biznes finanse technologie praca handel Eko Energetyka polska i świat
Obserwuj nas na:
BiznesINFO.pl > Technologie > Polska zwleka z wdrożeniem ważnych unijnych przepisów. W tle naciski administracji Trumpa
Maciej Olanicki
Maciej Olanicki 29.06.2025 13:57

Polska zwleka z wdrożeniem ważnych unijnych przepisów. W tle naciski administracji Trumpa

krzysztof gawkowski
Fot. materiały prasowe ministerstwa cyfryzacji

Akt o usługach cyfrowych (DSA) to jedno z trzech unijnych rozporządzeń – obok aktu o sztucznej inteligencji oraz akt o rynkach cyfrowych – które mają przesądzić o nowym technologicznym otwarciu dla Unii Europejskiej. Otwarciu, w którym Wspólnota odzyskuje zatraconą na rzecz USA i Chin konkurencyjność i suwerenność, ale też chroni swoich obywateli. Niestety, choć termin na wdrożenie DSA minął 1,5 roku temu, w Polsce odpowiednie ustawy nadal nie zostały przyjęte. Zapytaliśmy ministerstwo cyfryzacji o przyczyny.

Polska nadal nie wdrożyła aktu o usługach cyfrowych. Komisja Europejska pozwała nas przed TSUE

Termin na wdrożenie rozporządzenia w porządkach prawnych poszczególnych państw wspólnoty upłynął 17 lutego 2024 r. Kilka dni później ministerstwo cyfryzacji zamiast poinformować o przyjęciu pakietów ustaw, odtrąbiło inny sukces – "odbyły się już konsultacje dotyczące ogólnych założeń, na których ma być oparta polska ustawa wdrażająca regulację". Od tego czasu minęło 1,5 roku, a Polska nadal nie wdrożyła DSA. Nie powinno więc dziwić, że Komisja Europejska zaczęła tracić cierpliwość

Na początku maja 2025 służby prasowe Komisji Europejskiej poinformowały, że unijni urzędnicy złożyli do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej pozew przeciw Polsce w związku z brakiem wdrożenia DSA. Oprócz Polski pozew dotyczył także Czech, Cypru, Hiszpanii i Portugalii. Pozostałym 22 rządom udało się przyjąć odpowiednie regulacje. Co sprawiło, że Polsce nie?

"Internetowa konstytucja" wchodzi w życie. To nowa epoka dla internetu w UE 75 mld dolarów wartości Apple wyparowało w kilka sekund. Wystarczyło, że padły te słowa

Czym w ogóle jest akt o usługach cyfrowych?

Przyjęcie aktu o usługach cyfrowych bierze się w dużej mierze z konieczności, m.in. dlatego, że reguluje handel internetowy. Bez DSA musielibyśmy stosować dyrektywę o handlu elektronicznym przyjętą w 2000 r., co pokazuje jak dalece nieaktualne, nieadekwatne i nieprzystające do współczesnych realiów prawo mieliśmy w UE. I nadal mamy w Polsce.

Akt stanowi o wprowadzeniu szeregu narzędzi nadzoru nad platformami, nie tylko serwisami e-commerce, ale też społecznościowymi, wyszukiwarkami, aplikacjami, a nawet stronami z pornografią. Łącznie KE wskazała 25 platform powyżej 45 mln europejskich użytkowników o zasięgu minimum 10 proc. ludności UE, na które zostaną nałożone nowe obowiązki.

To właśnie ich administracja, a nie jakiś unijny organ cenzorski (czego obawiali się przeciwnicy DSA), ma dbać o to, aby w sieci nie pojawiały się m.in.: oferty sprzedaży nielegalnych produktów i usług, treści prezentujące przemoc i nadużycia, także nadużycia seksualne wobec dzieci, kampanie dezinformacyjne, reklamy adresowane do nieletnich czy interfejsy wprowadzające internautów w błąd i narażające ich na koszty.

Jeśli do naruszeń będzie dochodzić, odpowiedzialność będą ponosić platformy – największe z nich do 6 proc. światowego obrotu. Mają one także nowe obowiązki sprawozdawcze oraz obowiązek udostępniania danych w celach badawczych, np. po to, by śledzić zlecone poza UE kampanie dezinformacyjne. W gronie największych platform znalazły się liczne usługi Google, Meta, Microsoftu, Amazonu oraz podmiotów chińskich.

