Zaczęło się 31 lipca. Skarbówka prześwietli transakcje Polaków. Nadal pozostaje jedna luka w systemie

Unia Europejska zdeanonimizuje transakcje kryptowalutowe – takie sensacyjne nagłówki publikują dziś media w związku z rozporządzeniami regulującymi działalność giełd i operatorów kryptowalutowych. To właśnie anonimowość, obok podzielności i decentralizacji, miała stanowić o wyjątkowości tego zasobu na tle innych, więc doniesienia o złamaniu gruntownej zasady wypadają cokolwiek rewolucyjne. Są także w dużej mierze nieprawdziwe.
Koniec anonimowości w transakcjach kryptowalutowych – media grzmią, racji w tym niewiele
Publikacje wieszczące rzekomą deanonimizację transakcji kryptowalutowych odnoszą się do dwóch unijnych regulacji – Markets in Crypto-Assets Regulation oraz Transfer of Funds Regulation. Pierwsze rozporządzenie weszło w życie jeszcze w 2023 r., drugie pod koniec zeszłego roku. Obowiązywał jednak ustanowiony przez Europejski Urząd Nadzoru Bankowego okres przejściowy. Ten zakończył się 31 lipca br.
Nowe regulacje stanowią o szerszym niż dotychczas zakresie obowiązków dla podmiotów, które pośredniczą w obrocie kryptowalutami i jako takie rzeczywiście mogą stanowić o deanonimizacji transakcji. Rzecz w tym, a zapominają o tym autorzy sensacyjnych publikacji, że działa to wyłącznie w obrębie usług tych podmiotów.

"Koniec anonimowości" to tak naprawdę nowe regulacje dla platform i ich użytkowników
W praktyce administratorzy takich usług jak giełdy kryptowalut czy operatorzy portfeli muszą zbierać od swoich użytkownikach dane o uczestnikach transakcji, które pozwolą na ich identyfikację. Wdrożony musi być test Satoshiego (próbne przesłanie niewielkiej kwoty w celach uwierzytelnienia) i podpis transakcji weryfikowalnymi metadanymi.
Poziom zakresu zbierania danych ma być uzależniony od kwoty – im wyższa, tym unijne organy będą chciały wiedzieć o transakcji więcej. Już w przypadku transakcji kwoty powyżej 1 tys. euro konieczne ma być ujawnienie imienia i nazwiska odbiorcy przekazu, nawet jeśli trafić ma on na prywatny portfel. I właśnie prywatne portfele odgrywają tu kluczową rolę.

Anonimowości transakcji kryptowalutowych nic nie zagraża. Od strony technicznej wręcz nie może
Regulacje obejmują administratorów platform i ich użytkowników, jednak trzeba pamiętać, że nie ma absolutnie żadnego wymogu korzystania z usługodawców i pośredników w celu przelania pieniędzy z jednego portfela na drugi. Transakcje bezpośrednie (P2P) oczywiście pozostaną anonimowe. Ba, nawet nie mogą być zdeanonimizowane bez udziału uczestników, bo chroni je kryptografia łańcuchów blokowych.
W praktyce niezależnie od regulacji nic nie może pod względem technicznym stanąć na przeszkodzie, by przelać dowolną ilość np. bitcoina z jednego prywatnego portfela na drugi. Wystarczy do tego połączenie z Internetem, przekazu można dokonać zupełnie bez pośredników. Na blockchainie zapisany zostanie rzecz jasna sam fakt transakcji i identyfikatory portfeli, jednak deanonimizacja nie jest możliwa.
O tym, jak bardzo przesadzone są doniesienia o deanonimizacji transakcji kryptowalutowych niech świadczy transakcja dokonana 4 lipca br., która wstrząsnęła kryptowalutowym światkiem. Ktoś po 14 latach braku aktywności przesłał z jednego portfelu na drugi 80 tys. bitcoinów, czyli równowartość blisko… 34,2 mld zł.
O transakcji, poza faktem jej zajścia, nie wiadomo w zasadzie nic. Dysponujemy jedynie domysłami, że środki mogą należeć do Rogera Vera nazywanego "Bitcoin Jesus". Inwestor jeszcze z tzw. ery Satoshiego przebywa w areszcie domowym w Hiszpanii i walczy o to, by uniknąć ekstradycji do USA, gdzie może odpowiedzieć za oszustwa podatkowe. Wciąż jednak są to wyłącznie domysły i spekulacje bazujące przede wszystkim na analizie tego, kto ok. roku 2004 mógł zgromadzić tak dużą ilość aktywów w bitcoinie.
Unijne regulacje to próba okiełznania rynku, która może okazać się skuteczna. Nie ma jednak nic wspólnego z technicznymi aspektami deanonizmacji transakcji i jej stron.



































