Wyszukaj w serwisie
biznes finanse technologie praca handel Eko Energetyka polska i świat
BiznesINFO.pl > Polska i Świat > Katecheci na wojnie z rządem. Ujawniamy plan na obowiązkową religię w szkole
Michał Górecki
Michał Górecki 14.12.2024 09:00

Katecheci na wojnie z rządem. Ujawniamy plan na obowiązkową religię w szkole

None
Fot. annaspies/Flickr - Marsz Ateistów, Kraków, 2009 r.

Resort edukacji na czele z ministrą Barbarą Nowacką proceduje rozporządzenie, mocą którego w polskich szkołach ograniczona zostanie liczba lekcji religii do jednej tygodniowo. Przy tym prosty postulat niesie za sobą konsekwencje, także te ekonomiczne. Część nauczycieli tego przedmiotu może stracić etaty. Protestują katecheci, księża i zakonnice, doszukując się w Polsce nowego komunizmu, a odpowiadają zapytani przez nas przedstawiciele fundacji świeckich.

Lekcje religii na nowych zasadach

Ministerstwo Edukacji Narodowej próbuje zredukować liczbę lekcji religii w szkole do jednej tygodniowo, z obecnych dwóch. W tym celu resort zaproponował rozporządzenie, które sięga do kilku podstawowych problemów, trawiących szkolne korytarze. Po pierwsze - metodyka przeprowadzania lekcji religii zostanie uschematyzowana wraz z lekcjami etyki. Oba te przedmioty będą prowadzone w tym samym wymiarze godzin (1 tygodniowo) i będą - obligatoryjnie - wyłącznie rozpoczynały lub kończyły dzień szkolny. To rozwiąże problem drugi, czyli tzw. “okienka” - godzinne “dziury” w grafikach tych uczniów, którzy na religię nie chodzą, a zajęcia odbywają się np. w środku dnia. Po wejściu w życie rozporządzenia mogliby zacząć lub skończyć dzień godzinę później i nie płacić swoim czasem za lekcję różańca kolegów i koleżanek, którzy się na nią zdecydowali.

W Polsce powstaną zupełnie nowe cmentarze, wyrosną świątynie. Nie będzie tam miejsca dla katolików

Depresja katechetów. Tomasz Poćwiardowski: Nauczyciele religii funkcjonują w stanie niepewności. Mamy projekt ustawy

To najważniejsze zmiany, z których jednak wynika jeszcze jedna: redukcja etatów nauczycieli religii - katechetów, księży, zakonnic. MEN to przewidział i zaproponował rozwiązanie, ale katecheci już je oprotestowali, doszukując się w zmianach komunizmu. Wątpliwości z perspektywy “świeckich duchownych” rekapituluje w rozmowie z BiznesINFO sekretarz Stowarzyszenia katechetów. Odpowiadają ideowi oponenci z Fundacji Wolność od Religii i Fundacji Kazimierza Łyszczyńskiego - wcale nie chodzi o religię. 

Stanowisko katechetów wybrzmiało w otwartym liście do ministry edukacji opublikowanym przez Stowarzyszenie Świeckich Katechetów 6 grudnia. Jego przedstawiciel i sekretarz Tomasz Poćwiardowski pogłębił je w rozmowie z BiznesINFO, odpowiadając na pytania.

W liście czytamy m.in. o zarzutach wobec ministry, z których wynika, że zakonnice i katechetki zatrudnione w szkole po ujawnieniu planów resortu edukacji 1 października (wtedy pojawił się projekt rozporządzenia) doświadczają “stanów depresyjnych”, wynikających z obawy o pracę. Pytanie Stowarzyszenia zaczyna się od sformułowania “dlaczego jako feministka naraża Pani zdrowie naszych koleżanek […]?'.

To reakcja na sygnały, które mamy od nauczycielek religii. Trwają w niepewności, trwały w niej już przez całe wakacje, kiedy rozporządzenie było na etapie konsultacji i nie wiadomo było, co dalej. Jako Stowarzyszenie Katechetów Świeckich uruchomiliśmy nawet pomoc psychologiczną, z której korzystały nauczycielki religii - odpowiada Poćwiardowski. 