Ministerstwo cyfryzacji zapewnia, że robi co może. "Sprawne wdrożenie DSA jest dla nas priorytetem"

Jasne jest, że akt o usługach cyfrowych to rozporządzenie regulujące relacje przede wszystkim pomiędzy podmiotami działającymi na rynku internetowym a organami samej Unii Europejskiej. Można wręcz odnieść wrażenie, że rola państw członkowskich we wdrożeniu DSA w swoim prawie sprowadza się do wyznaczania krajowych koordynatorów i organów, do których raportować mają platformy. Co więc poszło w Polsce nie tak?

Pytanie to zadaliśmy ministerstwu cyfryzacji, które zapewnia, że wiele już udało się zrobić – przeprowadzono liczne konsultacje oraz tymczasowo powierzono funkcję koordynatora do spraw usług cyfrowych prezesowi Urzędu Komunikacji Elektronicznej. Mimo to projekt nadal nie został uchwalony:

Projekt ustawy wdrażającej DSA zostanie wkrótce skierowany do rozpatrzenia przez Stały Komitet Rady Ministrów. Oznacza to, że projekt znajduje się na zaawansowanym etapie procesu legislacyjnego, choć jeszcze nie został uchwalony.

Nadal nie znamy terminu wdrożenia DSA w Polsce. Powodem opóźnień sięgających 1,5 roku i narażających Polskę na kary zasądzone przez TSUE miała być złożoność regulacji, konieczność pogodzenia różnych interesów oraz dążenie do kompleksowego i systemowego wdrożenia przepisów unijnych. Dlaczego te trudności udało się pokonać w 22 z 27 państw UE, a w Polsce nie? Nie wiemy.

Nie ma natomiast wątpliwości, że praca resortu faktycznie wymagała pogodzenia różnych interesów. 

Głos w sprawie DSA zajęła ambasada USA. "Próbują narzucać standardy"

Na początku czerwca wpis dotyczący aktu o usługach cyfrowych opublikowała na X amerykańska ambasada w Warszawie. Wpis utrzymany w tonie, którego nie powstydziłaby się była ambasador USA w Polsce Georgette Mosbacher. Przypomnijmy, że w czasach rządów PiS Mosbacher jednym tweetem wyrzuciła do kosza plany wprowadzenia w Polsce podatku od gigantów cyfrowych.

Tradycja jednoznacznie krytycznego opiniowania przez USA prób wybijania się UE na cyfrową suwerenność pozostaje żywa. W ocenie dzisiejszej amerykańskiej administracji (nowej-starej, wszak Mosbacher nominował Donald Trump) akt o usługach cyfrowych to zamach na wolność słowa:

I o tę kwestię postanowiliśmy zapytać ministerstwo cyfryzacji, które na wstępie zaznaczyło, że nie komentuje publikacji ambasady. Do zarzutów w zakresie wolności słowa i narzucania "standardów" resort odniósł się następująco:

Stanowiska innych państw nie są brane pod uwagę w procesie decyzyjnym dotyczącym implementacji przepisów i harmonogramu prac. [...] DSA nie narzuca globalnych standardów moderacji treści, lecz wprowadza obowiązki identyfikowania i ograniczania ryzyk systemowych, które są dostosowane do specyfiki państw członkowskich UE. Dodatkowe obowiązki nałożone na bardzo duże platformy (VLOP) i wyszukiwarki (VLOSE) są uzasadnione ich wpływem na debatę publiczną i bezpieczeństwo.

Nie ma wątpliwości, że akt o usługach cyfrowych to jedno z rozporządzeń, które stawia tamę praktykom big techów z Doliny Krzemowej i godzi w żywotne interesy amerykańskiego kapitału – Mety, Google, Microsoftu, Amazonu. Stanowisko ambasady wpisuje się w zdającą się odchodzić do lamusa tradycję cyfrowego kolonializmu, która ustępuje dążeniom UE do coraz większej informatycznej suwerenności. Szkoda tylko, że w Polsce musimy na nią czekać tak długo.

BiznesINFO.pl
Obserwuj nas na: