Wyszukaj w serwisie
polska i świat praca handel finanse Energetyka Eko technologie
BiznesINFO.pl > Polska i Świat > Volkswagen w ogniu krytyki. Koncern zbudował fabrykę w otoczeniu działających obozów pracy
Maria Glinka
Maria Glinka 27.12.2020 01:00

Volkswagen w ogniu krytyki. Koncern zbudował fabrykę w otoczeniu działających obozów pracy

Volkswagen w Chinach
Flickr/DennisM2, Public Domain

Z tego artykułu dowiesz się:

  • Dlaczego chińska fabryka Volkswagena jest owiana złą sławą

  • Kim są Ujgurzy

  • Jakie inne działania pozostawiły rysę na wizerunku niemieckiego producenta pojazdów

Volkswagen w ogniu krytyki. Fabryka pośród obozów represji

Volkswagen to jedyny koncern samochodowy obecny w zachodnich Chinach. Stephan Woellenstein, szef Volkswagena w Chinach, przyznał, że ten region charakteryzuje się dużym potencjałem gospodarczym i inwestycja nie ma charakteru politycznego. Okazuje się, że rzeczywistość jest jednak inna.

Przedstawiciel biznesowy, który rozmawiał z niemieckim dziennikiem „Zeit” wyznał, że warunki na zachodzie Chin są bardzo niekorzystane dla fabryki samochodów. To region pozbawiony dostawców i odpowiedniej infrastruktury. Produkcja pojazdów na zachodzie Chin to proces niezwykle długotrwały, co przekłada się na niezbyt zadowalające wyniki.

Siedem lat po otwarciu fabryki Volkswagen produkował mniej niż 20 tys. pojazdów rocznie. Według wstępnych deklaracji roczny poziom wytwórczy miał osiągać poziom ok. 50 tys. aut. Zdaniem eksperta wybudowanie zakładu na zachodzie kraju było warunkiem, na który Volkswagen musiał przystać, aby wkroczyć do dużo bardziej korzystnego regionu wschodnich Chin, który okazał się głównym miejscem produkcji. Co drugi samochód Volkswagen pochodzi właśnie z Chin, jednak obecność na zachodnim obszarze kraju może budzić poważne wątpliwości.

W czym tkwi problem? Region, w którym Volkswagen wybudował fabrykę to miejsce represjonowania mniejszości ujgurskiej. W promieniu 30 km od zakładu mieści się 25 więzień i obozów pracy. W całym regionie Sinciang badacze doliczyli się aż 400 takich miejsc. Podejrzewa się, że do obiektów mogło trafić 1,8 miliona Ujgurów, Kazachów i innych mniejszości muzułmańskich. W ten sposób władze Chin dążą do przerwania ich linii rodowych.

Adrian Zenz, która przeprowadza w tym regionie badania na zlecenie amerykańskiej organizacji pozarządowej Victims of Communism Memorial Foundation, twierdzi, że w obiektach dochodzi do przymusowej sterylizacji i aborcji. Jej zdaniem tego typu działania wpisują się w kryteria ludobójstwa rozumianego przez ONZ jako stopniowe dziesiątkowanie grupy etnicznej wraz z jednoczesnym zwalczaniem jej tożsamości.

Ujgurzy to grupa etniczna pochodzenia tureckiego, która przybyła na teren Chin w IX w. Przedstawiciele tej mniejszości są w większości wyznawcami islamu, dlatego też chiński rząd kieruje wobec często oskarża ich o organizowanie zamachów terrorystycznych. Tuż po wybuchach w 2009 r. doszło do starć z Chińczykami Han, w wyniku których zginęło 197 osób. Choć po atakach przywódca chińskiej partii Hu Jintao deklarował chęć poprawy warunków życia Ujgurów i obiecywał rozwój gospodarczy regionu to napięcia w dalszym ciągu są widoczne, a obozy pracy - nadal funkcjonują.

Nie tylko Volkswagen wkroczył do zachodniego regionu

W ocenie eksperta wszystkie firmy, które działają w tym regionie dają ciche przyzwolenie chińskim władzom na nieetyczne działania. - Jeśli firmy takie jak VW nie chcą łączyć sił z represjami ze strony państwa, muszą wycofać się z Sinciangu - skomentował Zenz.

Poza Volkswagenem na wschodzie Chin, nieopodal obiektów represjonowania Ujgurów, mieści się także fabryka półproduktów do włókien syntetycznych BASF. Forsal podaje, że nawet Coca-Cola rozlewa tam swoje napoje.

Nie pierwsza wizerunkowa wpadka Volkswagena

Jednak zdaniem zagranicznych dziennikarzy to Volkswagen może najbardziej ucierpieć poprzez aktywność w tym politycznie wątpliwym regionie Chin. Volkswagen ma na swoim koncie już kilka nietrafionych aktywności, a powiązanie ze sprawą naruszania praw człowieka może tylko podburzyć zaufanie klientów.

W 2015 r. niemiecki producent zainstalował oprogramowanie, które pozwalało na manipulowanie poziomem emisji w ok. 11 mln pojazdach z silnikiem diesla. Dzięki temu samochody bez przeszkód przechodziły testy norm spalania.

W 2018 r. The New York Times dotarł do informacji, jakoby grupa badawcza finansowana przez BMW, Daimlera, Volkswagena oraz Boscha dopuściła się gazowania małp. W ten kontrowersyjny sposób spółki chciały pokazać, że wydzielane spaliny nie przekładają się na większą szansę zachorowania na raka.