Polacy wściekli, w Biedronce ogórki z dalekiego kraju. Tego nikt się nie spodziewał
Korniszony obcego pochodzenia w polskim dyskoncie wywołały internetową burzę. Klienci Biedronki, po obejrzeniu krótkiego filmu na TikToku, nie kryją zaskoczenia – w słoikach marki „Nasza Spiżarnia” znalazły się ogórki sprowadzane z odległych zakątków świata. Konsumenci pytają: czy naprawdę bardziej opłaca się wozić warzywa z drugiego końca świata, gdy polscy rolnicy zmagają się z nadprodukcją?
TikTok, który rozpalił ogórkową debatę
Sieć Biedronka od lat podkreśla swoje przywiązanie do lokalnych dostawców i polskiego rolnictwa. W jej ofercie dominują produkty pochodzące z krajowych upraw, sadów i gospodarstw, a współpraca z rodzimymi producentami stanowi jeden z filarów strategii firmy. Dzięki temu na półkach sklepów w całej Polsce można znaleźć świeże warzywa, owoce, nabiał czy mięso od polskich rolników, co nie tylko wspiera krajową gospodarkę, ale też gwarantuje klientom wysoką jakość i świeżość produktów.

Jednocześnie, mimo że Biedronka stawia na współpracę z polskimi producentami, w jej asortymencie nie brakuje również produktów pochodzących z różnych zakątków świata. Sieć regularnie zaprasza klientów w kulinarną podróż, organizując tematyczne tygodnie – od śródziemnomorskich po azjatyckie – które cieszą się dużym zainteresowaniem kupujących. Choć akcje promujące egzotyczne smaki zazwyczaj spotykają się z pozytywnym odbiorem, ostatnio głośno zrobiło się o ogórkach sprowadzanych z Indii. To właśnie one wywołały ożywioną dyskusję w sieci, która szybko przerodziła się w szerszą debatę na temat oznaczeń produktów i znaczenia kodów kreskowych wskazujących kraj pochodzenia.
Dlaczego korniszony z Indii?
Nagranie z jednej z placówek Biedronki, na którym widać etykietę z informacją „Wyprodukowano w Indiach”, błyskawicznie obiegło sieć. W komentarzach pojawiła się fala krytyki – użytkownicy internetu nie kryli oburzenia, określając sytuację mianem „ekonomicznego absurdu” i „ciosu w polskie rolnictwo”.
Zamieszanie szybko przeniosło się poza media społecznościowe. Były wicepremier Jacek Sasin uznał import indyjskich korniszonów za dowód „braku działań państwa na rzecz bezpieczeństwa żywnościowego”. Polityczna debata wokół importu produktów rolnych znów nabrała tempa.
Sprowadzanie drobnych ogórków z Azji to nie nowość. Jak twierdzi branża, europejscy konsumenci coraz częściej sięgają po chrupiące, małe korniszony, których w Indiach można uprawiać niemal przez cały rok. Import tych warzyw z Indii do UE przekracza obecnie 30–40 mln dolarów rocznie i nadal rośnie.
Polscy rolnicy alarmują jednak, że takie praktyki zaniżają ceny skupu rodzimych ogórków, które w 2025 roku i tak spadły do poziomu krytycznego. Część gospodarstw ratowała się nawet organizacją tzw. samozbiorów.
Odpowiedź dostawcy: „Nie tańsza podmiana, tylko inna odmiana”
Limpol, firma dostarczająca korniszony do Biedronki, w oświadczeniu dla Portalu Spożywczego tłumaczy, że sprowadzane z Indii ogórki to specjalna, drobniejsza odmiana, ręcznie zbierana i trudna do uprawy w Polsce z powodu klimatu i wysokich kosztów pracy. Prezeska spółki, Oksana Lubowiecka, zapewnia, że produkt powstaje w certyfikowanych zakładach (BRC i IFS), a kod kreskowy zaczynający się od 590 oznacza jedynie rejestrację firmy w Polsce, a nie kraj pochodzenia produktu.
Nie rezygnujemy z krajowych dostawców, ale różnorodność to nasza przewaga – podkreśla Lubowiecka i dodaje, że indyjskie korniszony mają w Polsce swoją lojalną grupę odbiorców.
Lokalność kontra globalizacja – co dalej?
Eksperci przypominają, że sieci dyskontowe zarządzają dostawami w skali kontynentalnej, optymalizując koszty i ciągłość dostaw. Dla klientów to cios w wizerunek „lokalnego sklepu”, ale dla sieci liczy się przewidywalna jakość i marża.
Dla polskich producentów to kolejny sygnał ostrzegawczy – bez silnych kontraktów i wsparcia eksportu, lokalne warzywa mogą przegrać z tańszym importem. A konsumenci? Po tej aferze z pewnością będą uważniej sprawdzać etykiety – i częściej pytać, skąd naprawdę pochodzi to, co trafia na ich talerze.
