Znani doradcy za czasów PiS wpadli po uszy. To im grozi za "fikcyjne zatrudnienie". Bank nie odpuści

Bank podjął zdecydowane kroki wobec osób, które miały czerpać korzyści z fikcyjnych umów o pracę. Sprawa, w którą zamieszane są znane nazwiska z życia publicznego, może zakończyć się poważnymi konsekwencjami finansowymi i prawnymi. Instytucja zapowiada, że nie zamierza odpuścić i będzie dochodzić swoich roszczeń w pełnym zakresie. Ta sytuacja rzuca nowe światło na kulisy działalności z poprzednich lat.
Afera doradców PiS. Takiego scenariusza nikt się nie spodziewał
Programy doradcze w dużych instytucjach finansowych zwykle służą wsparciu zarządów w strategicznych decyzjach. Eksperci, często posiadający doświadczenie w mediach, administracji czy biznesie, zatrudniani są do analizy trendów i przygotowywania rekomendacji. Jednak jak pokazuje przykład Banku Pekao SA, takie rozwiązanie może budzić poważne wątpliwości. Najnowsze wyniki audytu pokazały, że w okresie 2017–2023 zawierano umowy, które trudno obronić z biznesowego punktu widzenia.
Prezes banku Cezary Stypułkowski, w liście do pracowników, wprost nazwał część z nich „fikcyjnym zatrudnieniem”. To mocne stwierdzenie, które oznacza, że wynagrodzenia mogły być wypłacane bez realnego świadczenia usług. Co więcej, w grę wchodzą bardzo duże sumy — mowa o dziesiątkach milionów złotych.
Bank oficjalnie zapowiedział, że będzie domagał się zwrotu pieniędzy. To sygnał, że sprawa nie zakończy się wyłącznie na poziomie wewnętrznej kontroli, ale może mieć poważne konsekwencje dla osób, które korzystały z takich umów. Dla rynku to ważny przykład, jak nadzór właścicielski i audyt mogą ujawniać nieprawidłowości w instytucjach, które powinny być wzorem przejrzystości. Co już wiadomo o skali tego oszustwa i kto dokładnie jest za nie odpowiedzialny?

Zatrudnieni tylko na papierze. Kto zarabiał krocie kosztem banku?
Do kontrowersyjnych informacji dotarła „Gazeta Wyborcza”, która posiada list Pekao SA Cezarego Stypułkowskiego do pracowników, w którym opisane są budzące wielkie wątpliwości praktyki, które miały miejsce, podczas urzędowania ministra aktywów państwowych Jacka Sasina z PiS. Audyt w Banku Pekao objął lata 2017–2023, czyli okres, w którym instytucją zarządzały osoby blisko związane z tym resortem. W tym czasie zatrudniono 18 doradców zarządu, a ich wynagrodzenia pochłonęły łącznie około 30 mln zł.
Według ustaleń mediów, wśród nazwisk pojawiają się osoby szerzej znane opinii publicznej. To m.in. Jarosław Olechowski — były szef Telewizyjnej Agencji Informacyjnej z czasów Jacka Kurskiego, a obecnie związany ze stacją Republika. Doradzał on wiceprezesowi Piotrowi Zborowskiemu, który uchodził za człowieka Jacka Sasina. Z kolei Małgorzata Raczyńska-Weinsberg, znana z TVP i Polskiego Radia, miała otrzymać ok. 3 mln zł. Olechowski, według informacji „Newsweeka”, zainkasował 1,4 mln zł.

Na liście znaleźli się również Ryszard Madziara, Agnieszka Piesiewicz i Rafał Bukowski. Wątpliwości dotyczące tych kontraktów dotyczą nie tylko wysokości wypłat, ale także zakresu obowiązków. Pojawia się pytanie, czy rzeczywiście świadczono usługi doradcze, czy też były to stanowiska stworzone wyłącznie z powodów politycznych?
Bank Pekao podkreśla, że analizuje każdy z przypadków indywidualnie. Już teraz wiadomo jednak, że zamierza dochodzić zwrotu pieniędzy — nie tylko od doradców, ale także od podmiotów zewnętrznych, które korzystały z funduszy powiązanych z instytucją.
Miliony na kontach i wsparcie kampanii. Wnioski z audytu są jednoznaczne
Najpoważniejsze wnioski płynące z kontroli dotyczą nie tylko samych doradców, ale również działalności fundacji Pekao. Z raportu wynika, że organizacja ta przekazała ponad 4,6 mln zł trzem podmiotom: Fundacji Niezależne Media, Stowarzyszeniu Pokolenie oraz Fundacji Polska 360. Środki miały być wydatkowane w sposób sprzeczny ze statutem, a w praktyce mogły posłużyć do wspierania kampanii wyborczej i referendalnej w 2023 roku.
Prezes Cezary Stypułkowski w liście do pracowników podkreślił, że zidentyfikowano liczne przykłady agitacji wyborczej finansowanej pieniędzmi z fundacji banku. To, jego zdaniem, absolutnie niedopuszczalne, bo instytucja finansowa musi unikać politycznego zaangażowania. W tej sytuacji Pekao wystąpił nie tylko o zwrot środków, ale także przekazał dokumenty odpowiednim organom. Sprawą zajmują się prokuratura i administracja skarbowa.
Zidentyfikowano bowiem liczne przykłady bezpośredniej agitacji wyborczej przez tych beneficjentów z wykorzystaniem środków, o które aplikowali z zamiarem sponsorowania towarzyszącej wyborom kampanii referendalnej — pisze Stypułkowski, cytowany przez „Gazetę Wyborczą”.
W praktyce oznacza to, że część osób i organizacji może być zobowiązana do oddania wielomilionowych kwot. Co więcej, jeśli zarzuty o „fikcyjne zatrudnienie” się potwierdzą, mogą pojawić się konsekwencje prawne. Bank w ten sposób stara się nie tylko odzyskać pieniądze, ale również odbudować reputację po latach politycznych wpływów.


































