Klamka zapadła. Dino już zdecydowało, ten lubiany produkt zniknie z półek jeszcze w 2025 r.

Polska sieć sklepów Dino cieszy się niesłabnącą popularnością, zwłaszcza wśród mieszańców małych miejscowości i wsi. Dla tych konsumentów ten dyskont jest jedynym miejscem, gdzie mogą zrobić kompleksowe zakupy bez konieczności wyjazdu do marketów w dużych miastach. W ostatnim czasie Dino znacząco poszerzyło swoją ofertę, jednak nadchodzą też zmiany z innej kategorii. Już niedługo jeden z często wybieranych produktów zniknie z półek na dobre. Co stoi za tą decyzją?
Pierwsze zmiany w Dino są już widoczne
Dino znacząco różni się od swojej konkurencji w postaci Biedronki czy Lidla. Największa różnica polega oczywiście na tym, że sklepy sieci są zlokalizowane głównie w małych i średnich miastach oraz na peryferiach większych aglomeracji. Oprócz tego dyskont nie atakuje swoich klientów zintensyfikowanymi działaniami marketingowymi, ograniczając się do gazetki dostępnej w sklepie i na stronie internetowej, banneru reklamowego w pobliżu sklepu czy postów w mediach społecznościowych. Sieć nie ma jeszcze aplikacji mobilnej, choć podobno jest w planach.
Mimo to spółka nie narzeka na brak kupujących i odnotowuje kolejne sukcesy. Jednym z nich jest, chociażby uruchomianie usługi e-commerce w postaci sklepu internetowego eDino Ogród, skód można zamawiać różnego rodzaju rośliny. Te zmiany są odbierane bardzo pozytywnie, jednak kolejna może się już spotkać z innymi reakcjami. Z obrotu zostaje wycofany lubiany produkt — do końca 2025 roku zniknie ze sklepowych półek, a do 2027 nie będzie również w składzie artykułów marek własnych Dino. To działanie jest podyktowane dbaniem o wizerunek firmy oraz pewnym trendem, który zaczyna oddziaływać na coraz więcej firm z sektora handlowego, spożywczego, a nawet gastronomicznego. Część konsumentów może być jednak niezadowolonych z takiego obrotu spraw.


Dino rezygnuje ze sprzedaży jednego z produktów
Dino to już kolejna sieć, która zdecydowała się na wdrażanie strategii dotyczącej społecznej odpowiedzialności biznesu oraz budowania pozytywnego wizerunku marki. W związku z tym do końca 2025 roku z półek wszystkich sklepów pod czerwonym szyldem znikną jaja z chowu klatkowego. W dyskoncie będą dostępne już tylko jajka z chowu ściółkowego, ekologicznego lub z wolnego wybiegu. Do 2027 roku jaja z chowu klatkowego nie będą używane do produkcji artykułów spożywczych marek własnych Dino.
Z drugiej strony jaja z chowu klatkowego są najczęściej tańsze, co w momencie, kiedy ceny tego produktu rekordowo wzrosły może okazać się problematyczne. Warto się jednak zastanowić nad zasadnością wycofywania tego typu jaj jeszcze z innego powodu.

Z jednej strony chodzi o zrównoważony rozwój firmy oraz wyjście naprzeciw potrzebom konsumentów, którzy coraz częściej stawiają na ekologiczną żywność, po części jest to też podyktowane dyrektywami unijnymi, mającym na celu poprawę dobrostanu zwierząt. To długotrwały proces i jest niezmiennie realizowany w wielu krajach europejskich już od kilku lat.
Wydawać by się mogło, że wskazane powody są ze wszech miar słuszne, bo przecież kury powinny żyć w jak najbardziej naturalnych warunkach, a nie w ciasnych klatkach, a jaja z chowu ekologicznego i wolnego wybiegu są zdrowsze i mają więcej wartości odżywczych. Tylko czy tak jest naprawdę? Otóż większość tych twierdzeń wynika z błędnych przekonań oraz dynamicznych zmian społecznych i rynkowych. Specjaliści z dziedziny medycyny weterynaryjnej i nauk o zwierzętach są zupełnie innego zdania.
Nie tylko Dino zrezygnowało z jaj z chowu klatkowego
Chów klatkowy to system intensywnej produkcji jaj, w którym kury są utrzymywane w zamkniętych, metalowych klatkach. Taki rodzaj hodowli jest przedstawiany jako bardzo niekorzystny dla zwierząt, co coraz bardziej koduje się w świadomości konsumentów, którzy chcąc dokonywać bardziej zrównoważonych i ekologicznych wyborów rezygnują z zakupu tak zwanych trójek.
Chodzi o system numeryczny, który obowiązuje na terenie Unii Europejskiej. Numerem 3 oznaczane są jaja z chowu klatkowego, 2 to jaja z chowu ściółkowego, 1 oznacza jaja z wolnego wybiegu a 0 ekologiczne.
Wydawać by się mogło, zwłaszcza teraz kiedy narasta zagrożenie związane z ptasią grypą, najlepszym wyborem będą tak zwane zerówki i jedynki. Poza tym kury z takiej hodowli żyją w dobrych warunkach a z pozostałych dwóch nie. Tylko że to nie do końca prawda. Odkładając względy etyczne na bok i kierując się przede wszystkim czynnikami biologicznymi, warto wziąć pod uwagę to, że kury użytkowe utrzymywane w gospodarstwach komercyjnych i prywatnych to najczęściej gatunki zamieszkujące naturalne tereny zwrotnikowe i podrównikowe kontynentu azjatyckiego. A zatem optymalna temperatura dla takich zwierząt powinna wynosić od 19 do 21°C, a poziom wilgotności na poziomie 55–60 proc. co jest niemożliwe w przypadku chowu ekologicznego i wolnowybiegowego.
Innym czynnikiem, szczególnie ważne w obecnych warunkach jest bezpieczeństwo mikrobiologiczne jaj. Pod tym względem najbezpieczniejsze dla konsumentów są te, które mają jak najkrótszy kontakt z kurą i nie zalegają długo w gniazdach. Dzięki temu skorupki nie są zanieczyszczone np. odchodami ptaków, więc ryzyko wystąpienia chorób takich jak salmonella jest znacznie mniejsze. Pod tym względem również lepsze są jaja z chowu klatkowego.
Zmiany prawa oraz zachowań konsumentów wymuszają jednak na firmach rezygnację z tego typu hodowli, choć nie jest ona w rzeczywistości takim złem, jak to się obecnie przedstawia. Dino zresztą nie jest jedyną siecią, która zdecydowała się na taki krok — na liście znajduje się już między innymi Biedronka, Żabka, Netto, Kaufland, Makro i Auchan, a ponadto takie spółki spożywcze jak Unilever, Danone, Nestlé, Wedel, Lindt czy Ferrero, a nawet branża gastronomiczna idzie w te ślady na czele z takimi gigantami jak McDonald's, KFC, Pizza Hut, Burger King, Subway, Starbucks i Costa Coffee.
Rezygnacja z jaj pochodzących z chowu klatkowego staje się standardem w branży spożywczej i handlowej. Natomiast czy to właściwy ruch jest już kwestią całkowicie inną.



