Religia lub etyka obowiązkowe

Stowarzyszenie ma więc plan na zachowanie etatów w szkołach. Odpowiedzią na projekt ministry ma być ich własny, tym razem ustawy, która wprowadziłaby jedną, kluczową zmianę. "Mamy przygotowany projekt ustawy, który chcielibyśmy wprowadzić, korzystając z procedury obywatelskiej inicjatywy ustawodawczej" - mówi nam Poćwiardowski. Przyznaje przy tym, że dokument nie został jeszcze złożony, ale to kwestia najbliższej przyszłości. Zdradza też założenia.

Tomasz Poćwiardowski.jpg
Fot. Tomasz Poćwiardowski/Stowarzyszenie Katechetów Świeckich

Głównym założeniem byłoby wprowadzenie obowiązku wyboru przez każdego ucznia jednego z dwóch przedmiotów: religii lub etyki. Docelowo chodziłoby o to, żeby każdy obligatoryjnie wybierał jedną z tych lekcji.

W piśmie do resortu Stowarzyszenie określa to rozwiązanie mianem kompromisu aksjologicznego. Uczniowie mieliby zachować wolność wyboru, zmienną byłaby jednak konieczność jego dokonania. Obecnie oba przedmioty nie są obligatoryjne w siatce zajęć. Katecheci sugerują też, że ministerstwo odrzuca to rozwiązanie. Choć oficjalnego stanowiska Barbary Nowackiej, ani oddelegowanej do reprezentowania rozporządzenia Katarzyny Lubnauer, nie ma, Poćwiardowski podnosi, że resort, nawet jeśli nieoficjalnie, już teraz postawił tamę.

Sugestia odrzucenia naszej propozycji przez ministerstwo wynika stąd, że komunikujemy projekt tej ustawy w mediach, ale nikt się do tego nie odnosi. Nie mamy również odpowiedzi na prośby spotkania z przedstawicielami MEN - zaznacza.

Doprecyzowaliśmy owy “kompromis”. W efekcie bowiem uczniowie mieliby do wyboru dwie ścieżki - religię i etykę - i obowiązek jego dokonania. Konsekwencją mógłby być jeszcze wyraźniejszy odpływ chętnych z lekcji religii, a zatem ograniczenie wpływu nauki Kościoła katolickiego. Stowarzyszenie jest gotowe i na to. Poćwiardowski przyznaje, że plan zakłada możliwość obsadzania w rolach nauczycieli etyki także katechetów. 

Lekcje etyki byłyby prowadzone przez każdego nauczyciela do tego uprawnionego, oczywiście także nauczyciela religii, część z nich ma takie kwalifikacje po swoich studiach. Ale nie chodzi o to, żeby na tych lekcjach dominowali - zaznacza.

Jeśli więc postawienie uczniów przed wyborem przełożyłoby się na zwielokrotnienie szkolnej laicyzacji, Stowarzyszenie wychodzi z założenia istnienia “naturalnego prawa” - wartości wspólnych wszystkim ludziom. To prawo miałoby zaistnieć, w najgorszym z punktu widzenia Kościoła scenariuszu, w procesie nauki szkolnej na lekcjach etyki.

Marek Łukaszewicz: Religia absolutnie nie jest przeciwieństwem etyki. To całkowite pomylenie pojęć

Z propozycją Stowarzyszenia katechetów skonfrontowaliśmy m.in. prezesa Fundacji Kazimierza Łyszczyńskiego Marka Łukaszewicza. Fundacja została powołana w 2013 r., statutowo zajmuje się działalnością na rzecz wolności sumienia, słowa i wyrazu, a przy tym świeckości państwa. Problem z kształtem obligatoryjnego dla uczniów rozwiązania katechetów widzi już w samej konstrukcji zestawienia ze sobą dwóch przedmiotów - religii i etyki.

lukaszewicz.png
Fot. Marek Łukaszewicz, prezes Fundacji Kazimierza Łyszczyńskiego

