Jajecznica grozy na Krupówkach. Trudno uwierzyć, ile zapłaciła turystka

Wakacyjne wyjazdy to czas, kiedy turyści chcą odpocząć od gotowania i chętnie korzystają z restauracji w miejscu wypoczynku. Nieraz są w stanie zapłacić więcej, żeby zjeść szybciej w centrum miasta, zamiast szukać tańszej knajpki na obrzeżu. Doskonale wiedzą o tym właściciele lokali w miejscowościach turystycznych, którzy dostosowują ceny posiłków do oblężenia odwiedzających. Na widok tego paragonu z Krupówek można złapać się za głowę, a to tylko koszt śniadania dla dwóch osób.
Paragony grozy straszą od lat
Zjawisko tzw. paragonów grozy od kilku lat wzbudza gorące emocje wśród polskich turystów, zwłaszcza w sezonie letnim. Termin ten wszedł na dobre do języka medialnego i potocznego około 2019 roku, kiedy w Internecie zaczęły masowo pojawiać się zdjęcia paragonów z nadmorskich miejscowości, na których ceny za lody, rybę z frytkami czy gofra przyprawiały o zawrót głowy. Dla wielu internautów stały się one symbolem przesadnie wysokich cen w popularnych kurortach, a dla innych — przestrogą przed urlopowym rozczarowaniem.

Choć zjawisko dotyczy głównie gastronomii, to coraz częściej pojawiają się też głosy o "paragonach grozy” z wypożyczalni sprzętu wodnego, za leżaki na plaży, czy nawet za toalety publiczne. Zjawisko dotyczyło początkowo szczególnie miejscowości nadmorskich, ale coraz częściej wspomina się też o Zakopanem, Krakowie czy Mazurach.
Wzrost cen w miejscowościach turystycznych to z jednej strony nic dziwnego i efekt wielu nakładających się czynników:
- sezonowości działalności,
- wysokich kosztów utrzymania,
- inflacji i wzrostu cen produktów spożywczych,
- napływu turystów.
Z roku na rok rośnie świadomość konsumencka. Przed wyjściem do lokalu coraz więcej osób sprawdza opinie w Internecie, pyta o ceny przed złożeniem zamówienia i porównuje oferty. Tym razem jedna z turystek opublikowała rachunek z restauracji na Krupówkach. Taką kwotę musiała zapłacić za jajecznicę.
Ambasada ostrzega polskich turystów. Czerwony alarm. Nadciąga zjawisko "nie tylko męczące, ale i niebezpieczne" Ogień pochłania raj all inclusive Polaków. Ewakuacje i odwołane loty. Turyści obawiają się o wakacjePolacy wyruszyli do Zakopanego
Zakopane po raz kolejny udowodniło, że jest jedną z najchętniej odwiedzanych destynacji podczas długich weekendów. W czasie tegorocznej czerwcówki, która dzięki korzystnemu układowi kalendarza niemal zlewa się z wakacjami, na Podhalu pojawiły się prawdziwe tłumy. Szczególnie tłoczno było na Krupówkach — już w czwartek, w pierwszy dzień długiego weekendu, przez główną ulicę Zakopanego przeszła procesja Bożego Ciała, a po niej deptak nie opustoszał. W sieci pojawiły się liczne zdjęcia i nagrania dokumentujące to wydarzenie.
Jak przyznaje Karol Wagner z Tatrzańskiej Izby Gospodarczej, zainteresowanie wyjazdami w tym roku było wyjątkowo duże — zarówno pod względem frekwencji, jak i długości pobytów.
W tym sezonie czerwcówka, która w wyniku ułożenia kalendarza mocno zbliżyła się do wakacji, zaskoczyła nas nie tylko obłożeniem, które na Podhalu zwyczajowo mamy bardzo wysokie, ale i długością średniego pobytu — powiedział w rozmowie z Onetem. Jak dodał, turyści chętnie rezerwowali kilkudniowe wypady.

Przedstawiciel TIG zwrócił uwagę na zjawisko rekompensaty po zimowym przestoju turystycznym, kiedy podróże były zatrzymane. Letnie wycieczki stanowią rekompensatę dla tego okresu, a i ceny mają być obecnie korzystniejsze, niż jeszcze kilka miesięcy temu.
Wbrew oczekiwaniom wielu, ceny noclegów nie poszybowały w górę. Wprost przeciwnie, jak zaznacza Wagner, w porównaniu do poprzedniego roku mediana cen spadła.
Wiele wskazuje jednak na to, że inaczej sytuacja wygląda, jeśli chodzi o ceny restauracyjne. Jedna z turystek pokazała paragon po pobycie w jednym z lokali, w którym zjadła jajecznicę. Paragon grozy to mało powiedziane.
Zobacz: Ci kuracjusze nie zapłacą w sanatorium ani złotówki. Ogłoszono nowy plan ministerstwa
Paragon grozy na Krupówkach - tyle zapłaciła turystka
W ostatnich tygodniach Internet po raz kolejny obiegła gorąca dyskusja wokół tzw. paragonów grozy. Jak podaje Tygodnik Podhalański, tym razem lawina komentarzy spadła na jedną z zakopiańskich restauracji, gdzie — według zdjęcia zamieszczonego w mediach społecznościowych — śniadanie dla dwóch osób kosztowało aż 240 zł. Fotografia rachunku błyskawicznie rozeszła się po sieci i wywołała oburzenie internautów.
Na paragonie znalazły się dwie porcje jajecznicy — po 67 zł, dwie kawy cappuccino za 40 i 44 złote oraz doliczony serwis w kwocie 22 złotych. Ostateczna kwota szybko obiegła media i wywołała olbrzymie emocje.
Na falę internetowej krytyki postanowiła odpowiedzieć znana podhalańska blogerka kulinarna Lady Kitchen, która w swoim stylu — z humorem i ironią — skomentowała całą sytuację.
Czy można zjeść śniadanie na Krupówkach bez sprzedawania nerki? Tak! – napisała.
Lady Kitchen nie tylko bagatelizuje sensację wokół kosztownego posiłku, ale też wytyka brak refleksji u autorów takich materiałów. Jej zdaniem paragon za 240 zł nie jest niczym niezwykłym, jeśli ktoś świadomie wybiera najbardziej ekskluzywny lokal w okolicy.
Otóż pan 'redaktor' z portalu na literę W, chyba pozazdrościł sławy Natalce z Onetu i postanowił sam pojechać do Zakopanego. Wbił do najdroższego lokalu w mieście – tego z pięknym orłem, starożytnymi diamentami w kształcie oscypków i innymi cudami. Zanim wszedł, to jeszcze nakręcił filmik, na którym słabym głosem jęczy: 'Sprawdzam, czy drogo!'. No typie!!! W internecie jest już chyba z 4536 filmów o tym, że tam jest drogo! – pisze blogerka.
Choć blogerka krytycznie odnosi się do doniesień o zakopiańskim paragonie grozy, to wyraźnie widać, że paragony grozy wciąż wywołują olbrzymie emocje wśród internautów. Rachunek ukazujący koszt jajecznicy szybko obiegł media i stał się tegorocznym symbolem wakacyjnego wypoczynku w Polsce.





































