Polacy szturmują słowackie sklepy. Furorę robi kilka produktów. "Wywożą nawet 3 kontenery"

Raz to Słowacy czy Czesi przyjeżdżali na zakupy do Polski, innym razem Polacy wyjeżdżali za południową granicę, aby nabyć swoje ulubione artykuły. Ta roszada — w mniejszym bądź większym natężeniu — trwa nieprzerwanie od lat 90. minionego wieku, jednak teraz uśpiony trend powrócił ze zdwojoną siłą. Za Tatrami trwa prawdziwe oblężenie, a przyczyna nie jest przypadkowa. Jakie produkty najbardziej kuszą polskich turystów i mieszkańców przygranicznych miejscowości?
Polacy na Słowację, czy Słowacy do Polski?
Pamięć o ostatnich dekadach, gdy Słowacy regularnie odwiedzali polskie targowiska w poszukiwaniu tańszych produktów, wciąż jest żywa. Miejscowości takie jak Nowy Targ czy Jabłonka były dla nich synonimem udanych i oszczędnych zakupów, a słaby złoty dodatkowo potęgował atrakcyjność cenową polskiej oferty, od tekstyliów po podstawowe artykuły spożywcze. Nie zawsze tak jednak było, roszada w tym zakresie odbyła się już kilka razy.
Gdy byłem dzieckiem, a później młodym mężczyzną, przyjeżdżałem tu […] często z rodzicami. Pamiętam, że jeszcze w latach 90. i krótko po roku 2000 moi rodzice zawsze będąc w Zakopanem, jechali na jeden dzień na Słowację. Chodziliśmy po ich szlakach, a w drodze powrotnej kupowaliśmy słodycze i ich piwo. Było śmiesznie tanie w porównaniu do naszych cen. Później ta różnica zaczęła się jednak zacierać. Gdy Słowacy zamienili swoją koronę na euro, ceny na Słowacji tak poszybowały, że to w Polsce wszystko było taniej — opowiada Onetowi mieszkaniec Poznania.

Jednak ostatnie lata ponownie przyniosły zmianę o 180 stopni. Rosnąca popularność turystyki górskiej, połączona z istotnymi zmianami gospodarczymi, sprawiła, że to Polacy coraz częściej przekraczają granicę z listą zakupów. Wiadomo, po co najczęściej Polacy wędrują na Słowację.
Polska i Słowacja - dwa kraje, dwie polityki monetarne i jeden zwycięzca cenowy
Zjawisko nazywane handlem transgranicznym (ang. cross-border trade) jest napędzane przez różnice w poziomie cen, kursach walut i obciążeniach podatkowych, takich jak stawki VAT czy akcyzy. Obecnie, przy stabilnym kursie euro w okolicach 4,26 zł, różnice te stały się dla Polaków wyjątkowo korzystne, co widać na sklepowych półkach i paragonach.
Kluczowym czynnikiem, który wyjaśnia odwrócenie trendu, jest rozbieżność w dynamice cen i polityce pieniężnej obu państw. Według najnowszych danych Eurostatu zharmonizowany wskaźnik cen konsumpcyjnych (HICP), który pozwala na obiektywne porównywanie danych między krajami UE, wyniósł w lipcu 2025 roku w Polsce 2,9 proc. w ujęciu rocznym. W tym samym czasie na Słowacji odnotowano jeden z najwyższych wskaźników w całej strefie euro, sięgający aż 4,6 proc.
Ta różnica, wynosząca 1,7 punktu procentowego, to przepaść, która ma bezpośrednie przełożenie na ceny detaliczne. Co jest źródłem tej rozbieżności? Polska, posiadając własną walutę, prowadzi niezależną politykę monetarną, a Narodowy Bank Polski może reagować na lokalne wstrząsy. Słowacja, jako członek strefy euro, podlega decyzjom Europejskiego Banku Centralnego, którego polityka stóp procentowych musi być uśredniona dla wszystkich krajów członkowskich.
W efekcie, gdy lokalna presja inflacyjna na Słowacji jest wyższa od średniej, ogólna polityka EBC może być dla niej zbyt łagodna. Do tego dochodzi kwestia siły nabywczej. Szybszy wzrost płac w Polsce połączony z niższą inflacją sprawia, że realna siła nabywcza polskiego konsumenta rośnie dynamiczniej, co staje się szczególnie odczuwalne po przekroczeniu granicy.
Te wszystkie czynniki sprawiają, że ceny wielu produktów są niższe w Polsce, co przyciąga Słowaków na naszą stronę granicy na większe zakupy. Jest jednak kilka konkretnych kategorii, które wychodzą znacznie korzystniej na południu Tatr, z czego korzystają polscy turyści i mieszkańcy przygranicznych miejscowości.
Zobacz: Po Biedronce i Lidlu przyszedł czas na Dino. Klienci będą zachwyceni, zacznie się niebawem


Polacy wywożą te produkty kontenerami
Różnice w danych makroekonomicznych przekładają się na realne oszczędności. Analiza cen popularnych produktów pokazuje skalę korzyści. Jak wynika z doniesień Onetu, puszka popularnego słowackiego piwa Złoty Bażant kosztuje w tamtejszym sklepie 0,89 euro, co w przeliczeniu daje około 3,79 zł. W Polsce za ten sam produkt trzeba zapłacić od 4,50 do nawet 5 zł.
Jeszcze większą dysproporcję widać w przypadku słodyczy. Czekolada Studentska, która w Polsce kosztuje około 12 zł, na Słowacji dostępna jest za 1,69 euro, czyli blisko 7,20 zł. To oszczędność rzędu 40 proc. Podobne różnice dotyczą napojów, takich jak Kofola, czy mocniejszych alkoholi.
Przez ostatnie lata Polacy jak nas odwiedzali, to kupowali kilka piw, rum i jakieś słodycze. Raczej na próbę bądź z sentymentu. W ostatnich tygodniach to się zmieniło i wielu wywozi od nas nawet 2-3 kontenery piwa. To nie tylko turyści, ale też ludzie z Zakopanego, Nowego Targu i okolic. Śmiejemy się, że my jedziemy do Polski na zakupy po niemal wszystko, bo u was jest taniej, a Polacy do nas po piwo i coraz częściej także bezalkoholowe napoje gazowane. Te także są u nas powoli tańsze. Niezła wymiana handlowa, prawda?— mówi Onetowi Zuzana, pracownica jednego ze sklepów spożywczych w Żdiarze.
Skutkiem jest rosnąca popularność przygranicznych supermarketów. Polscy turyści i mieszkańcy Podhala coraz częściej decydują się na zrobienie tam większych zakupów, zwracając szczególną uwagę na alkohol i słodycze. Dla polskiego konsumenta to czysty zysk, a dla lokalnych słowackich sprzedawców nieoczekiwane ożywienie gospodarcze napędzane przez zagraniczny popyt. Co ważne, różnice w cenach mogą stać się jeszcze bardziej widoczne, jeśli w życie wejdzie planowana przez rząd podwyżka akcyzy.





