Moja refleksja wobec propozycji ustawy SKŚ (Stowarzyszenia Katechetów Świeckich - red.) jest taka, że absolutnie religia nie jest przeciwieństwem etyki. To całkowite pomylenie pojęć. Etyka to dział nauki, religia - światopoglądu, ideologii. Nie rozumiem, dlaczego jedne dzieci miałyby zgłębiać naukę, a inne religię. Przy tym oczywiście etyka powinna być w szkole, ale już konkretny światopogląd nie. To nie są wzajemnie uzupełniające się przedmioty czy dziedziny.

Co więcej konstytucyjne prawo kościelnych struktur do obecności w szkolnej ławie nie powinno, zdaniem prezesa Fundacji, sprowadzać się do sytuacji, w której fakt, że rodzice mają prawo wychować dziecko zgodnie z własnym światopoglądem, jednocześnie odbiera państwu możliwość kształcenia zgodnie ze stanem faktycznym.

Episkopat może podtrzymywać, że odwołuje się do Konstytucji i zapisu o tym, że rodzice mają prawo wychowywać dziecko zgodnie ze swoim światopoglądem. Ale to nie oznacza, że w przypadku, gdy rodzice podzielają światopogląd o płaskiej Ziemi, to szkoła nie może nauczać o jej kulistości. W taki sposób wykluczylibyśmy możliwość państwa do nauczania czegokolwiek.
 

Łapią się wszystkiego, by zachować etaty księży i zakonnic

Podobną refleksję słyszymy w rozmowie z Dorotą Wójcik, prezeską Fundacji Wolność od Religii, powołaną by promować konstytucyjną zasadę rozdziału Kościoła od państwa i zapobiegania praktykom dyskryminacyjnym wobec mniejszości bezwyznaniowej.

O ile byłabym w stanie zrozumieć obligatoryjność lekcji etyki, które to lekcje są nauką uniwersalnej moralności i mogłyby zaistnieć w szkołach publicznych, o tyle nie zgadzam się z narzucaniem obowiązkowej religii. To, przede wszystkim, niezgodne z Konstytucją: nikogo nie można zmuszać w jakikolwiek sposób do udziału w lekcjach religii. A to już byłaby forma takiego przymuszania, bo stajesz przed wyborem i musisz go dokonać, a "my" - tj. stronnictwa - będziemy Cię namawiać - podnosi.

Zauważa przy tym, że jeszcze inną konsekwencją ustawy w takim kształcie, jak postuluje ją Stowarzyszenie, byłoby pozbawienie części uczniów - tych, którzy wybrali religię - edukacji etycznej. “A to nie w porządku” - puentuje.

Wydaje mi się, że trzeba postawić na dobrowolność przedmiotów takich jak religia. Proponowanie takiego rozwiązania jak SKŚ (stow. kat. świeckich - red.) to jest ich ostatnia deska ratunku. Łapią się wszystkiego, by ochronić etaty dla księży i zakonnic - ocenia.

Etaty i frekwencję. Zapis o przesunięciu lekcji religii i etyki na początek lub koniec siatki zajęć przełoży się najpewniej na lawinowy odpływ chętnych. Ale, jak mówi Wójcik, to dobrze. Sytuacja zawodowa księży czy zakonnic nie jest bowiem tożsama z sytuacją zawodową pozostałych nauczycieli. Rekrutacją podwładnych Kościołowi (a zatem nie świeckich) zarządza biskup, a za sukces w procesie nie odpowiadają kompetencje zawodowe.

Tym samym prezeska Fundacji zwraca uwagę na kluczową zależność relacji podmiotów państwo - Kościół, spotykających się w publicznej szkole: etaty, czyli pieniądze. “W Polsce połowa katechetów to księża i zakonnice. Chcą zachować finansowanie swoich wypłat z budżetu państwa” - rekapituluje.

