Te auta mogą być skazane na zniknięcie. Nowe przepisy mogą wywrócić rynek do góry nogami

Dla wielu kierowców to cichy dramat – auta, które dotąd kojarzyły się z przystępną ceną i prostotą, właśnie znalazły się na celowniku. Co dokładnie je czeka i dlaczego UE może pośrednio zabić ten segment?
Nowe przepisy unijne zmieniają rynek motoryzacyjny szybciej, niż wielu się spodziewało – co się kryje za falą regulacji?
Unia Europejska od lat systematycznie wprowadza regulacje, których celem jest poprawa bezpieczeństwa na drogach i ochrona środowiska. Choć idea z pewnością zasługuje na uznanie, skutki tych zmian mogą mocno zaskoczyć – zwłaszcza dla producentów samochodów oraz kierowców, którzy do tej pory wybierali mniejsze i tańsze auta miejskie.
Od 6 lipca 2025 roku we wszystkich nowo rejestrowanych samochodach będzie obowiązkowy Event Data Recorder (EDR) – urządzenie działające jak czarna skrzynka, rejestrujące dane pojazdu w momencie wypadku oraz przed i po nim. Ale to dopiero początek.
Wśród wymogów, które muszą spełniać nowe auta, są m.in. system awaryjnego hamowania, czujnik zmęczenia kierowcy, asystent cofania, a nawet automatyczne światła hamowania awaryjnego. O ile w większych i droższych samochodach takie systemy to tylko kolejny element wyposażenia, o tyle w tanich autach segmentu B wprowadzenie tych rozwiązań może być równoznaczne z końcem opłacalnej produkcji.
Dla producentów to walka o rentowność, dla kierowców – koniec przystępnych cen
Koszty, które niesie za sobą spełnianie coraz bardziej wyśrubowanych norm, odbijają się bezpośrednio na finalnej cenie pojazdów. Jak wskazuje portal polskiobserwator.de, w 2013 roku średnia cena auta klasy B wynosiła ok. 13,2 tys. euro, natomiast w 2024 roku już prawie 23 tys. euro – to niemal 10 tys. euro różnicy w ciągu dekady.
Na tym jednak nie koniec. Szef Renault, Luca De Meo, w rozmowie cytowanej przez media motoryzacyjne, ostrzega:
Do 2030 roku każdego roku w życie będzie wchodzić od ośmiu do dziesięciu nowych regulacji, które będą dotyczyć wszystkich nowo rejestrowanych aut.
Dla producentów to ogromne wyzwanie. W przypadku małych, niskomarżowych aut, takich jak Peugeot 108, Kia Rio czy Ford Fiesta, każda kolejna regulacja to powód, by zastanowić się nad całkowitym wycofaniem modelu z rynku. Powód? Produkcja przestaje być opłacalna – a to może oznaczać koniec całego segmentu B.
Popularne modele znikają z rynku – na liście są Ford, Volkswagen, Audi i Fiat. Oto, które auta znikną pierwsze i dlaczego już nie wrócą
To nie są tylko prognozy – część modeli już została wycofana z produkcji lub zapowiedziano ich rychłe zniknięcie. Wśród nich znajdują się:
- Kia Rio
- Peugeot 108
- Audi A1
- Ford Fiesta
- Fiat 500 z silnikiem benzynowym
- Smart Fortwo
Dla wielu kierowców to szok – te auta przez lata uchodziły za symbole miejskiej mobilności, ekonomicznego wyboru i rozsądku. Teraz okazuje się, że dla producentów są balastem, którego nie warto utrzymywać przy życiu. Najgłośniej mówi się o przyszłości Volkswagena Polo.
Dla Volkswagena Polo to koniec – przyznał Thomas Schäfer, prezes koncernu VW. (Źródło: polskiobserwator.de)

Prawdziwym ciosem dla modelu Polo jest norma Euro 7, która zacznie obowiązywać od 1 lipca 2025 roku. Nowe limity emisji i wymogi technologiczne będą tak rygorystyczne, że dostosowanie się do nich okaże się zbyt drogie w relacji do ceny samochodu, szczególnie w klasie B.
To z kolei prowadzi do jeszcze większego problemu: auta elektryczne, które Unia Europejska intensywnie promuje jako przyszłość transportu, wciąż są drogie i niedostępne dla wielu konsumentów. Czy to oznacza, że przeciętny Europejczyk zostanie bez realnej alternatywy w zakupie nowego, przystępnego cenowo auta?
Z jednej strony – bezpieczeństwo i ekologia. Z drugiej – rosnące koszty, wykluczenie konsumenckie i powolne wymieranie całego segmentu rynkowego. Przyszłość małych aut miejskich, które kiedyś rządziły europejskimi ulicami, dziś stoi pod wielkim znakiem zapytania.





































