Opłata za wejście na plac zabaw. W sieci aż zawrzało, jest odpowiedź właścicielki

Opłaty za wstęp na plac zabaw? Nowy obiekt w przestrzeni publicznej wzbudził lawinę komentarzy. Internauci nie kryją złości, przedsiębiorczyni mówi o niezrozumieniu jej intencji. Czy odpłatny plac zabaw w miejskiej przestrzeni to symbol postępu, czy granica komercjalizacji?
Nowy plac zabaw miał być atrakcją. Stał się punktem zapalnym społecznej dyskusji
Z pozoru zwykła inicjatywa – nowoczesny, ogrodzony plac zabaw dla dzieci w popularnej dzielnicy miasta. Jednak w Bielsku-Białej okazała się ona początkiem burzliwej debaty o tym, co można, a czego nie powinno się robić z przestrzenią publiczną. Mieszkańcy podzielili się w ocenach – jedni mówią o prywatnym biznesie w miejscu dla wszystkich, drudzy bronią właścicielki, widząc w niej osobę, która stworzyła coś z niczego. Internauta, który jako pierwszy nagłośnił sprawę w serwisie Wykop, napisał:
Na głównym placu Błoni pojawił się płatny, ogrodzony plac zabaw. Co w tym dziwnego? To, że został postawiony przez prywatny lokal gastronomiczny Happy Hours i znajduje się na terenie publicznym – podkreślił, sugerując, że przestrzeń, która dotąd była ogólnodostępna, została niejako "sprywatyzowana".
W komentarzach pod postem szybko zawrzało. Dla wielu mieszkańców pomysł pobierania opłaty za zabawę dzieci na otwartej przestrzeni wydaje się oderwany od idei wspólnej, publicznej infrastruktury. Czy jednak rzeczywiście mamy tu do czynienia z jawną komercjalizacją wspólnej przestrzeni, czy może z niezrozumieniem intencji właściciela?

15 zł za wstęp na plac zabaw. Właścicielka Happy Hours wyjaśnia, dlaczego pobiera opłatę
Zanim miejsce przyciągnęło uwagę ogólnopolskich mediów, było po prostu kolejnym punktem na mapie lokalnych inicjatyw rekreacyjnych. Kompleks Happy Hours stanął na wydzierżawionym od miasta fragmencie terenu, który – jak podkreśla właścicielka w rozmowie – wcześniej był niewykorzystany.
Wcześniej stały tam tylko miejskie toalety. Zamiast pustki chcieliśmy stworzyć coś, co będzie realnie służyć rodzinom z dziećmi – tłumaczy właścicielka.
Wyjaśnia, że podobne rozwiązania funkcjonują w wielu miejscach w Polsce, gdzie przedsiębiorcy dzierżawią od gmin fragmenty terenu pod sezonowe atrakcje, kawiarenki czy food trucki. I zazwyczaj nie budzi to większych kontrowersji. Skąd więc tak silna reakcja w Bielsku-Białej?
Problem pojawił się, gdy okazało się, że dziecięcy plac zabaw nie jest ogólnodostępny. Przed wejściem stanął regulamin, który jasno określa, że za możliwość skorzystania z obiektu należy zapłacić 15 zł od dziecka. Dla wielu to kwota wysoka, a w przypadku większej rodziny – wręcz zaporowa. Emocje wzbudził też fakt, że chodzi o miejsce, które – zdaniem części komentujących – powinno pozostać bezpłatne, jako część miejskiej tkanki.
Fala krytyki spadła na właścicielkę obiektu. "Przestrzeń, która miała być dla wszystkich, stała się miejscem selekcji"
Kluczowe pytania dotyczą jednak nie tyle formy działalności, co jej sensowności i zasadności pobierania opłat. Przedsiębiorczyni tłumaczy, że koszt utrzymania placu zabaw jest wysoki, a sama opłata jest "symboliczna".
Te środki ledwo pokrywają koszty pracowników i napraw – nie wspominając już o tym, że po każdym większym deszczu musimy np. dosypywać nowy piasek do piaskownicy, co kosztuje około 1,5 tys. zł. Ta inwestycja nigdy się nie zwróci – od początku nie chodziło o zysk, tylko o stworzenie miejsca przyjaznego rodzinom z dziećmi – mówiła.
Z jej relacji wynika także, że obiekt cieszy się dużym zainteresowaniem, a pracownicy często nie nadążają z pobieraniem opłat. Tym bardziej zaskakuje ją fala krytyki, jaka spadła na projekt.
Najbardziej boli nas to, że są osoby, które nie potrafią docenić, ile serca i pieniędzy włożyliśmy w rozwój tego miejsca – podkreśliła.
Pewne kontrowersje wywołał również sam regulamin, który na początku zawierał błędy ortograficzne. Właścicielka wzięła na siebie odpowiedzialność za ten błąd, dodając, że tablica z nieprawidłowym tekstem została już usunięta, a nowa – poprawiona – pojawi się niebawem.

Warto podkreślić, że podobne opłaty w przestrzeniach publicznych nie są wyjątkiem w Polsce. Dzierżawienie gruntów miejskich przez prywatne podmioty jest dopuszczalne, o ile odbywa się zgodnie z przepisami i nie ogranicza konstytucyjnego prawa do korzystania z przestrzeni wspólnych. W tym przypadku sprawa stała się punktem zapalnym, bo dotknęła bardzo czułej społecznie kwestii – dostępu dzieci do zabawy bez względu na zasobność portfela rodziców.
Nowy plac zabaw w Bielsku-Białej miał być miejscem rekreacji i rodzinnych spotkań, a wywołał ogólnopolską debatę o granicach komercjalizacji przestrzeni miejskiej. Choć intencje właścicielki mogą być szlachetne, forma wprowadzenia opłat i brak komunikacji z lokalną społecznością obnażyły problem, z którym mierzy się wiele polskich miast. Gdzie leży granica między biznesem a wspólnym dobrem?





































