Pogrom na giełdzie! Banki zapłacą wyższy podatek, ale to kto inny straci najwięcej

Zapowiedź nowego podatku dla banków wywołała krach na warszawskiej giełdzie. Ministerstwo Finansów chce, by sektor podzielił się swoimi nadzwyczajnymi zyskami, jednak historia pokazuje, że ostateczny koszt mogą ponieść klienci. Równocześnie gorąco robi się wokół planów podwyżki akcyzy na alkohol i pierwszego weta prezydenta Nawrockiego w sprawie ustawy wiatrakowej. Zapraszamy na Portfel Biznes Info, czyli podsumowanie wydarzeń minionego tygodnia ważnych dla Twojego portfela.
Czarny piątek na GPW po zapowiedzi wyższego CIT
Zaczęło się dość niewinnie – w połowie sierpnia minister finansów Andrzej Domański w jednym z wywiadów zapowiedział, że w resorcie trwają prace nad nowym podatkiem obejmującym sektor bankowy. Powód? Banki w ostatnich latach osiągały nadzwyczajne zyski, związane przede wszystkim z wysokimi stopami procentowymi utrzymywanymi przez NBP.
W ubiegły czwartek późnym popołudniem wiceminister Jarosław Neneman poinformował, że resort finansów chce wprowadzić wyższą stawkę CIT dla banków, m.in. w celu sfinansowania wyższych wydatków obronnych. Stawka podatku dochodowego dla banków ma wzrosnąć od 2026 roku z obecnych 19% do 30%, w 2027 roku spaść do poziomu 26%, a w kolejnych latach ustabilizować się na poziomie 23% – wciąż o 4 punkty procentowe wyższym niż obecnie.
Ministerstwo obrało sobie łatwy cel. Banki, notujące rekordowe zyski (ponad 23 mld złotych w pierwszym półroczu), nie cieszą się powszechną sympatią. Problem w tym, że resort zapowiedział zmiany w najgorszy możliwy sposób – nagle i bez wcześniejszych konsultacji. Uderzyło to w filar warszawskiej giełdy, której indeks WIG-BANKI od początku roku wzrósł o ponad 60%.
W odpowiedzi na komunikat resortu finansów, w piątek na GPW "polała się krew". Rzadko zdarza się, żeby tak duże spółki jak PKO BP czy Pekao SA traciły podczas jednej sesji ponad 10%. Indeks WIG-BANKI zaliczył spadek o 10%, a WIG20, skupiający 20 największych spółek, stracił ponad 4,5%. Historia uczy, że banki przerzucają takie obciążenia na klientów. Gdy na początku 2016 roku wszedł w życie tzw. podatek bankowy, marże kredytów hipotecznych natychmiast wzrosły o ok. 30 punktów bazowych. Można się domyślać, że z wyższym CIT-em będzie podobnie.

Podatkowa obietnica prezydenta. Akcyza na cenzurowanym
Pozostając w temacie podatków, Ministerstwo Finansów szykuje kolejne podwyżki akcyzy, tym razem na alkohol. Według propozycji resortu, w przyszłym roku akcyza ma pójść w górę o 15%, a następnie o kolejne 10% w 2027 roku. Podobnie jak w przypadku podatku bankowego, wzrost został zapowiedziany niespodziewanie, bez konsultacji z producentami.
Co ciekawe, szef Kancelarii Prezydenta Zbigniew Bogucki w wywiadzie dla Radia ZET zapowiedział, że prezydent Nawrocki nie podpisze ustawy podnoszącej akcyzę. Ma to związek z obietnicą wyborczą o niepodpisywaniu żadnej ustawy, która podnosi podatki. Czas pokaże, czy nowy prezydent zachowa konsekwencję, jeśli po kolejnych wyborach parlamentarnych rząd utworzy koalicja, na czele której stanie PiS. Warto przypomnieć, że już teraz za ponad połowę ceny alkoholu wysokoprocentowego odpowiada akcyza. Gdyby 15% podwyżka weszła w życie, akcyza na półlitrowej butelce wódki wzrosłaby z niecałych 16 zł do 18,38 zł.
Pierwsze weto i spór o wiatraki
Prezydent Nawrocki w ubiegłym tygodniu po raz pierwszy skorzystał z prawa weta i nie podpisał tzw. ustawy wiatrakowej. Chodziło w niej przede wszystkim o to, by turbiny wiatrowe na lądzie mogły znajdować się w odległości 500 m od zabudowań, a nie jak obecnie 700 m. Ograniczenie do 700 m pozwala budować wiatraki na maksymalnie 4% powierzchni Polski, a obniżenie limitu do 500 m podniosłoby dostępność terenu nawet dwukrotnie.
W ustawie zaszyto również zamrożenie cen energii na czwarty kwartał. Aby uniknąć oskarżeń o blokowanie pomocy dla obywateli, prezydent zaraz po wecie złożył własny projekt, dotyczący samego zamrożenia cen do końca roku. Temat wiatraków od dawna jest mocno upolityczniony, a wokół energetyki wiatrowej narosło wiele mitów i dezinformacji.
Rynek pracy hamuje. Dobra wiadomość dla kredytobiorców?
Na koniec warto spojrzeć na dane z rynku pracy. W lipcu przeciętne wynagrodzenie wyniosło 8905 zł, co oznacza wzrost o 7,6% w skali roku. Jest to jednak wynik znacznie niższy od oczekiwań, a płace w tak słabym tempie nie rosły od lutego 2021 roku. W ujęciu realnym, po uwzględnieniu inflacji na poziomie 3,1%, wzrost płac wyniósł 4,3%.
Paradoksalnie, spadek dynamiki wzrostu wynagrodzeń to dobra wiadomość dla kredytobiorców. Jest to bowiem sygnał dla NBP, że może pozwolić sobie na kolejne obniżki stóp procentowych. Jednocześnie kurczy się rynek pracy – w lipcu ubyło 3800 etatów, a od początku roku zniknęło ich prawie 22 tysiące.


































