To najgorsze mięso z możliwych, Polacy kupują na potęgę, a w składzie zmielone kości i pazury

Rośnie świadomość żywieniowa Polaków, którzy coraz odważniej zaglądają do składu produktów, zanim te trafią do sklepowego koszyka. Czy jednak jesteśmy gotowi na całą prawdę o tym, co ląduje na naszych talerzach? Niektóre popularne wyroby skrywają tajemnice, które mogą skutecznie zniechęcić do ich jedzenia.
Zwiększa się świadomość żywieniowa Polaków
Czasy, w których do koszyka trafiało wszystko, co wpadło w oko, powoli odchodzą do lamusa. Coraz częściej przy sklepowych półkach można zauważyć klientów, którzy z uwagą studiują etykiety, analizując każdy składnik. Szukamy produktów bez zbędnych konserwantów, wzmacniaczy smaku i, co najważniejsze, z jak największą zawartością tego, za co płacimy – czy to mięsa w wędlinie, czy owoców w jogurcie.
Ten trend to potężny sygnał dla producentów: Polacy nie chcą już być karmieni byle czym. Świadomość tego, co jemy, staje się wyznacznikiem dbałości o zdrowie, a presja konsumentów zmusza rynek do oferowania produktów wyższej jakości. Ale czy na pewno wiemy wszystko? Okazuje się, że niektóre praktyki w przemyśle spożywczym wciąż pozostają w cieniu, a prawda o nich może być trudna do przełknięcia.
Tych produktów lepiej unikać
W świecie masowej produkcji żywności liczy się przede wszystkim efektywność i minimalizacja strat. To, co dla konsumenta jest odpadem, dla producenta staje się surowcem. Właśnie z tej filozofii narodziło się mięso oddzielone mechanicznie (MOM), produkt, który zrewolucjonizował tanią produkcję, ale jednocześnie stał się symbolem jej mrocznej strony.
Proces jego powstawania jest dla jednych genialny w swej prostocie, dla innych natomiast kontrowersyjny. Po wycięciu z tuszy najcenniejszych kawałków mięsa pozostaje szkielet z resztkami tkanek. Zamiast je wyrzucać, całość przeciska się pod ogromnym ciśnieniem przez specjalne sita. W efekcie kości, chrząstki, ścięgna, a nawet pazury i skóra zostają zmiażdżone i oddzielone, tworząc jednolitą, różową masę.
Ta pulpa, choć formalnie uznawana za produkt mięsny, ma niewiele wspólnego z tradycyjnie rozumianym mięsem. Jest tanim wypełniaczem, który pozwala znacząco obniżyć koszty produkcji, trafiając do wyrobów, które goszczą na polskich stołach niemal codziennie.

Skład tych produktów może zaskoczyć, a Polacy wciąż po nie sięgają
Mięso oddzielone mechanicznie, czyli zmielona masa kostno-mięsna, to fundament wielu tanich przetworów, które Polacy kupują masowo, często nie zdając sobie sprawy z ich rzeczywistego składu. Gdzie najczęściej znajdziemy MOM? Przede wszystkim w parówkach, mortadeli, mielonkach oraz niektórych pasztetach i wędlinach drobiowych. To właśnie niska cena tych produktów powinna zapalić nam w głowie czerwoną lampkę.
Choć przepisy Unii Europejskiej nakazują wyraźne oznaczanie obecności MOM w składzie, wielu konsumentów wciąż nie wie, co kryje się za tym tajemniczym skrótem. Wybierając parówki za kilka złotych za kilogram, w rzeczywistości kupujemy produkt, w którym mięsa jest jak na lekarstwo, a podstawą jest właśnie tania, przetworzona pulpa. To potężny kompromis, na który idziemy, często nieświadomie – oszczędzając pieniądze, godzimy się na produkt o znacznie niższej wartości odżywczej i wątpliwych walorach jakościowych.



































