To urządzenie to największy pożeracz prądu. Zostawisz podłączone na noc, rachunki wystrzelą w górę
Rachunki za prąd rosną nie tylko wtedy, gdy gotujemy, drukujemy czy oglądamy seriale. Sporą część kosztów generują urządzenia pozostawione w trybie czuwania, które z pozoru „nie pracują”, a jednak nieustannie pobierają energię. W centrum uwagi często znajduje się mikrofalówka - nie z powodu mocy podczas podgrzewania, ale dlatego, że jest włączona całą dobę.
Dlaczego rachunki rosną, gdy urządzenia „śpią”
Kiedy myślimy o oszczędzaniu energii, zwykle szukamy winnych w godzinach szczytu - suszarka, piekarnik, czajnik. Tymczasem część kosztów narasta po cichu wtedy, gdy nic nie robimy: to suma niewielkich poborów prądu z urządzeń pozostawionych w trybie czuwania. W skali gospodarstwa domowego te „drobne przecieki” nie są już drobne: standby w typowym amerykańskim domu stanowi 5–10% zużycia energii elektrycznej. Co to oznacza dla portfela?
DOE szacuje standby na 5–10% zużycia i nawet 100 USD rocznie w kosztach gospodarstwa, więc mówimy o pozycji, którą da się zauważyć w domowym budżecie. To ważne rozróżnienie: nie chodzi o demonizowanie pojedynczego urządzenia, tylko o sumę małych poborów działających bez przerwy. Zwyczaje użytkowania są tu równie istotne, co same parametry techniczne - wiele sprzętów działa jak „elektryczne zegarki”, podtrzymując gotowość kosztem energii.
Dlatego w dyskusji o oszczędzaniu warto przesunąć akcent z krótkich, intensywnych cykli pracy na długie, rozproszone i często niewidoczne pobory. Dopiero wtedy widać, gdzie rzeczywiście uciekają nam kilowatogodziny i co możemy zrobić, by je odzyskać.
Mikrofalówka: mały pobór, duży wpływ przez całą dobę
Mikrofalówka jest przykładem sprzętu, który większość dnia niczego nie podgrzewa, a jednak pozostaje włączony i stale pobiera energię. Mikrofalówki w czuwaniu zasilają obwody i wyświetlacz, co generuje koszty, a ten ciągły, choć niewielki pobór składa się na realny roczny rachunek. W liczbach wygląda to na drobiazg, ale mnożnik czasu robi swoje: mikrofalówka w stanie gotowości zużywa średnio około 4 W, co w skali roku daje około 35 kWh rocznie nawet wtedy, gdy nie gotujemy.
Ten paradoks - niska moc, lecz ciągłe działanie sprawia, że w wielu domach mikrofalówka wyrasta na symbolicznego „pożeracza” energii w trybie czuwania. Gdy pyta się praktyków o źródło tego postrzegania, zwykle pada podobna diagnoza - Mikrofalówka pobiera energię przez całą dobę, nawet bez podgrzewania.

W tle toczy się też proces poprawy efektywności takich urządzeń: producenci mikrofalówek podlegają federalnym standardom efektywności co najmniej od 2016 roku, co wymusza doskonalenie konstrukcji. Warto jednak pamiętać, że standardy działają stopniowo, a w naszych kuchniach stoją urządzenia z różnych roczników i o różnym profilu zużycia. Dlatego racjonalne decyzje użytkownika pozostają równie ważne, co postęp technologiczny. Nawet najmniejsze pobory, jeśli towarzyszą nam 24 godziny na dobę, zasługują na uwagę i sprytne zarządzanie.
Co jeszcze pobiera prąd, choć nic nie robi
Mikrofalówka nie jest jedyna, po cichu pracuje cały zastęp sprzętów, których nie wyłączamy z gniazdka, a które podtrzymują gotowość. Do innych urządzeń w czuwaniu należą ekspresy do kawy, dekodery, drukarki i ładowarki, a każde z nich dołożone do rachunku tworzy istotną sumę. Jak duża bywa ta suma? Widać to w pomiarach z domów, gdzie liczy się łączny pobór w spoczynku: w badaniu 10 domów w Kalifornii średnia łączna moc czuwania wyniosła 67 W (zakres 14–169 W), co pokazuje, jak bardzo wyniki potrafią się różnić w zależności od wyposażenia i nawyków. Jeszcze wyraźniejszy jest obraz udziału urządzeń zawsze podłączonych: zawsze-włączone, nieaktywne urządzenia to średnio blisko 23% zużycia prądu w kalifornijskich domach.
Z jednej strony to impuls dla użytkowników, by lepiej zarządzać energią, z drugiej - sygnał dla producentów i regulatorów, że standardy efektywności mają znaczenie. I tu zmiany postępują: od 22 czerwca 2026 r. mikrofalówki 'microwave-only' muszą mieć średnią moc czuwania nie większą niż 0,6 W, co ograniczy straty w nowych modelach. Równolegle pozostaje kwestia parku urządzeń już stojących w naszych domach. To one decydują o tym, co pokazuje licznik dzisiaj, nie dopiero za kilka lat. Dlatego warto spojrzeć na domowy sprzęt jak na system i poszukać miejsc, w których czuwanie trwa najdłużej, a korzyść z odłączenia będzie największa. Taki przegląd często przynosi szybkie, praktyczne wnioski bez konieczności wymiany całego sprzętu.
Proste kroki, by okiełznać pobór w trybie czuwania
Oszczędzanie energii w domu zaczyna się od nawyków i kilku niedrogich akcesoriów, które pomagają automatyzować to, o czym łatwo zapomnieć. Zacząć można od zdrowego rozsądku: zaleca się odłączanie na noc urządzeń, które nie muszą być stale podłączone, szczególnie tych, które nie trzymają ustawień ani nie muszą działać w tle. Dla wygody warto sięgnąć po rozwiązania, które robią to za nas. DOE zaleca listwy zasilające typu advanced, by ograniczać 'vampire loads', czyli zbędne pobory prądu wtedy, gdy sprzęt jest bezczynny.
Tego typu akcesoria nie tylko porządkują kable, ale realnie obniżają rachunki. Jeszcze dalej idą narzędzia automatyczne: inteligentne listwy zasilające automatycznie odcinają prąd w trybie czuwania, dzięki czemu nie trzeba pamiętać o ręcznym wyłączaniu. Przydatnym uzupełnieniem są sterowane czasowo gniazdka: programowalne wtyczki pozwalają ustalać harmonogramy, by nie marnować prądu nocą lub podczas nieobecności, co dobrze sprawdza się przy biurkach, zestawach RTV czy stanowiskach z ładowarkami.
Warto też zidentyfikować sprzęty, które faktycznie muszą być stale podłączone, i oddzielić je od tych, które mogą być zasilane tylko „na żądanie”. Taki podział pozwala wdrożyć proste scenariusze: strefy pracy, strefy nocne i urządzenia „stałe”, bez rewolucji w codziennych przyzwyczajeniach. Efekt? Mniej energii marnowanej bez potrzeby i bardziej przewidywalne rachunki, które przestają zaskakiwać na koniec miesiąca.