W lesie można zarobić fortunę i wcale nie chodzi o grzyby. Polacy nie mają pojęcia

Jesienne lasy co roku przyciągają miliony Polaków, którzy z koszykami w dłoniach poszukują borowików i podgrzybków. Grzybobranie to nasze narodowe hobby, a dla wielu także sposób na podreperowanie budżetu. Mało kto jednak wie, że prawdziwe skarby, za które Lasy Państwowe są w stanie zapłacić fortunę, nie rosną w mchu, a kilkadziesiąt metrów nad ziemią. Dostęp do nich ma tylko niewielka, elitarna grupa specjalistów, których praca jest jednym z najbardziej ekstremalnych i dochodowych zajęć w Polsce.
Jesienny wysyp w pełni. Co zbieramy w październiku?
Październik to wciąż doskonały czas dla grzybiarzy. Choć powoli kończy się sezon na borowiki szlachetne, w lasach wciąż można znaleźć mnóstwo innych, pysznych gatunków. To przede wszystkim czas podgrzybków brunatnych, które masowo pojawiają się w lasach iglastych i mieszanych. Na leśnych polanach i łąkach królują czubajki kanie, których kapelusze, usmażone w panierce, dla wielu smakoszy przewyższają smakiem schabowego. W lasach liściastych, zwłaszcza na pniach dębów, można znaleźć opieńki miodowe – idealne do marynowania i jako składnik farszów.
Warto również rozglądać się za maślakami, które uwielbiają towarzystwo sosen, oraz za gąskami zielonkami, rosnącymi na piaszczystych terenach. Październikowy las to prawdziwa obfitość, jednak warto pamiętać, że

Zapomniany zawód na wysokościach. Na czym polega praca "leśnego alpinisty"?
Przyszłość polskich lasów zależy od nasion. Aby zapewnić ciągłość sadzenia nowych drzew i zachować cenną pulę genetyczną najzdrowszych okazów, Lasy Państwowe co roku muszą zebrać tony szyszek z wyselekcjonowanych drzew nasiennych.
To zadanie niemożliwe do wykonania z ziemi. I tu na scenę wkracza przedstawiciel jednego z najrzadszych i najbardziej fascynujących zawodów w Polsce – szyszkarz. To swego rodzaju "leśny alpinista", człowiek, który przy pomocy specjalistycznego sprzętu wspinaczkowego – lin, uprzęży i specjalnych kolców na buty – wspina się na wierzchołki potężnych sosen, świerków czy modrzewi.
Jego praca polega na dotarciu do korony drzewa, często na wysokość 30, 40, a nawet 50 metrów, i ręcznym zrywaniu do worków dojrzałych, pełnych nasion szyszek. To praca wymagająca nie tylko żelaznej kondycji i braku lęku wysokości, ale również ogromnej wiedzy dendrologicznej, by wybrać odpowiednie drzewa i ocenić jakość szyszek. Ile można na tym zarobić? Niektórzy mocno się zdziwią.
Fortuna na czubku sosny. Ile można zarobić na szyszkach?
Praca szyszkarza jest ekstremalnie trudna, niebezpieczna i uzależniona od pogody oraz urodzaju, ale zarobki rekompensują wszelkie niedogodności. Wynagrodzenie jest akordowe – płaci się za każdy zebrany kilogram.
Stawki różnią się w zależności od gatunku drzewa i trudności zbioru. O ile za kilogram pospolitej szyszki sosnowej można dostać kilka złotych, o tyle ceny szyszek z modrzewia czy jodły potrafią sięgać nawet 30-40 złotych za kilogram. Doświadczony i sprawny szyszkarz jest w stanie w ciągu jednego dnia zebrać od kilkudziesięciu do nawet ponad stu kilogramów szyszek.
Prosta kalkulacja pokazuje, że w dobrym sezonie, przy zbiorze cenniejszych gatunków, dzienny zarobek może z łatwością przekroczyć kilkaset, a nawet sięgnąć tysiąca złotych. W skali całego, trwającego od późnej jesieni do wczesnej wiosny sezonu, najlepsi w tym fachu potrafią zarobić kwoty porównywalne z roczną pensją na dobrym, menedżerskim stanowisku. To praca dla odważnych, ale jej owoce – zarówno te finansowe, jak i te, z których wyrosną nowe pokolenia polskich lasów – są bezcenne.



































