Hiszpańska wyspa sparaliżowana. Ewakuowano turystów. Polacy uwielbiają tam latać

Trwa sezon na wakacje last minute, podczas których turyści wykorzystują ostatnie ciepłe tygodnie w wakacyjnych rajach. I tutaj pobyt miał być piękny i rajski, rzeczywistość okazała się jednak zgoła inna. Hiszpańska wyspa została sparaliżowana, ogłoszono czerwony alarm. Turystów ewakuowano z hoteli, wakacje zmieniły się w koszmar.
Wakacje last-minute kuszą turystów
Fenomen tej fascynującej i uwielbianej wyspy opiera się na prostej, ale niezwykle skutecznej obietnicy, czyli gwarancji doskonałej pogody i niekończącej się rozrywki. To właśnie ten pewnik przyciąga co roku miliony turystów, którzy inwestują swoje oszczędności i urlopowy czas w marzenie o idealnym wypoczynku.
Wrzesień, statystycznie wciąż ciepły i słoneczny, z temperaturami sięgającymi 27 st. C, uchodzi za doskonały czas na wizytę, pozwalający uniknąć największych upałów i tłumów z lipca i sierpnia. W epoce, gdy podróże stały się łatwo dostępne, a oferty "na ostatnią chwilę” kuszą atrakcyjnymi cenami, oczekiwania wobec wyjazdu są jasno sprecyzowane. Ma być ciepło, bezpiecznie i dokładnie tak, jak na zdjęciach w katalogu.
Psychologia wakacyjnego wyjazdu zakłada odcięcie się od codziennych problemów i zmartwień; to inwestycja w dobre samopoczucie. Nikt, pakując walizkę i krem z filtrem, nie przygotowuje się na scenariusz, w którym hotel staje się pułapką, a otoczenie zamienia się w strefę zagrożenia. Ta mentalna bańka bezpieczeństwa i beztroski jest kluczowym elementem produktu turystycznego, który sprzedają kurorty, generując miliardy euro przychodu dla lokalnej gospodarki.

To właśnie dlatego wszelkie zakłócenia tej iluzji związanej ze zjawiskami pogodowymi bywają dla turystów szczególnie dotkliwe. Wakacje to bowiem nie tylko czas odpoczynku, ale także projekt emocjonalny, w który wkładane są oczekiwania, marzenia i często niemałe pieniądze. To, co obecnie przeżywają turyści na uwielbianej wyspie, może przerazić.
Te problemy mogą spotkać turystów
Coraz częściej jednak ta wakacyjna sielanka jest brutalnie przerywana przez czynniki, na które nikt nie ma wpływu. Zmiany klimatyczne sprawiają, że anomalie pogodowe stają się nową, niepokojącą normalnością, dotykając nawet te regiony, które dotąd uchodziły za oazy stabilnej aury.
Doniesienia o ekstremalnych zjawiskach w basenie Morza Śródziemnego, od gwałtownych pożarów w Grecji i Turcji po niszczycielskie powodzie we Włoszech, przestają być odległymi newsami, a stają się realnym ryzykiem wpisanym w planowanie urlopu. Za gwałtownymi ulewami w Hiszpanii często stoi zjawisko znane jako DANA (Depresión Aislada en Niveles Altos), czyli "izolowana depresja na dużych wysokościach”.
Powstaje ono, gdy masa zimnego powietrza odrywa się od głównego prądu strumieniowego i “zawisa” nad lądem. Kiedy taka ”kropla zimna” spotyka się z ciepłym, wilgotnym powietrzem znad nagrzanego po lecie morza, dochodzi do gwałtownej kondensacji i katastrofalnych opadów. To stawia ogromne wyzwanie przed całą branżą turystyczną, która musi redefiniować pojęcie bezpieczeństwa i przygotowywać się na scenariusze kryzysowe, które jeszcze dekadę temu wydawały się czystą abstrakcją.
W efekcie podróżowanie, które dotychczas kojarzyło się niemal wyłącznie z beztroską i odpoczynkiem, zaczyna wymagać nowego rodzaju świadomości i przygotowania. Turysta XXI wieku coraz częściej musi brać pod uwagę nie tylko wybór hotelu czy atrakcji, ale także potencjalne ryzyko pogodowe i dostępność procedur ewakuacyjnych. Biura podróży oraz operatorzy turystyczni, chcąc zachować konkurencyjność, są zmuszeni inwestować w systemy monitorowania zagrożeń, elastyczne pakiety ubezpieczeniowe oraz szkolenia dla personelu.
Jak pokazuje przykład z Ibizy, takie inwestycje mogą być rzeczywiście opłacalne.
Turyści ewakuowani, dramat pogodowy na wakacyjnej wyspie
Idealnym przykładem takiej konfrontacji wakacyjnych marzeń z brutalną rzeczywistością były ostatnie wydarzenia na Ibizie. Nagłe załamanie pogody przyniosło ze sobą potężną, biblijną wręcz ulewę. Władze ogłosiły czerwony, najwyższy stopień zagrożenia, gdy w popularnym wśród turystów Sant Antoni de Portmany prognozy przewidywały opady mogące przekroczyć 180 litrów wody na metr kwadratowy w ciągu 12 godzin. To ilość, która w normalnych warunkach przypada na kilka miesięcy.
Apelujemy do mieszkańców, aby pozostali w domach. Miasto Ibiza jest całkowicie sparaliżowane, trwają działania mające na celu jego odblokowanie. Służby ratunkowe mają trudności z dotarciem do miejsc, gdzie mieszkańcy mogą potrzebować pomocy - powiedział Pablo Gárriz, dyrektor generalny ds. sytuacji nadzwyczajnych.
Ulice w mgnieniu oka zamieniły się w rwące potoki, porywając samochody i wlewając się do sklepów oraz restauracji. Lokalne lotnisko zostało zalane, wprowadzając chaos komunikacyjny.
Deszcz zaczął się jeszcze w nocy i już wtedy sytuacja wyglądała bardzo poważnie - osoby wracające z klubów w drodze do taksówek miały wodę po kolana. W największym klubie na świecie - UNVRS - doszło nawet do chwilowej przerwy w dostawie prądu. Rano bardzo mocno padało. Zalane zostały garaże i parkingi podziemne, a po ulicach unosiły się śmietniki - mówiła w rozmowie z WP Monika Urbanowicz, na Instagramie znana jako @polka.na.ibizie.
Służby ratunkowe podjęły pilną decyzję o ewakuacji około 220 przerażonych turystów, przenosząc ich w bezpieczne miejsca. Wszystko na skutek osunięcia się fragmentu wzgórza w okolicach Puig des Molins, gdzie oderwane bloki skalne uderzyły w hotele. Trzem osobom należało udzielić pierwszej pomocy, na miejscu pracowały lokalne i centralne służby.
Dla nich idylliczna wyspa w jednej chwili stała się miejscem walki z żywiołem, a beztroski wypoczynek zamienił się w koszmar, który na długo pozostanie w ich pamięci jako dowód na to, że w starciu z naturą obietnice z folderów turystycznych tracą jakąkolwiek wartość.



































