tonie, ale nowy gracz może ją zastąpić. PSL już się czai na współpracę
Kto znajdzie się pod lupą PIP i ZUS?
Jak informuje „Dziennik Gazeta Prawna”, w trakcie przyszłorocznej fali w proces typowania firm do kontroli włączy się Zakład Ubezpieczeń Społecznych, który zasugeruje inspektorom, do kogo powinni się udać. Obie instytucje już pracują nad rozwiązaniem informatycznym, które ma ułatwić wymianę informacji i pierwsze podpowiedzi. Najprawdopodobniej pod nadzorem inspekcji znajdą się przede wszystkim największe spółki na rynku.

Dla tych przedsiębiorstw często zatrudniających setki, a nawet tysiące osób na tzw. śmieciówkach, oznacza to ryzyko jednorazowego i masowego przekształcenia umów cywilnoprawnych w etaty. Choć Główny Inspektor Pracy Marcin Stanecki deklaruje, że urząd będzie podchodził do nowych uprawnień rozsądnie i z umiarem, nie planując masowego zamieniania umów cywilnoprawnych na etaty, to obawy przedsiębiorców są realne.
Czytaj więcej: Pracujący na "śmieciówkach" muszą o tym wiedzieć. Na zmianach w prawie zyska nawet 1,9 mln osób
Eksperci, m.in. z Federacji Przedsiębiorców Polskich, biją na alarm, kreśląc czarny scenariusz: paraliż sądownictwa, eksplozja szarej strefy i miliardowe straty dla polskiej gospodarki. Argumentują, że dla wielu firm mniej ryzykowne i bardziej opłacalne może okazać się zatrudnianie „na czarno”, zwłaszcza w obliczu drastycznego zaostrzenia kursu wobec elastycznych form zatrudnienia.
Analizy sugerują, że ucieczka zaledwie 10 proc. umów cywilnoprawnych do szarej strefy może oznaczać utratę kontraktów o wartości blisko 10 mld zł rocznie i spadek dochodów budżetu państwa o ponad 2 mld zł. Dlatego też decyzja o tym, czy PIP będzie działać z umiarkowaniem, czy faktycznie uruchomi lawinę kontroli, jest dla rynku kluczowa. Największym zmartwieniem przedsiębiorców jest natychmiastowy wzrost kosztów zatrudnienia, który wiąże się z przekształceniem umowy cywilnoprawnej w umowę o pracę. Obawy są uzasadnione, bo takie koszty nie są niskie.
Koszty przekształcenia umowy
Różnica w obciążeniach finansowych jest znacząca. Zatrudniając na umowę o pracę, pracodawca ponosi koszt całkowity, który jest powiększony o dodatkowe obciążenia w wysokości około 20 proc. wynagrodzenia brutto pracownika. W przypadku umowy o pracę z wynagrodzeniem brutto, na przykład 4500 zł, do pracownika trafi około 2700 zł, a pozostała część to składki ZUS i zaliczka na podatek. Przy umowie zlecenie koszty dla pracodawcy są niższe, o ile zleceniobiorca ma inne tytuły do ubezpieczeń społecznych, na przykład zatrudnienie w innej firmie. Jeśli jednak umowa zlecenie jest jedynym tytułem do ubezpieczeń, koszty dla pracodawcy są niemal takie same jak w przypadku umowy o pracę.
Najbardziej znaczącą różnicę w kosztach daje umowa o dzieło, która – w przeciwieństwie do umowy o pracę – co do zasady nie podlega obowiązkowym składkom na ubezpieczenia społeczne i zdrowotne (ZUS). Jeśli pracownik otrzymuje 4500 zł z tytułu umowy o dzieło, do jego kieszeni trafia około 85 proc. tej kwoty, czyli około 3850 zł. Przekształcenie masowo stosowanych umów o dzieło i zlecenie na etaty wiąże się więc dla dużych firm z natychmiastowym i znacznym podniesieniem kosztów, co eksperci nazywają ryzykiem jednorazowego obciążenia. Co więcej, w przypadku przekształcenia umowy cywilnoprawnej na etat, to inspektor pracy każdorazowo ustali wysokość wynagrodzenia, kierując się postanowieniami pierwotnej umowy i rzeczywiście wypłacanymi kwotami. W przypadku trudności pensja ma być ustalana na poziomie minimalnego wynagrodzenia.



































