biznes finanse video praca handel Eko Energetyka polska i świat O nas
Obserwuj nas na:
BiznesINFO.pl > Handel > Francja i Dania już go wycofały, w Polsce wciąż się używa. Ryzyko jest duże
Julia Bogucka
Julia Bogucka 30.10.2025 06:20

Francja i Dania już go wycofały, w Polsce wciąż się używa. Ryzyko jest duże

Francja i Dania już go wycofały, w Polsce wciąż się używa. Ryzyko jest duże
Fot. Garrett Aitken/Getty Images/CanvaPro

Regulacje prawne nawet na terenie Unii Europejskiej nie są całkowicie jednolite. Dotyczy to między innymi niektórych składników wykorzystywanych przy produkcji żywności. W tym przypadku kolejne państwa decydują się na rezygnację, w Polsce jednak wciąż można go znaleźć w składzie produktu. Wiadomo, co może wywoływać.

Te składniki były wycofywane z produkcji żywności

Historia regulacji dotyczących żywności to fascynująca kronika ewolucji nauki, ale też społecznej paniki i powolnego docierania do prawdy. Substancje, które kiedyś reklamowano jako szczyt nowoczesności i gwarancję bezpieczeństwa, dziś znajdują się na czarnej liście dodatków. Wystarczy wspomnieć, że w starożytnym Rzymie octan ołowiu, zwany "cukrem ołowianym", był popularnym słodzikiem, prowadząc do chronicznych zatruć. Jeszcze na początku XX wieku do barwienia żywności używano toksycznych związków metali ciężkich, a do konserwacji mięs stosowano boraks, dziś znany głównie jako składnik detergentów i środek na insekty.

Francja i Dania już go wycofały, w Polsce wciąż się używa. Ryzyko jest duże
Fot. Janine Lamontagne/Getty Images/CanvaPro

To pokazuje, że normy bezpieczeństwa nie są dane raz na zawsze. Reagują one, czasem z opóźnieniem, na postęp badań toksykologicznych i epidemiologicznych. W Polsce na straży tego, co trafia na nasze talerze, stoją dwie główne, choć często mylone, instytucje. Pierwszą jest Państwowa Inspekcja Sanitarna, powszechnie znana jako Sanepid, działająca pod nadzorem Głównego Inspektora Sanitarnego (GIS). Jej misją jest ochrona zdrowia publicznego poprzez nadzór nad warunkami higienicznymi na każdym etapie łańcucha żywnościowego, od produkcji, przez transport, po sprzedaż. GIS bada próbki pod kątem mikrobiologicznym (bakterie, pleśnie) i chemicznym, pilnując, by nie przekroczono dopuszczalnych norm pestycydów, metali ciężkich czy właśnie niedozwolonych dodatków. To Sanepid zarządza też systemem RASFF (Rapid Alert System for Food and Feed), unijnym mechanizmem wczesnego ostrzegania, który pozwala błyskawicznie wycofać niebezpieczną partię produktu z całego rynku UE.

Drugim filarem jest Inspekcja Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych (IJHARS). Ta instytucja skupia się na aspekcie handlowym i ochronie interesów konsumenta. Sprawdza, czy etykieta nie wprowadza w błąd, czy produkt o nazwie "masło ekstra" faktycznie zawiera tylko tłuszcz mleczny, a "sok" nie jest rozwodnionym nektarem. IJHARS walczy z fałszerstwami, kontroluje chronione oznaczenia geograficzne (jak oscypek) i weryfikuje deklaracje "bio" czy "eko". Obie te służby działają w oparciu o skomplikowane prawo krajowe i unijne, tworząc system naczyń połączonych, który ma gwarantować bezpieczeństwo konsumenta.

Barwniki spożywcze wywołują kontrowersje

W ramach Unii Europejskiej proces dopuszczania dodatków do żywności, oznaczanych symbolem "E", jest ściśle scentralizowany i opiera się na twardych analizach naukowych. Kluczową rolę odgrywa tu Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA) z siedzibą w Parmie. Aby substancja otrzymała status "E", musi przejść rygorystyczną ocenę bezpieczeństwa. Naukowcy EFSA analizują dostępne badania toksykologiczne, ustalając przede wszystkim dopuszczalne dzienne spożycie (ADI – Acceptable Daily Intake). Jest to ilość, którą statystycznie można bezpiecznie przyjmować każdego dnia przez całe życie, bez widocznego ryzyka dla zdrowia. Wartość tę ustala się zazwyczaj na podstawie badań na zwierzętach, stosując stukrotny margines bezpieczeństwa.

Jeśli EFSA wyda pozytywną opinię, Komisja Europejska zazwyczaj zezwala na stosowanie danego dodatku we wszystkich krajach członkowskich. Sprawa komplikuje się, gdy dowody naukowe są niejednoznaczne lub kontrowersyjne. Największe emocje od lat budzą syntetyczne barwniki. Ich rola jest czysto estetyczna, nie mają żadnej wartości odżywczej, a jedynie sprawiają, że napój jest bardziej czerwony, a deser bardziej żółty, co podnosi atrakcyjność marketingową.

