Setki studentów zostało na lodzie. Znana uczelnia zgotowała im koszmar i to w dzień rozpoczęcia zajęć

Radość i ekscytacja studentów pierwszego roku jednej z polskich uczelni szybko zamieniły się w szok. Zaledwie dwie godziny przed rozpoczęciem zajęć przyszli żacy otrzymali wiadomość o wstrzymaniu naboru i likwidacji kierunku. Choć władze uczelni tłumaczą swoją zaskakującą decyzję negatywną oceną programu przez Polską Komisję Akredytacyjną (PKA), studenci i wykładowcy pozostają z poczuciem chaosu i braku szacunku.
Nagłe zdarzenie na polskiej uczelni
Wstrzymanie kierunku "Etyka – mediacje i negocjacje" dotknęło około 200 studentów pierwszego roku, którzy zaledwie kilka tygodni wcześniej z sukcesem przeszli rekrutację i z niecierpliwością wyczekiwali rozpoczęcia nauki. Decyzja Uniwersytetu Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie (UKEN), podjęta w dniu inauguracji roku akademickiego, wywołała głębokie kontrowersje, zwłaszcza z powodu zaskakującego momentu jej ogłoszenia. Uczelnia, biorąc na siebie winę za zaistniałą sytuację, tłumaczy się niekorzystnym raportem Polskiej Komisji Akredytacyjnej (PKA). PKA, instytucja oceniająca jakość kształcenia na uczelniach wyższych, miała wskazać liczne nieprawidłowości w programie studiów.
Władze UKEN, reprezentowane przez Rektora, wskazały, że raport PKA wpłynął do nich dopiero 30 września, a więc dzień przed inauguracją, mimo że wizytacja na uczelni odbyła się jeszcze w maju. Zgodnie z relacjami, dokument ten miał wykazać, że program nie spełnia połowy kryteriów, a kolejne dwa spełnia jedynie częściowo, co w ocenie Rektora było wystarczającym powodem do podjęcia radykalnej decyzji o wstrzymaniu naboru, nawet bez formalnego nakazu ze strony PKA.
Rektor wziął na siebie odpowiedzialność za tę decyzję, motywując ją chęcią ochrony studentów przed kształceniem na kierunku o tak niskiej ocenie. Rodzi się tu jednak pytanie o to, dlaczego rekrutacja i przygotowania trwały przez całe lato, skoro negatywne sygnały pojawiały się już w maju. Wielu studentów i wykładowców dowiedziało się o zamknięciu od siebie nawzajem, a nie w formalnym komunikacie uczelni. Osoby, które miały podjąć tok nauki właśnie na tym kierunku, musiały podjąć decyzję, co dalej. Władze uczelni przekonywały do dwóch rozwiązań.
Studenci znaleźli się pod ścianą
Polska Komisja Akredytacyjna pełni funkcję organu oceniającego jakość kształcenia. Jej rola jest doradcza, a nie bezpośrednio nakazująca zamknięcie kierunku. Przewodniczący PKA, komentując sprawę, wyjaśnił, że Komisja jest w trakcie oceny programu, a jej zadaniem jest wskazanie niedoskonałości, które powinny zobligować uczelnię do podjęcia działań naprawczych. Jak podkreślił, wstrzymanie rekrutacji nie jest działaniem naprawczym, a władze UKEN nie otrzymały odgórnego nakazu zamknięcia kierunku. Oznacza to, że decyzja leżała wyłącznie po stronie uczelni.
Dla około 200 osób postawionych pod ścianą przez UKEN uczelnia zaproponowała dwa podstawowe wyjścia: przeniesienie na inne, zbliżone kierunki w ramach Uniwersytetu Komisji Edukacji Narodowej lub zwrot poniesionej opłaty rekrutacyjnej. Studenci mają czas do końca tygodnia na podjęcie decyzji o dalszej ścieżce edukacyjnej. Niestety, dla wielu niedoszłych żaków, zaufanie do uczelni zostało trwale nadszarpnięte, a nagła zmiana planów w dniu rozpoczęcia zajęć może dezorganizować ich życie na lata.
Warto dodać, że nie jest to pierwszy tego typu incydent na UKEN; dwa lata temu w podobny sposób zamknięto kierunek „Zarządzanie w służbach społecznych”, również już po rozpoczęciu zajęć. Tymczasem uczelnia zapewnia, że chce przywrócić funkcjonowanie kierunku w niedalekiej przyszłości.
UKEN chce przywrócić zamknięty kierunek
Profesor Gurba, odpowiedzialny za decyzję, zapowiedział, że uczelnia odwoła się od ustaleń raportu PKA i ma trzy tygodnie na formalne kroki. Jednocześnie UKEN zadeklarował chęć przywrócenia kierunku w przyszłym roku akademickim. Taka zapowiedź, choć z pozoru budująca, stawia pod znakiem zapytania rzetelność planowania na uczelni, sugerując, że program studiów został dopuszczony do rekrutacji bez pełnego zabezpieczenia formalnego.
Poszłam na tę "inaugurację" mimo to (mimo otrzymanych informacji - przyp. red), bo tak umówiliśmy się na roku. Chcieliśmy, żeby władze uczelni nam wszystko wyjaśniły. Nie przyszedł jednak do nas ani rektor, ani żadne "władze", tylko dyrektor instytutu i opiekunka roku. Przeprosili, powiedzieli, że im przykro. Nam też jest przykro. I tyle z tej przykrości jest. - mówiła jedna ze studentek w rozmowie z dziennikarką Gazety Wyborczej.
Sytuacja ta budzi obawy nie tylko wśród studentów, ale i w środowisku akademickim. Zgodnie z relacjami, nagłe wstrzymanie kierunku może oznaczać zwolnienia wśród kadry naukowej, która była przygotowana do prowadzenia zajęć.
Jeszcze wczoraj wertowałam plan zajęć, który dostaliśmy. Dziś miałam otrzymać legitymację. A zostałam bez studiów, bez planu B. Z umową na wynajem pokoju podpisaną na rok. - mówiła jedna ze studentek w rozmowie z dziennikarką Gazety Wyborczej. - przyznała studentka.



































