Shutdown w USA. Ambasada w Warszawie ostrzega, działania tylko w sytuacjach nadzwyczajnych

W Stanach Zjednoczonych doszło do shutdownu, czyli procedury zamknięcia rządu federalnego. Choć mogłoby się wydawać, że wydarzenia zza oceanu nie wpłyną na Polaków, prawda może być zgoła inna. Ambasada USA w Warszawie wydała kluczowy komunikat, część działań zostanie znacząco ograniczona.
Rząd w Stanach Zjednoczonych w trakcie shutdownu
Zamknięcie rządu, czyli shutdown, to w amerykańskim systemie politycznym procedura wynikająca wprost z ustawy Antydeficytowej (Antideficiency Act) z 1884 roku. Mówi ona, że agencje federalne nie mogą wydawać pieniędzy ani zaciągać zobowiązań bez zgody Kongresu.
Gdy ten, głęboko podzielony politycznie, nie jest w stanie uchwalić nowej ustawy budżetowej, rząd dosłownie traci paliwo do działania. To nie jest całkowity paraliż państwa, bowiem służby kluczowe dla bezpieczeństwa narodowego, takie jak kontrola lotów, wojsko czy straż graniczna, kontynuują pracę. Jednak setki tysięcy urzędników federalnych z "mniej kluczowych” departamentów są wysyłane na przymusowe, bezpłatne urlopy.

Historia pokazuje, że jest to potężne narzędzie w walce politycznej. Najdłuższy shutdown na przełomie 2018 i 2019 roku trwał aż 35 dni, a jego przyczyną był spór o finansowanie muru na granicy z Meksykiem. Każdy dzień takiego paraliżu kosztuje amerykańską gospodarkę miliardy dolarów w utraconej produktywności i wstrzymanej konsumpcji. Skutki tej wewnętrznej, amerykańskiej walki rozlewają się jednak globalnie, a doskonałym tego przykładem jest funkcjonowanie placówek dyplomatycznych, w tym tej kluczowej z polskiej perspektywy, w Warszawie.
To właśnie tutaj wielu Polaków realizuje swoje plany życiowe i zawodowe związane z USA, które teraz stają pod dużym znakiem zapytania. Wiadomo, czego mogą się spodziewać w związku z decyzjami zza oceanu.
Ambasada Stanów Zjednoczonych w Warszawie przekazuje komunikat
Pierwszym, najbardziej widocznym sygnałem problemów jest komunikat Ambasady Stanów Zjednoczonych w Warszawie o wstrzymaniu regularnej aktywności w mediach społecznościowych. To symboliczny gest, ale za nim kryją się znacznie poważniejsze implikacje. Zgodnie z oficjalnym stanowiskiem, kluczowe usługi konsularne, takie jak obsługa paszportów i wiz, mają być świadczone "w miarę możliwości”.
W związku z przerwą w finansowaniu budżetowym działalność tego konta zostaje tymczasowo ograniczona. Do czasu pełnego wznowienia pracy będziemy publikować jedynie komunikaty dotyczące bezpieczeństwa i sytuacji nadzwyczajnych.
Obecnie planowe usługi związane z obsługą paszportów i wiz — zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i w placówkach dyplomatycznych USA za granicą — będą kontynuowane w miarę możliwości - czytamy.
Co kryje się za tym ostrożnym sformułowaniem? Działalność konsularna Departamentu Stanu USA ma pewną specyfikę i jest w dużej mierze finansowana nie z budżetu federalnego, a z opłat wnoszonych przez aplikantów (tzw. opłaty MRV). Teoretycznie pozwala to na kontynuowanie pracy nawet podczas shutdownu, dopóki środki z opłat się nie wyczerpią.
W praktyce jednak system jest bardziej skomplikowany. Priorytet absolutny mają usługi dla obywateli amerykańskich przebywających za granicą, np. wydanie paszportu w trybie awaryjnym. Procesowanie wiz nieimigracyjnych, choć opłacone, może napotkać przeszkody. Wynika to z faktu, że wymaga ono współpracy i weryfikacji danych w systemach należących do innych agencji federalnych w USA, takich jak Departament Bezpieczeństwa Krajowego (DHS), których pracownicy w dużej mierze zostali wysłani na przymusowe urlopy.
Oznacza to, że choć spotkanie z konsulem w ambasadzie może się odbyć, ostateczne zatwierdzenie wizy i jej wydruk mogą zostać wstrzymane na nieokreślony czas. Wiadomo, jakie efekty czekają Polaków.
Zobacz: Polacy masowo rezygnują z sanatoriów. Powody mogą zaskakiwać


Konsekwencje dla Polski w związku z shutdownem
Największym zagrożeniem, jakie niesie za sobą shutdown, jest niepewność i potencjalny efekt kuli śnieżnej. Każdy dzień zawieszenia pełnej operacyjności tworzy rosnący zator w systemie. Tysiące wniosków wizowych z całego świata trafiają do kolejki, która po wznowieniu pracy rządu będzie musiała zostać rozładowana.
Doświadczenia z przeszłości uczą, że nawet po krótkim, kilkudniowym shutdownie, czas oczekiwania na wizę potrafi wydłużyć się o kilka tygodni. W przypadku kryzysu trwającego miesiąc opóźnienia mogą sięgać nawet kilku kwartałów, rujnując plany studentów, pracowników sezonowych czy przedsiębiorców. To także cios w wizerunek Stanów Zjednoczonych jako kraju przewidywalnego i otwartego.
Sytuację dodatkowo komplikuje fakt, że shutdown uderza nie tylko w osoby indywidualne, ale także w całe sektory gospodarki zależne od sprawnego działania administracji. Linie lotnicze, uczelnie wyższe, firmy rekrutujące zagranicznych specjalistów czy nawet organizatorzy wymian kulturalnych muszą liczyć się z poważnymi stratami finansowymi i logistycznymi.
Dla Polaków, którzy od niedawna cieszą się możliwością podróży turystycznej w ramach programu bezwizowego (ESTA), sytuacja jest mniej dotkliwa, gdyż system ten jest w pełni zautomatyzowany. Jednak dla tych, którzy potrzebują wiz pracowniczych, studenckich czy imigracyjnych, każdy dzień politycznego impasu w Waszyngtonie to realny problem. Ostateczne rozwiązanie kryzysu leży wyłącznie w rękach liderów Partii Republikańskiej i Demokratycznej.
Do czasu, aż znajdą polityczny kompromis, tysiącom osób na całym świecie, w tym w Polsce, pozostaje jedynie nerwowe wyczekiwanie i codzienne sprawdzanie komunikatów na stronie ambasady z nadzieją, że ich amerykański sen nie zostanie pogrzebany przez budżetowy spór.





































