Termin miał minąć z końcem 2025 roku. Resort przygotowuje nowelizację, Polacy będą mieć więcej czasu

Problem szkodliwego azbestu, który od dekad zalega na dachach polskich domów i budynków gospodarczych, miał być rozwiązany przez specjalny program wsparcia. Rzeczywistość okazała się jednak bardziej skomplikowana. Rząd staje przed koniecznością zmiany zasad w trakcie gry, a właściciele nieruchomości alarmują o zbyt niskim dofinansowaniu.
Stary problem, nowy termin. Skąd ta zmiana?
Azbest, niegdyś ceniony za swoje właściwości izolacyjne i odporność na ogień, dziś jest synonimem cichego zagrożenia dla zdrowia. Zgodnie z krajowymi założeniami, Polska ma być wolna od tego rakotwórczego materiału do końca 2032 roku. Jednym z narzędzi wspierających ten cel jest program wymiany dachów w gospodarstwach rolnych, finansowany w ramach Krajowego Planu Odbudowy (instrumentu finansowego wspierającego inwestycje po pandemii).

Pierwotnie rolnicy, którzy otrzymali wsparcie, mieli zrealizować inwestycję do końca 2025 roku. Okazało się to jednak nierealne. Resort rolnictwa przygotowuje nowelizację ustawy, która wydłuży ten termin do 31 marca 2026 roku. Oficjalnym powodem poślizgu jest poważny problem na rynku – w kraju brakuje wyspecjalizowanych firm, które zajmują się bezpiecznym demontażem i utylizacją eternitu. Ten logistyczny zator sprawia, że nawet ci, którzy otrzymali środki, mają problem z terminowym znalezieniem wykonawcy i zakończeniem prac. To jednak nie koniec problemów gospodarzy.
Więcej czasu, ale czy więcej pieniędzy?
Wydłużenie terminu to jedno, ale nie rozwiązuje ono drugiego, znacznie poważniejszego problemu, na który wskazują sami zainteresowani. Chodzi o pieniądze. Program oferuje wsparcie w wysokości 40 złotych za metr kwadratowy wymienianego dachu, przy maksymalnej powierzchni 500 metrów kwadratowych. Właściciele nieruchomości, których dotyczy problem, alarmują, że stawka ta była może i adekwatna, ale w momencie ogłaszania naboru.

Od tego czasu koszty materiałów budowlanych i, co kluczowe, robocizny poszły w górę na tyle, że obecne dofinansowanie pokrywa jedynie niewielką część realnych wydatków. W praktyce demontaż, transport i utylizacja jednej tony azbestu to koszt rzędu kilkuset złotych, a do tego dochodzi jeszcze cena nowego pokrycia dachowego.
To sprawia, że wielu rolników, mimo przyznanego wsparcia, musi głęboko sięgnąć do własnej kieszeni, dokładając do inwestycji znacznie więcej, niż pierwotnie zakładali. Brak waloryzacji stawki stawia pod znakiem zapytania realną pomoc państwa. Jak wskazują statystyki, w kraju wciąż stoi mnóstwo budynków pokrytych tym toksycznym materiałem. Skala problemu jest alarmująca.
Między młotem a kowadłem. Co dalej z azbestem?
Decyzja o wydłużeniu terminów wydaje się być pragmatycznym wyjściem z trudnej sytuacji, ale to jedynie odroczenie problemu, a nie jego rozwiązanie. Polska wciąż zmaga się z ogromną ilością azbestu. Według danych Głównego Urzędu Nadzoru Budowlanego zinwentaryzowano ponad milion obiektów zawierających ten szkodliwy materiał. Przesunięcie terminu w programie dla rolników pokazuje, jak wielkim wyzwaniem logistycznym i finansowym jest realizacja ogólnokrajowego celu na 2032 rok.
Azbest wykazuje działanie chorobotwórcze w wyniku wdychania przez człowieka włókien zawieszonych w powietrzu. Włókna uwalniają się w wyniku uszkodzeń mechanicznych wyrobów azbestowych, korozji płyt azbestowo-cementowych, demontażu lub uszkodzeń innych wyrobów azbestowych np. izolacji, części instalacji elektrycznych i ciepłowniczych. - czytamy na stronie gov.pl.
Bez zwiększenia stawek dofinansowania i wsparcia dla firm zajmujących się utylizacją, proces ten może ulec dalszemu spowolnieniu. Mieszkańcy wsi, kluczowi w tym procesie, znaleźli się w potrzasku – z jednej strony ciąży na nich obowiązek usunięcia niebezpiecznego materiału, a z drugiej strony bariera finansowa, której obecne wsparcie państwa w pełni nie niweluje. Czas ucieka, a azbest wciąż pozostaje tykającą bombą ekologiczną.

































