biznes finanse technologie praca handel Eko Energetyka polska i świat
Obserwuj nas na:
BiznesINFO.pl > Eko > Na to samorządy wydają miliony złotych. Mieszkańcy załamują ręce
Marcelina Gancarz
Marcelina Gancarz 07.06.2025 21:29

Na to samorządy wydają miliony złotych. Mieszkańcy załamują ręce

koszenie traw
Fot. Leonid Eremeychuk – Getty Images/Canva

Coraz więcej samorządów decyduje się na cięcie wydatków związanych z pracami prowadzonymi w przestrzeni miejskiej. Tylko po części takie decyzje są podejmowane ze względów finansowych. Pozostają jeszcze kwestie estetyczne i ekologiczne. Zdania mieszkańców na ten temat są podzielone, jednak nie zawsze możliwe jest osiągnięcie kompromisu. 

Spory między władzą samorządową a mieszańcami

Spory między władzą samorządową a mieszkańcami dotyczą wykaszania trawników i pasów zieleni. Jednostki samorządu terytorialnego mają ustawowy obowiązek utrzymywania czystości w gminach i dotyczy to zarówno zbierania odpadów, dbania o porządek na drogach publicznych jak i koszenia terenów miejskich. Realizacja tych zapisów jest jednak różna, w zależności od regionu. Sprawę dodatkowo regulują wytyczne resortu klimatu i środowiska dotyczące bioróżnorodności. 

Samorządy coraz częściej decydują się na ograniczenie koszenia, co wzbudza niezadowolenie części społeczeństwa. Zarośnięte trawniki kolą w oczy a argumentacja związana z koniecznością przystosowania się do zmian klimatycznych nie zawsze trafia na podatny grunt. Tymczasem zmniejszenie częstotliwości takich prac wiąże się ze znaczącymi oszczędnościami. Kwoty, które pochłania wykaszanie, sięgają kilku milionów złotych, zaskoczenie mogą jednak budzić różnice między poszczególnymi miastami. 

koszenie traw
Samorządy ograniczają koszenie traw, fot. Pascal Küffer – Pexels/Canva

ZOBACZ TEŻ: Surowe kary za koszenie trawnika. Wielu Polaków wciąż nie ma pojęcia

Polacy dostali alerty, cały kraj w strefie zagrożenia. Jest ryzyko trąby powietrznej Kłopoty w wakacyjnym raju Polaków. Mogą zapomnieć o kąpieli w morzu, oto co wpłynęło do wody

Coraz więcej miejsc wyłączonych z koszenia

Bujny gąszcz zamiast ładnie przystrzyżonego trawnika — to coraz częstszy widok w dużych miastach. Częściowo jest to spowodowane ostatnimi suszami. Tereny zielone to element tak zwanej małej retencji, która umożliwia opóźnienie odpływu wód deszczowych oraz odciążenie miejskich sieci kanalizacyjnych. Oprócz tego trawa wpływa korzystnie na mikroklimat miast, zwiększając wilgotność powietrza i obniżając temperatury, a także wspomaga pochłanianie dwutlenku węgla i produkcję tlenu.

W okresach intensywnej suszy, której w okresie letnim zazwyczaj towarzyszy wysoka temperatura powietrza, niskie koszenie trawnika prowadzi do nadmiernego pylenia z odsłoniętej powierzchni. Zbyt nisko przycięta trawa nie rozkrzewia się, lecz zaczyna zasychać. Wydaje się zasadnym, że w takich warunkach, z jakimi mamy do czynienia w chwili obecnej, należałoby ograniczyć koszenie trawników do tych miejsc, w których jest to konieczne (np. ze względów bezpieczeństwa związanych np. odpowiednią widocznością w sąsiedztwie pasa ruchu drogowego). Natomiast w sytuacji  sprzyjających wegetacji warunkach najlepszym rozwiązaniem byłoby ustawienie kosiarek na możliwie najwyższy poziom, tak aby zapobiegać kwitnieniu traw i utrzymać pewną estetykę terenu, ale utrzymać jak najwyższą wysokość roślin — wyjaśnia Ministerstwo Klimatu i Środowiska.

koszenie traw
Część miast ograniczyła koszenie traw do dwóch razy na rok, fot. Ivan Šmuk/Canva

W mediach społecznościowych skupiających lokalne społeczności można doszukać się wielu skarg na zarośnięte parki, czy porośnięte wysokimi trawami place zabaw. Z drugiej strony pojawiają się również komentarze dotyczące zbędnego koszenia. Operator kosiarki koszący trawę pod śniegiem czy suchy piach to niestety nie jest wytwór wyobraźni. Niektóre samorządy już zdecydowały się do ograniczenia częstotliwości koszenia do dwóch razy w roku, a zdarzają się miejsca, w których wykaszanie odbywa się tylko raz. Część terenów natomiast została całkowicie wyłączona z takich prac. 

Tyle kosztuje koszenie traw w polskich miastach

Samorządy, które ograniczyły koszenie do dwóch razy na rok, najczęściej panują wykonanie takich prac na wiosnę i jesień. W wyjątkowych przypadkach np. kiedy trawa ogranicza widoczność, zarządza się dodatkowe koszenie. Oprócz tego w miastach takich jak Gliwice, Gdańsk, Katowice, Lublin, Świdnik, Nowa Sól czy Elbląg część terenów została wyłączona z koszenia, o czym informują stosowne tablice z napisami: 

  • Stołówka dla zwierząt, nie kosimy;
  • Łąka miododajna — nie kosimy, pszczoły żywimy. 

Z koszenia wyłączane są zwłaszcza szerokie pasy zieleni przyulicznej, skarpy czy pasy rozdzielające jezdnie. Przykładowo, Lublin w 2025 roku planuje zaprzestać koszenia na 106 ha trawników. Oprócz kwestii ekologicznych ważny jest tutaj wątek finansowy. W stolicy Lubelszczyzny koszenie pochłonie w tym roku około 8,4 mln zł, nieco więcej w Krakowie, tam to kwota rzędu 9,8 mln zł. A jak jest w innych miastach Polski? Jak ustaliła Interia, Olsztyn w 2025 roku na koszenie, pielenie i cięcie roślin wyda 6 mln zł, Katowice za koszenie traw zapłacą 3 miliony, 2 mln Poznań, a Bydgoszcz już tylko 1,3 mln zł. Te różnice mogą wydawać się zaskakujące, jednak wynikają przede wszystkim z częstotliwości koszenia oraz powierzchni, którą zajmują tereny zielone. 

Ograniczenie koszenia traw może być kością niezgody między jednostkami samorządu terytorialnego a mieszkańcami. W tym przypadku następuje walka na argumenty, z jednej strony takie rozwiązanie jest korzystne ze względów ekologicznych, z drugiej jednak może zaburzać estetykę miejsc oraz stwarzać potencjalne zagrożenie — wysokie trawy są przecież siedliskiem kleszczy. To, co mogą zrobić miasta w takiej sytuacji to spróbować wypośrodkować swoje działania w odpowiedzi na zróżnicowane potrzeby lokalnych społeczności. 

BiznesINFO.pl
Obserwuj nas na: