Zmiany w prawie do wycinki drzew, jeden błąd i zapłacisz słoną karę. Wielu Polaków wciąż nie ma pojęcia

Właściciele nieruchomości mogą już niedługo doświadczyć przełomu, który ułatwi im jedno z najbardziej uciążliwych postępowań. Ale uwaga – nowe zasady niosą ze sobą nieoczywiste ryzyka. Czy są gotowi na skutki?
Właściciele działek od lat narzekają na skomplikowane procedury
Usunięcie drzewa z własnej posesji to dla wielu Polaków zadanie bardziej biurokratyczne niż praktyczne. Niezależnie od tego, czy chodzi o suchą brzozę zagrażającą budynkowi, czy dorodny dąb blokujący dostęp do słońca – procedura zawsze wygląda podobnie: zgłoszenie, oględziny, decyzja. Problem w tym, że terminy i formalności często sprawiają, że nawet najprostsze wycinki przeciągają się na tygodnie, a czasem i miesiące.
Czy można to zmienić bez ryzyka dla środowiska? Czy to tylko kolejna próba usprawnienia procedur, która skończy się w szufladzie ministerialnego projektu?

Nowelizacja przepisów ma poprawić tempo decyzji
Ministerstwo Klimatu i Środowiska uznało, że obecna ustawa o ochronie przyrody wymaga korekty. Jednym z głównych zarzutów wobec obecnych przepisów jest brak skutecznego mechanizmu zabezpieczającego interes właściciela działki, gdy urzędnicy przekraczają przewidziane prawem terminy.
Jak wynika z opublikowanego uzasadnienia projektu:
Brak przeprowadzenia oględzin w terminie 21 dni powoduje, że termin na wniesienie sprzeciwu nie rozpoczyna biegu, co prowadzi do nieuzasadnionego przedłużania postępowań – czytamy w dokumentach rządowych.
Zamiast usprawniać procedurę, obecne przepisy w praktyce tworzą pułapkę – czas płynie, ale decyzja nie zapada, a obywatel zostaje z niczym.
Ale czy nowelizacja rzeczywiście rozwiązuje problem, czy tylko przerzuca ciężar odpowiedzialności w inne miejsce?
Co dokładnie oznacza nowy mechanizm i dla kogo będzie prawdziwą rewolucją?
Zgodnie z projektowaną nowelizacją ustawy o ochronie przyrody, właściciel działki, który zgłosi zamiar usunięcia drzewa, będzie mógł przystąpić do wycinki po upływie 35 dni, jeśli w tym czasie nie otrzyma sprzeciwu od urzędu. To właśnie wprowadzenie zasady "milczącej zgody" ma – zdaniem resortu – przyspieszyć procedury i zmusić organy do działania w ustawowym terminie.
Dotychczas 21 dni na oględziny i kolejne 14 na sprzeciw mogły teoretycznie zająć tylko 35 dni, ale jeśli urzędnik nie pojawił się w terminie, całe postępowanie stawało w miejscu. Teraz ma być inaczej – termin 35 dni ma być sztywną granicą, po której milczenie administracji oznacza zgodę.

Jak zaznaczono w uzasadnieniu projektu:
Projektowany termin zdyscyplinuje organy do przeprowadzenia oględzin w pierwotnym 21-dniowym okresie, a jednocześnie zmniejszy uciążliwości związane z oczekiwaniem na decyzję – wskazuje Ministerstwo Klimatu i Środowiska.
To rozwiązanie może okazać się szczególnie istotne w przypadkach, gdy drzewo stanowi zagrożenie dla życia lub mienia, np. rośnie zbyt blisko domu, linii energetycznej albo jest chore.
Jednak eksperci ostrzegają: milcząca zgoda to również większa odpowiedzialność po stronie obywatela. Zła interpretacja terminu, brak odpowiedniego udokumentowania zgłoszenia lub pomyłka w formularzu może sprawić, że właściciel narazi się na kary administracyjne lub odpowiedzialność cywilną.





