“Poza wszystkim oczywiście nie chodzi o religię” - wtóruje Łukaszewicz. “Boją się utraty pieniędzy i władzy. Lekcji religii gwałtownie ubywa, jak i uczniów na nich obecnych. W dużych miastach to ok. 20 proc. w przypadku szkół ponadpodstawowych. Próbują to jakoś zatrzymać”.

20240407_144412.jpg
Fot. Fundacja Wolność od Religii/ jedna z realizacji - kampania #BiskupieOddajSzkołę

Dorota Wójcik: Religia w szkole to nie tylko lekcje. To szereg ceremoniałów

Poza zachowaniem etatów duchownych delegatów K. katolickiego - zakonnic i księży, którzy w przeciwnym razie zdani byliby na utrzymywanie się z wpływów ze świątyń - Dorota Wójcik odwołuje się do niepisanej konsekwencji obecności religii w szkołach. To, jak mówi, nie wyłącznie godzina, czy dwie - jak dotąd - lekcji. To podtrzymywanie silnej, a coraz słabszej, roli religii katolickiej w Polsce.

[…] tak naprawdę nauczanie religii w szkole to nie jest 1 czy 2 godziny lekcyjne. To cały szereg ceremoniałów, które w konsekwencji są w szkołę wpisane. To szkolne wyjścia na msze, rekolekcje, czasem organizowane na terenie szkoły. To wystawy religijne, konkursy, korytarze obstawione efektami tych działań. Religia w szkole to nie tylko przedmiot, to cała masa przemocowych mechanizmów, które powodują, że w polskiej szkole publicznej rządzi Kościół i katecheci.

Część z takich mechanizmów Fundacja dokumentuje na co dzień.

Konkordat, czyli lekcje tak, ale budżet nie. Polska nie musi płacić za lekcje religii

Konstytucja RP przewiduje, że państwo polskie musi przyzwolić na naukę religii w szkole. Konkordat z kolei, czyli umowa z Watykanem (1993 r.), zmienił ten zapis na “gwarancję” nauki. Obecny stan prawny sprowadza się więc do tego, że katechetów nie da się ze szkół “wyrzucić”.

Oczywiście, że konkordat gwarantuje nam, że nikt nas (nauczycieli religii - red.) ze szkół nie wyrzuci, ale redukcja, np. w konsekwencji łączenia klas, mogła być mocna. W dużych miastach widzimy negatywny wpływ złego mówienia o katechezie, całej narracji prowadzonej przez ministerstwo. Chętnych jest mniej i widzimy spadek frekwencji, podobnie jak ubytek godzin lekcyjnych - odpowiada przedstawiciel katechetów, Poćwiardowski. 

Zapytany o niesłuszną docelowość kultury chrześcijańskiej w Polsce, nieuniknione, nieświadome uczestnictwo w kościelnym sakrum, odpowiada, że w przypadku lekcji religii ten problem nie występuje. Dzieci w szkołach nie są docelowo przypisane do lekcji religii, muszą więc, zdaniem Poćwiardowskiego, wykonać pewną “pracę”, by się na nie dostać. One, lub ich rodzice.

Obecnie obowiązujące prawo wymaga, by zapisanie na lekcję religii było inicjatywą rodziców. Więc nie jest tak, że bycie w szkole w kulturze chrześcijańskiej jest docelowe i bezwysiłkowe. To rodzice zapisują uczniów niepełnoletnich, a pełnoletni mogą się sami wypisać lub zapisać. Jest to element podjęcia pewnej pracy, wysiłku.

I to prawda, ale w żadnej regulacji nie istnieje zapis o przymusie do finansowania lekcji religii z budżetu państwa czy jakiejkolwiek innej struktury administracyjnej, poza kościelną. Podnosi to Dorota Wójcik.

Zwróćmy uwagę, że konkordat informuje, że szkoły publiczne i przedszkola muszą udostępniać możliwość nauki rodzicom, którzy mają taką wolę. I tyle. Jeśli mielibyśmy analizować ten zapis, to nie znajdziemy w nim informacji, jakoby to państwo miało te lekcje finansować. Bo nie musi tego robić - mówi.

