Nie jachty, ale jacuzzi i sauny. Wytropili "zagłębie" beneficjentów KPO. "Dawali, to bralim"

Środki z Krajowego Planu Odbudowy miały przyspieszyć cyfrową i zieloną transformację. Kiedy jednak pieniądze trafiły do branży HoReCa, w całej Polsce rozgorzała dyskusja, która zyskała już miano “afery KPO”. Podhalańscy przedsiębiorcy także skorzystali z programu, ale liczba złożonych wniosków zaskoczyła nawet urzędników. Czy właściciele hoteli będą żałować inwestycji w wanny z hydromasażem?
Afera KPO. Na co naprawdę miały pójść unijne dotacje?
Dotacje z Krajowego Planu Odbudowy cieszą się dziś ogromnym zainteresowaniem, jednak program nie zyskał popularności całkowicie zgodnie z planem. Program mający „dywersyfikować działalność i podnosić odporność na kryzysy” stał się furtką do finansowania przedsięwzięć, które część opinii publicznej uznała za kontrowersyjne. Doświadczeni pandemicznymi lockdownami przedsiębiorcy chętnie sięgali po dotacje, choć nie zawsze w duchu pierwotnych założeń funduszu.
Czytaj więcej: W Brukseli już wiedzą o aferze KPO. Konsekwencje mogą być bardzo poważne. “Polska ma obowiązek”
Według danych Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości, wniosków nie brakowało, ale problemem okazały się szerokie kryteria naboru. Szansy na unijne środki nie przespało również Podhale, ale tam “afera KPO” przybrała zaskakujący obrót.
Podhalańska gorączka złota – kto i dlaczego sięgnął po dotacje z KPO?
Gdy ujawniono wnioski obejmujące zakup mobilnych ekspresów do kawy i jachtów, wybuchła ogólnopolska afera. Na Podhalu, z oczywistych względów, prywatne łodzie nie były pierwszym wyborem, lecz również w stronę tutejszych przedsiębiorców odezwały się głosy krytyki.
Hotelarze wnioskowali o pieniądze na rozbudowę stref SPA, budowę saun czy instalację zewnętrznych jacuzzi. Regulamin formalnie dopuszczał takie wydatki jako „dywersyfikację działalności”, ale w świetle podobnych inwestycji pojawiło się pytanie, czy wspólny europejski dług powinien finansować podtatrzańskie resorty wellness.
Dziś górale sami przyznają, że obawiają się, że udział w programie “wyjdzie im bokiem”. Najbardziej zaskakuje jednak nie cel, na który przeznaczono pieniądze, ale liczba złożonych wniosków. W krainie będącej perłą polskiej turystyki pieniądze trafią do… 31 podmiotów z 15 tysięcy zarejestrowanych. Powód niewielkiej ilości wniosków zaskakuje.

"Dawali, to bralim". Góralski spryt, który może kosztować utratę zaufania
Paradoksalnie, pandemia dla wielu podmiotów z polskiej branży turystycznej okazała się korzystna i nie wszyscy przedsiębiorcy źle wspominają lata po 2020 roku. Zamknięcie granic i ograniczenia w podróżach zagranicznych skierowały cały ruch turystyczny do krajowych kurortów, a Podhale za czasów COVID-19 przeżywało oblężenie. Właśnie dlatego motywacja do sięgania po środki z KPO nie zawsze wynikała z desperackiej potrzeby ratowania biznesu.
Wśród wielu przedsiębiorców dominowało pragmatyczne podejście, które można streścić w słowach: „dawali, to bralim”. Skoro pojawiła się okazja na zdobycie dotacji i podniesienie standardu swoich usług – budowę sauny czy montaż wanny z hydromasażem – unijne środki potraktowano jako szansę na rozwój i ucieczkę do przodu przed konkurencją. Nikt nie spodziewał się jednak tak ostrej reakcji opinii publicznej. Zderzenie z falą krytyki, która przedstawiała ich jako cynicznych beneficjentów, było szokiem.
U nas nikt nie brał jachtów czy łóżek do solarium, by po roku, gdy skończy się ważność projektu, je sprzedać. U nas ludzie naprawdę skorzystali z tego programu, by unowocześnić swój biznes. Mimo to ja już miałem telefony, w których goście mówili, że odwołują przyjazd, bo jestem oszustem i okradam państwo, a oni w takim obiekcie spędzać wakacji nie będą- opowiada jeden z podtatrzańskich przedsiębiorców w rozmowie z dziennikarzem Onetu.
Teraz, zamiast liczyć przyszłe zyski z nowych inwestycji, wielu przedsiębiorców obawia się utraty zaufania i klientów, którzy mogą postrzegać ich przez pryzmat medialnej afery. To gorzka lekcja, która pokazuje, że biznesowy spryt w zderzeniu z oczekiwaniami społecznymi może przynieść więcej strat niż korzyści.




































