NBP cichym sojusznikiem gotówki? Znamy zaskakujący powód

Wzrost popularności płatności bezgotówkowych wydaje się nieunikniony, a kolejne regulacje coraz mocniej ograniczają użycie banknotów. Jednak Narodowy Bank Polski może mieć ukryty, finansowy interes w utrzymaniu gotówki w obiegu. To stawia pod znakiem zapytania oficjalną narrację o cyfrowej rewolucji.
Regulacje zacieśniają pętlę wokół banknotów
Debata o przyszłości pieniądza nabiera tempa. Z jednej strony mamy dynamiczny wzrost transakcji bezgotówkowych, które w Polsce mogą stanowić już znaczną część obrotu, a z drugiej coraz bardziej restrykcyjne przepisy. Unia Europejska rozważa wprowadzenie całkowitego zakazu transakcji gotówkowych powyżej 10 tysięcy euro, co ma oficjalnie służyć walce z szarą strefą. Jednak zdaniem ekspertów takie działania nie są neutralne rynkowo. Jak zauważa Aleksander Pawlak z Warsaw Enterprise Institute, to nie jest uczciwa konkurencja, w której firmy technologiczne walczą o klienta innowacjami i wygodą. To walka toczona na poziomie regulacji, które systematycznie utrudniają i podrażają korzystanie z tradycyjnego pieniądza. Przykładem może być limit 10 tysięcy dolarów w USA, wprowadzony w 1971 roku i od tamtej pory niewaloryzowany, co pokazuje długofalowy trend. W Polsce już teraz firmy przyjmujące wpłaty powyżej 10 tysięcy euro stają się „instytucją obowiązaną” z szeregiem biurokratycznych wymogów. Efekt? W wielu salonach samochodowych nie kupimy już auta za gotówkę, choć za drobną usługę serwisową zapłacimy bez problemu.
Złoty interes banku centralnego w papierowym pieniądzu
Dlaczego więc, wbrew globalnym trendom, Narodowy Bank Polski miałby wspierać gotówkę? Odpowiedź kryje się w bilansie banku centralnego. Każdy banknot w naszym portfelu jest dla NBP zobowiązaniem, ale zobowiązaniem specyficznym – całkowicie nieoprocentowanym. W momencie emisji, na przykład banknotu o nominale 100 zł, NBP zapisuje go po stronie pasywów. Za te wyemitowane pieniądze może natomiast kupić aktywa, takie jak obligacje skarbowe czy złoto, które już generują przychody lub stanowią rezerwę. Obecnie podaż pieniądza gotówkowego (agregat M0, czyli pieniądz w obiegu) w Polsce to około 430 miliardów złotych. Jest to gigantyczna kwota darmowego finansowania, z którego bank centralny może czerpać środki na realizację swoich celów, w tym na budowę rezerw walutowych. Z perspektywy NBP, im więcej gotówki w obiegu, tym większa i tańsza baza do prowadzenia operacji finansowych. To fundamentalny mechanizm, który działa w każdym banku centralnym na świecie i jest jednym z filarów siły dolara amerykańskiego.
Nierówna walka o portfele Polaków
Taka perspektywa rzuca nowe światło na rynek płatności. Z jednej strony mamy potężne, międzynarodowe organizacje kartowe, jak Visa czy Mastercard, które zarabiają na każdej transakcji bezgotówkowej i aktywnie lobbują za korzystnymi dla siebie regulacjami. Ciekawostką jest fakt, że Mastercard posiada udziały nawet w polskim Bliku, co pokazuje skalę konsolidacji rynku. Z drugiej strony rynek gotówkowy jest niezwykle rozdrobniony – tworzą go firmy konwojenckie, operatorzy bankomatów i drobni przedsiębiorcy. Jedyną instytucją, która ma realny interes w utrzymaniu gotówki, pozostaje bank centralny. Regulacje eliminujące z obiegu transakcje o wysokich nominałach są szczególnie niebezpieczne, ponieważ biznes płatniczy to biznes skali. Im mniej gotówki w systemie, tym jednostkowy koszt jej obsługi (transport, sortowanie, bezpieczeństwo) staje się wyższy. To z kolei prowadzi do dalszego spadku jej konkurencyjności. W ten sposób, pod hasłem nowoczesności, wspiera się monopol kilku graczy, ograniczając wybór konsumentów. Oddanie rynku płatności w ręce prywatnych podmiotów rodzi pytania o suwerenność monetarną i prywatność, która dla wielu, zwłaszcza młodszych pokoleń, wciąż pozostaje istotną wartością.



