Przypomina też, że finansowanie religii jako przedmiotu szkolnego z budżetu państwa pojawiło się w Polsce dopiero za rządów AWS (1997 - 2001), czyli na 4 lata po ustanowieniu konkordatu.

9,4 tys. katechetów do zwolnienia. Ministerstwo da im nową pracę, ale nie chcą i boją się komunizmu

Ministerstwo Edukacji w projekcie rozporządzenia nie idzie tak daleko. Problem finansowania Kościoła w Polsce jak dotąd wciąż jeszcze nie wybrzmiewa. Niemniej, resort przygotował propozycję dla kadr Kościoła, które miałyby “ucierpieć” wskutek ograniczenia liczby lekcji religii - mowa o redukcji o maksymalnie ok. 9,4 tys. etatów w roku 2025. W rozporządzeniu ministry czytamy o studiach podyplomowych, które resort zamówi na rok akademicki 2024/2025. To tam nadziei zawodowej mieliby szukać zwolnieni katecheci. Jednym z kierunków tych studiów ma być edukacja zdrowotna czy kilka kierunków pedagogicznych. Edukacja zdrowotna to nowy przedmiot szkolny, który pojawi się we wrześniu 2025 r. To też pomysł, który katecheci zdążyli już w liście oprotestować.

Nasz rozmówca Tomasz Poćwiardowski tłumaczy, że profil przedmiotu jest pozbawiony komponentów i ideowych drogowskazów chrześcijańskich.

Ten pomysł edukacji zdrowotnej jest wyciągnięty z kontekstu rodziny. Nawet na przedmiocie WDŻ (wychowanie do życia w rodzinie - red.), wskazuje na to jego nazwa, seksualność była omawiana w kontekście rodziny, stałych związków. Tutaj już niekoniecznie, ta seksualność jest odizolowana. Nauczyciele religii nie chcą uczyć treści niezgodnych z etyką katolicką.

Katolickoszkolny pat pieczętują skojarzenia, które przedstawiciele katechetów przywołują, postawieni przed nową, świecką rzeczywistością. W mediach społecznościowych obficie odwołują się do okresu PRL i polskiego okresu komunizmu. W tym kontekście podnoszą m.in. lewicowość ministry, rozbieżną, jak mówi Poćwiardowski, z “wartościami konserwatywnymi”.

Widzimy pewną analogię. W poprzednim systemie chodziło o wychowanie młodych ludzi i stworzenie obywatela przez państwo. Chodziło o to, żeby nie było konkurencji w wychowaniu. Widzimy powtarzającą się historię. To wyrugowanie wartości chrześcijańskich, żeby młodego człowieka kształtować w inny sposób.

Zapytany, czy Katolicka Nauka Społeczna nie wyrasta z wartości głoszonych przez polityczną lewicę, przyznaje, że owszem w kwestiach społecznych tak, ale wśród wartości konserwatywnych jest również przywiązanie do tradycji czy patriotyzm. Te obawy oddala Dorota Wójcik, przypominając, że były i takie czasy, gdy w Polsce lekcje religii odbywały się poza szkołą. W salkach katechetycznych. I nie był to okres PRL.

Były czasy, kiedy religia była nauczana w salkach katechetycznych, a księża ani zakonnice nie pobierali z tego tytułu wynagrodzenia. I to nie nie był PRL. Preambuła ustawy o oświacie głosi, że wychowanie może być formowane w oparciu o wartości chrześcijańskie ale podstawą są wartości uniwersalne. Dobro jest czymś, co przynależy człowiekowi, nie katolikowi. Różnica pomiędzy nauczaniem o uniwersalnych wartościach, a religią polega na tym, że nauka religii sprowadza się do formowania lojalnego wobec instytucji obywatela, wyznawcę. Tam nie ma miejsca na dyskusję z dogmatem.

Rozporządzenie ministry Barbary Nowackiej wciąż nie weszło jeszcze w życie. Jego opiniowanie już się zakończyło, a ostatnia modyfikacja w procesie legislacyjnym została opublikowana 1 października.