Chcą wprowadzić nowy zakaz w sanatoriach. Zmiany mogą wejść w życie już od 2026 roku
Wyjazd do sanatorium na koszt Narodowego Funduszu Zdrowia to dla setek tysięcy polskich seniorów ważny i wyczekiwany moment w roku. To nie tylko szansa na podratowanie zdrowia, ale również na wyrwanie się z codziennej rutyny, a często także z samotności. Mimo że system ma wady, z kolejkami i kosztami na czele, Polacy chętnie z niego korzystają. Pojawiają się jednak dyskusje na temat ewentualnych zmian, które nie mają nic wspólnego z finansami czy skracaniem kolejek, a mogą uderzyć w samą istotę sanatoryjnego życia i wywołać burzę wśród kuracjuszy.
Rytuał, lekarstwo i życie towarzyskie. Dlaczego Polacy tak chętnie jeżdżą do sanatoriów?
Popularność wyjazdów do sanatoriów w Polsce jest gigantyczna. Mimo że na skierowanie z NFZ czeka się średnio 18-24 miesiące, chętnych nie brakuje. Dla wielu Polaków, zwłaszcza emerytów, to jedyna szansa na skorzystanie ze skumulowanych, specjalistycznych zabiegów rehabilitacyjnych, balneoterapii czy kinezyterapii w tak krótkim czasie. Trzytygodniowy turnus pod okiem lekarzy i fizjoterapeutów potrafi postawić na nogi i dać zastrzyk energii na kolejne miesiące.
Korzyści zdrowotne to jednak tylko jedna strona medalu. Sanatorium to w Polsce zjawisko społeczne. To unikalna przestrzeń, w której kwitnie życie towarzyskie. Dla wielu seniorów, na co dzień zmagających się z samotnością po stracie współmałżonka czy odchowaniu dzieci, to jedyna okazja do nawiązania nowych znajomości. Słynne "fajfy", czyli popołudniowe potańcówki, wieczorne spotkania przy kawie i spacery po uzdrowiskowym deptaku to fundament sanatoryjnej kultury. To właśnie ten aspekt społeczny sprawia, że

Co naprawdę boli kuracjuszy? Problemem są nie tylko kolejki
Gdyby zapytać Polaków, co chcieliby zmienić w systemie leczenia uzdrowiskowego, lista byłaby długa, ale przewidywalna. Na pierwszym miejscu bez wątpienia znalazłyby się finanse. Mimo że NFZ pokrywa koszty zabiegów i opieki medycznej, pobyt w sanatorium nie jest darmowy. Pacjent musi z własnej kieszeni dopłacić do zakwaterowania i wyżywienia. Stawki zależą od standardu pokoju (najdroższe są "jedynki") oraz sezonu. Do tego dochodzi koszt dojazdu do uzdrowiska, często na drugi koniec Polski, oraz obowiązkowa opłata klimatyczna. Dla emeryta utrzymującego się z minimalnego świadczenia, łączny koszt takiego wyjazdu potrafi być barierą nie do przejścia.
Kolejnym problemem są oczywiście wspomniane kolejki. Dwa lata oczekiwania na turnus w przypadku postępujących schorzeń kręgosłupa czy układu krążenia to czas, w którym stan zdrowia może się drastycznie pogorszyć. Polacy oczekiwali by więc od rządu przede wszystkim większego dofinansowania, które skróciłoby czas oczekiwania i zmniejszyło dopłaty pacjentów, a także poprawy standardu w niektórych, pamiętających jeszcze czasy PRL-u, ośrodkach.
Ministerstwo ma inny pomysł. Koniec z "lampką wina" na turnusie?
Tymczasem w przestrzeni publicznej pojawiają się pomysły, by zamiast skupiać się na problemach finansowych, wziąć na celownik styl życia kuracjuszy. Według nieoficjalnych doniesień, rozważane mogą być zmiany w ustawie o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi, które mogłyby zostać powiązane z ustawą o świadczeniach opieki zdrowotnej. Jeden z takich potencjalnych pomysłów mógłby zakładać wprowadzenie całkowitego zakazu sprzedaży, podawania i spożywania napojów alkoholowych na terenie wszystkich zakładów leczniczych, w tym również w sanatoriach i uzdrowiskach. Na chwilę obecną pomysł ten nie ma żadnego potwierdzenia w jakimkolwiek projekcie ustawy.
Logika stojąca za takim pomysłem byłaby prosta: sanatorium to placówka medyczna, a celem pobytu jest leczenie i poprawa zdrowia, co kłóci się ze spożywaniem alkoholu. Dla wielu seniorów taka zmiana byłaby jednak prawdziwym ciosem. Oznaczałaby ona koniec tradycji wieczornego spotkania przy lampce wina czy symbolicznym "kieliszku nalewki na zdrowie" w sanatoryjnej kawiarence. Byłoby to uderzenie w życie towarzyskie i "fajfy", które dla kuracjuszy są równie ważną częścią terapii, co poranne zabiegi.
Pomysł ten, choć motywowany troską o zdrowie publiczne, mógłby być prawdopodobnie odebrany przez seniorów jako próba nadmiernej kontroli i niezrozumienie społecznej roli, jaką od dekad pełnią polskie sanatoria.