Francja i Dania już go wycofały, w Polsce wciąż się używa. Ryzyko jest duże
Fot. erierika/Getty Images/CanvaPro

Przełomem była publikacja badań naukowców z Uniwersytetu w Southampton w 2007 roku. Zasugerowała ona możliwy związek między spożyciem mieszanki sześciu sztucznych barwników (tzw. "szóstka z Southampton": E110, E104, E122, E129, E102, E124) oraz konserwantu (benzoesanu sodu) a wzrostem nadpobudliwości i problemami z koncentracją u dzieci. Choć EFSA uznała te dowody za niewystarczające do delegalizacji, UE zareagowała. Wprowadzono obowiązek umieszczania na etykietach produktów zawierających te barwniki specjalnego ostrzeżenia.

Czasem jednak Unia działa stanowczo, kierując się "zasadą ostrożności". Idealnym przykładem jest niedawny zakaz stosowania dwutlenku tytanu (E171), popularnego białego pigmentu używanego masowo w gumach do żucia, lukrach czy suplementach diety. Po latach badań, szczególnie nad ryzykiem związanym z nanocząsteczkami, EFSA nie była w stanie wykluczyć genotoksyczności (ryzyka uszkodzenia DNA). To, w połączeniu z wcześniejszym jednostronnym zakazem we Francji, doprowadziło w 2022 roku do całkowitego zakazu jego stosowania w żywności w całej Unii, w tym w Polsce. Wciąż jest jednak wiele substancji, które są wycofywane w innych państwach, ale w naszym kraju wciąż są używane.

Zobacz: Teraz Polacy kupują to na potęgę. Znana sieciówka ostrzega. “Jak najszybciej zwróć do sklepu”

Ten barwnik jest wycofywany, w Polsce wciąż się go używa

Podczas gdy E171 zniknął z etykiet, inne kontrowersyjne składniki pozostały. W samym centrum obecnej debaty znajduje się czerwień allura AC, znana na etykietach jako E129. Jest to syntetyczny barwnik azowy, jeden ze składników wspomnianej "szóstki z Southampton". Ze względu na swój intensywny, trwały i zdaniem technologów żywności atrakcyjny czerwony kolor, jest chętnie wykorzystywany przez producentów. Znajdziemy go w słodyczach, żelkach, napojach, deserach mlecznych, a nawet w niektórych przetworach mięsnych, sosach typu barbecue czy przyprawach. Jego popularność wynika też ze stabilności i ceny, jest znacznie tańszy i bardziej przewidywalny w procesie produkcji niż jego naturalne odpowiedniki, takie jak betanina z buraka (wrażliwa na temperaturę) czy karmin (E120, pozyskiwany z owadów, co wyklucza go z produktów wegańskich).

I tu ujawnia się europejski paradoks. EFSA, na podstawie dostępnych badań, utrzymuje, że czerwień allura jest bezpieczna, o ile nie przekracza się dopuszczalnego dziennego spożycia (ADI) ustalonego na 7 mg na kilogram masy ciała dziennie. Polska, podobnie jak większość krajów UE, rygorystycznie stosuje się do tej wytycznej. Produkty z E129 są u nas legalne i powszechnie dostępne, choć muszą nosić stosowne ostrzeżenie.

Jednak Dania oraz Francja postanowiły pójść inną drogą. Kraje te, powołując się właśnie na zasadę ostrożności, zdecydowały się na wprowadzenie krajowych zakazów stosowania czerwieni allura na swoim terytorium. Uznały, że potencjalne ryzyko powiązania jej z nadpobudliwością u dzieci, nawet jeśli nie jest ono ostatecznie i bezsprzecznie udowodnione przez EFSA, przeważa nad znikomą korzyścią, jaką jest jedynie ładniejszy kolor produktu. W rezultacie na polskim rynku legalnie kupimy słodycze, które w Paryżu czy Kopenhadze nie mogłyby trafić na półkę.

Jak to możliwe przy wspólnym rynku? Unijne traktaty pozwalają w wyjątkowych sytuacjach na utrzymanie przez kraj członkowski bardziej restrykcyjnych norm krajowych, jeśli są one uzasadnione ochroną zdrowia publicznego i oparte na nowych dowodach naukowych. Prawo unijne zmusiło jednak Polskę i innych do pewnego kompromisu. Zgodnie z rozporządzeniem 1333/2008, każdy produkt zawierający czerwień allura musi być opatrzony wyraźnym ostrzeżeniem na etykiecie: Może mieć szkodliwy wpływ na aktywność i skupienie uwagi u dzieci. Prócz tego warto pamiętać, że dodatek ten może wpływać na mikroflorę jelitową oraz powodować stany zapalne układu pokarmowego.

Bądź na bieżąco - najważniejsze wiadomości z kraju i zagranicy
Google News Obserwuj w Google News
BiznesINFO.pl
Obserwuj nas na: