Polacy wolą wydawać niż oszczędzać. To błąd, który zemści się na emeryturze
 
  Ponad połowa Polaków nie ma żadnych oszczędności. Żyjemy „od pierwszego do pierwszego”, choć – jak pokazują dane – nasza skłonność do konsumpcji często wygrywa z rozsądkiem. W dyskusji o finansach osobistych ścierają się psychologia i twarda matematyka, a eksperci alarmują, że brak nawyku odkładania pieniędzy to prosta droga do finansowej katastrofy na emeryturze. O tym, dlaczego wolimy wydawać i jak przełamać ten impas, mówił Artur Jaśkiewicz z Banku Pekao S.A.
Dramat w portfelach. Jak Polacy wypadają na tle Europy?
Zanim przejdziemy do psychologii, spójrzmy na dane, bo te są alarmujące. Jak wskazuje Artur Jaśkiewicz, Dyrektor Biura Zarządzania Produktami Oszczędnościowymi i Klientami Zamożnymi w Banku Pekao S.A., prawda o naszych portfelach leży pośrodku, choć „raczej przechyla się w kierunku tego, że więcej Polaków woli wydawać niż oszczędzać”. Niestety, „więcej” to w tym przypadku druzgocąca większość. Opierając się na analizach rynkowych, ekspert szacuje, że od 50% do nawet 60% społeczeństwa nie ma żadnych oszczędności.
Zaledwie 40% z nas posiada jakąkolwiek nadwyżkę. W tej grupie większość deklaruje, że zgromadzone środki wystarczyłyby na trzy lub więcej miesięcy komfortowego życia w sytuacji awaryjnej, takiej jak nagła utrata pracy. To tak zwana poduszka finansowa, której absolutne minimum, zdaniem Jaśkiewicza, to właśnie trzymiesięczne dochody. Prawdziwy komfort psychiczny i czas na spokojne znalezienie nowej pracy, bez presji kończących się środków, daje jednak bufor sześciu lub nawet dwunastomiesięcznych pensji.
Jak wypadamy na tle innych krajów? Tu niestety widać skalę problemu. Kluczowy jest wskaźnik nazywany „stopą oszczędności”, który pokazuje, jaki procent rocznych dochodów przeciętny obywatel przeznacza na oszczędności. W 2021 roku wskaźnik ten dla Polski wyniósł zaledwie 3%. Ekspert banku podkreślił, że znaleźliśmy się na samym końcu rankingu, nawet za krajami Europy Środkowo-Wschodniej. Dla porównania, średnia europejska to 17%. Co ciekawe, w pandemicznym roku 2020, gdy konsumpcja, podróże i zakupy gwałtownie wyhamowały, wskaźnik ten skoczył w Polsce do 12%. Jednak, gdy tylko ruszyła inflacja, Polacy wrócili do wydatków, często nadganiając rosnące ceny, co znów zepchnęło myślenie o oszczędzaniu na dalszy plan. Mimo to widać drobne, pozytywne sygnały. Klienci zamożni, czyli polska klasa średnia, kontynuują inwestowanie. Ważniejszy trend widać jednak wśród millenialsów: badania wskazują, że około 70% młodych deklaruje, że wie o wadze oszczędzania i było w stanie cokolwiek odłożyć w ciągu ostatnich 12 miesięcy.
 
„Nie mam z czego”. Ekspert obala mity blokujące oszczędzanie
Skoro młodzi rozumieją ideę, a reszta społeczeństwa tonie w bieżącej konsumpcji, to gdzie leży problem? Najczęściej w głowie. Artur Jaśkiewicz w rozmowie z Januszem Schwertnerem rozprawił się z trzema najpopularniejszymi wymówkami, które blokują Polaków przed budowaniem bezpieczeństwa finansowego.
Pierwszy i najczęstszy mit to oczywiście: „nie mam z czego oszczędzać, bo zarabiam za mało”. Zdaniem eksperta to tylko szufladka, w którą wrzucamy problem, by go nie rozwiązać. Ideą oszczędzania nie jest odkładanie wielkich kwot, ale „zacząć cokolwiek odkładać”. Jak podkreśla Jaśkiewicz, nie ma znaczenia, czy zarabiamy dwa, pięć czy dziesięć tysięcy złotych. Chodzi o sam fakt rozpoczęcia procesu. Można zacząć od małych celów – wyjazd na wakacje za rok czy rower dla dziecka. W opinii przedstawiciela Pekao, odłożenie 50 czy 100 złotych miesięcznie jest w zasięgu przeciętnego Polaka. To właśnie ten pierwszy krok jest wstępem do myślenia o większych celach, jak choćby emerytura.
Drugi mit, szczególnie popularny w ostatnich latach: „nie opłaca się oszczędzać, bo inflacja i tak wszystko zje”. To błąd w rozumowaniu, który każe nam traktować oszczędności wyłącznie jako inwestycję. Artur Jaśkiewicz kontruje: „Ja bym powiedział tak: nie zawsze celem oszczędzania jest to, żebyśmy pokonali inflację, czyli zarobili więcej niż ta inflacja”. W przypadku celów krótkoterminowych, jak wspomniane wczasy za rok, naszym celem nie jest pomnożenie kapitału, ale samo jego zebranie. Jeśli dziś nie zaczniemy odkładać, nawet jeśli te środki stracą na wartości, to za rok staniemy przed znacznie gorszym wyborem: albo zrezygnujemy z planów, albo będziemy musieli „posiłkować się na przykład kredytem, który jest dużo droższy i wtedy jesteśmy na większym minusie, niż gdybyśmy sobie odkładali po te kilkanaście, kilkadziesiąt czy sto złotych miesięcznie”.
Trzeci mit to przekonanie, że „oszczędzanie jest skomplikowane”. Wymaga wiedzy eksperckiej, śledzenia rynków i spotkań z doradcami. Nic bardziej mylnego. Zdaniem Jaśkiewicza, podstawowe oszczędzanie jest banalnie proste i nie wymaga żadnej specjalistycznej wiedzy.
Zbuduj nawyk, a nie fortunę. Jak zacząć i nie porzucić celu?
Jak zatem wygląda to „nieskomplikowane” oszczędzanie w praktyce? Większość Polaków, ponad 90%, posiada konto osobiste w banku, na które wpływa pensja. To wszystko, czego potrzeba na start. Wystarczy, że w tym samym banku, nawet przez bankowość internetową, otworzymy dodatkowy produkt – konto oszczędnościowe lub prostą lokatę terminową. Można to zrobić w kilka minut.
Kluczem do sukcesu jest automatyzacja. Zamiast liczyć na silną wolę pod koniec miesiąca, należy od razu ustawić „stałe zlecenie”. To automatyczny przelew, który co miesiąc, najlepiej tuż po wpływie pensji, przeleje zadeklarowaną przez nas kwotę (nawet te 50 czy 100 złotych) na konto oszczędnościowe. „To się samo odkłada” – kwituje Jaśkiewicz. Nie musimy o tym myśleć, a pieniądze budują kapitał na określony cel.
Są też inne mechanizmy, które „trochę na siłę nam pomagają”. Chodzi o popularne w wielu bankach rozwiązania typu „odkładanie końcówek” płatności kartą. Ustawiamy w aplikacji, by bank automatycznie przelewał na konto oszczędnościowe np. resztę z zaokrąglenia płatności do pełnych kilku złotych lub mały procent od każdej transakcji. To generuje paradoksalnie pozytywny mechanizm: „im więcej wydaję, tym więcej oszczędzam”. Te kwoty są nieodczuwalne dla budżetu, mogą wynosić nawet kilkanaście złotych miesięcznie. Ale nie o kwotę tu chodzi. „Ważne jest, żeby podjąć tą próbę i postawić sobie: zbieram na ten cel”.
Fundamentem jest „nawyk”. Bez niego każda dyskusja o finansach jest bezcelowa. Ekspert Banku Pekao S.A. podkreśla, że satysfakcja z osiągnięcia pierwszego, nawet drobnego celu, jest ogromna. Widok zebranych pieniędzy, które można wydać bez poczucia winy czy brania kredytu, napędza do stawiania kolejnych celów. A co, jeśli się zniechęcimy? Jaśkiewicz radzi odrobić „zadanie domowe”: określić cele krótko- i długoterminowe, spojrzeć na dochody i poszukać wydatków, które można „przyciąć”. Jak zapewnia ekspert: „Zawsze się znajdzie. Nie wierzę w to, że nawet tych kilkunastu złotych nie jesteśmy w stanie obciąć z jakiegoś wydatku”.
 
Demografia nie wybacza. Dlaczego musimy wziąć los w swoje ręce?
O ile odkładanie na wakacje czy rower jest kwestią komfortu, o tyle oszczędzanie długoterminowe staje się absolutną koniecznością. Powód jest prosty: demografia i stan systemu emerytalnego. Artur Jaśkiewicz nie pozostawia złudzeń: z państwowym systemem „nie jest dobrze, a będzie jeszcze gorzej”. Przedstawiciele państwa sami przyznają, że osoby wchodzące dziś na rynek pracy mogą liczyć na „bardzo niskie te podstawowe emerytury”. Świadczenia te nie wystarczą na codzienne życie, a w najlepszym razie oznaczają drastyczne obniżenie komfortu życia z dnia na dzień.
Problem leży u podstaw systemu, który bazuje na tym, że młode pokolenia pracują na świadczenia obecnych emerytów. Taki model działa tylko przy odpowiedniej zastępowalności pokoleń. Jak wylicza Jaśkiewicz, aby system się bilansował, model rodziny powinien wynosić „dwa plus jeden”. Tymczasem ostatnie szacunki wskazują, że w Polsce jest to „dwa plus jedna dziesiąta” (2+0.1). Spadający wskaźnik dzietności to gwarancja, że problem nie jest „rozdmuchany”, on jest faktem.
Dlatego, jak podsumowuje ekspert, „trzeba wziąć los w swoje ręce”. I tu wracamy do nawyków. Ciekawą obserwacją jest podejście klientów zamożnych. Zdaniem Jaśkiewicza, nie różnią się oni od reszty społeczeństwa poziomem wiedzy, ale właśnie nawykami i determinacją. Mają większe środki, więc mogą wybierać bardziej skomplikowane produkty, ale wszystko zaczyna się od przekonania, że oszczędzać chcą i muszą. To mentalność jest kluczem. „Bo jeżeli nie jestem przekonany, to nawet jeżeli będę zarabiał sto tysięcy, to pewnie znajdą się osoby, które powiedzą:  ja te sto tysięcy co miesiąc wydam na życie codzienne”. Gdy już myślimy poważnie o emeryturze, warto udać się do specjalisty w banku, który pomoże dobrać produkty długoterminowe. Ale pierwszy krok jest ten sam dla każdego: zacząć od celu krótkoterminowego (maksymalnie rok), wybrać bezpieczny produkt (konto oszczędnościowe, lokata) i ustawić automatyczne zlecenie stałe. A potem... nie ruszać tych pieniędzy, aż cel zostanie osiągnięty.
 
 
       
     
       
     
       
     
       
     
       
     
       
     
       
     
       
     
       
     
       
     
       
     
       
     
       
     
       
     
       
     
       
     
       
     
       
     
       
     
       
     
       
     
       
     
       
     
       
     
        
     
        
     
        
     
        
     
        
     
        
     
        
     
        
     
        
     
        
     
        
     
        
    