biznes finanse technologie praca handel Eko Energetyka polska i świat
Obserwuj nas na:
BiznesINFO.pl > Polska i Świat > Polacy zarabiają więcej niż Brytyjczycy. Jest tylko jedno "ale"
Patryk Wołosz
Patryk Wołosz 09.05.2025 08:28

Polacy zarabiają więcej niż Brytyjczycy. Jest tylko jedno "ale"

Polacy na Wyspach zarabiają więcej niż Brytyjczycy. Zaskakujące dane z Wielkiej Brytanii. Jest nas coraz mniej — dane GUS są alarmujące. Inflacyjna zadyszka w końcu ustępuje. Ale za wcześnie na świętowanie.


 

W USA brakuje towarów?

CDonald Trump prowadzi bezpardonową i - może się wydawać - impulsywną politykę handlową. Jej skutki, a konkretniej skutki nowych taryf, odczuły nie tylko kraje, z którymi USA są związane relacjami handlowymi. Dotknęły one także samych obywateli Stanów Zjednoczonych. Niektórzy klienci chińskich platform e-commerce, jak Shein, AliExpress i Temu, narzekają na brak dostępności towarów. Powód? Wygaśnięcie zwolnienia z amerykańskich ceł. Pozwalało ono na swobodny, bezcłowy przepływ towarów z Chin, jeżeli ich całkowita wartość nie przekraczała 800 dolarów. 

Odpowiedzią na ruch administracji Trumpa ma być Gigantyczna zmiana w łańcuchach dostaw popularnej platformy Temu. "Cała sprzedaż w USA jest obsługiwana przez lokalnych sprzedawców, a zamówienia są realizowane z tego kraju. Temu rekrutuje amerykańskich sprzedawców do dołączenia do platformy" — przekazał rzecznik Temu w cytowanym przez CNN oświadczeniu.

Na podobny ruch zdecydowały się już wcześniej inne platformy e-commerce z państwa środka, które zaczęły wysyłać towary do zlokalizowanych w USA magazynów. Oznacza to, że W teorii kupujący dostają towary pochodzące ze Stanów Zjednoczonych, w praktyce jednak nie muszą one wcale być tam produkowane. Wygląda wiec na to, że dotychczasowe działania Trumpa mogą nie wystarczyć, by powstrzymać napływ tanich, chińskich towarów do Stanów Zjednoczonych.

Rewolucja na rynku paliw

Czy czeka nas wielka rewolucja na rynku paliw? Bloomberg - powołując się na nieoficjalne źródła -  poinformował, że holendersko-brytyjski gigant petrochemiczny Shell rozważa przejęcie spółki BP. Na razie jednak nie złożono konkretnej oferty. Shell ma czekać na spodziewane spadki cen ropy i akcji. Fuzja tych firm znacznie wzmocniłaby pozycję Shella na światowym rynku, połączona firma mogłaby osiągnąć wartość rynkową, która pozwoliłaby na rywalizowanie z takimi gigantami jak Exxon i Chevron. 

Fuzja o tej skali prawdopodobnie wymagałaby kontroli ze strony organów regulacyjnych. Jak raportuje Reuters, pod uwagę brana jest także możliwość wykupienia akcji oraz przejęcie, a nie megafuzja.

Polacy zarabiają więcej od Brytyjczyków

Mieszkający na Wyspach Polacy zarabiają więcej od Brytyjczyków. Jak podaje The Economist mediana zarobków osób narodowości polskiej jest wyższa od mediany zarobków Brytyjczyków. Powodem ma być między innymi nabywanie nowych kompetencji przez polskich migrantów oraz wykorzystywanie umiejętności zawodowych, które posiadali jeszcze zanim opuścili kraj rodzinny. Na początku Polacy znajdowali zatrudnienie między innymi w sektorze rolnym oraz usługach hotelarskich, otrzymując wynagrodzenie przeciętnie o 15 procent niższe niż osoby miejscowe, które tam się urodziły i zdobyły wykształcenie. Z biegiem lat rozwijali swoje umiejętności, w tym znajomość języka, co umożliwiło im zmianę branży i poprawę warunków pracy oraz płac. I tak doszliśmy do momentu, w którym mediana zarobków Polaków na wyspach wynosi 2500 funtów, czyli o około 100-150 funtów więcej niż Brytyjczyków. W 2024 roku tylko 1,2 tysiąca Polaków dostało pozwolenie na pracę w Wielkiej Brytanii. To nie przypadek, ale symbol zmieniających się czasów. Wyspiarska ziemia obiecana wyraźnie straciła atrakcyjność, a Polska – choć wciąż z problemami – coraz śmielej zbliża się do zachodnich standardów życia. Od czasu wejścia do Unii mediana zarobków w naszym kraju podskoczyła z 52 do 71 procent brytyjskiego poziomu (licząc według siły nabywczej). A skoro różnica w pensjach się kurczy, wyjazd zwyczajnie przestaje się opłacać. Ci, którzy kiedyś spakowali walizki i wyjechali „za chlebem”, dziś mają już za sobą lata pracy, przebranżowień, kursów językowych i społecznych awansów. Wielu z nich to już nie emigranci, lecz pełnoprawni członkowie brytyjskiej klasy średniej – tylko z polskimi korzeniami i brytyjskim paszportem. 

Trzeba to powiedzieć wprost: Polska wyeksportowała na Zachód znaczną część swojej przyszłej klasy średniej. Młodzi, pracowici, ambitni – zamiast budować dobrobyt nad Wisłą, zasilili PKB innych. To gorzka lekcja z ostatnich dwóch dekad. I pytanie na przyszłość: Jak nie przegrać kolejnego pokolenia? 

Dla przypomnienia: rok temu Donald Tusk przekonywał, że za 5 lat Polacy będą bogatsi od Brytyjczyków. Ale chyba nie o to mu chodziło…

Kreml chce negocjować z Ukrainą

Kreml chce prowadzić negocjacje z Ukrainą na własną rękę.

Rosja jest wdzięczna USA za wysiłki na rzecz zaprowadzenia pokoju, ale porozumienie musi być zawarte z Ukrainą, a nie ze Stanami Zjednoczonymi - powiedział cytowany przez agencję Reutera rzecznik Kremla. 

Stanowisko Rosji jest - zakończenie konfliktu jest możliwe, ale bez udziału trzeciej strony. Problem spowodowany inwazją wojsk rosyjskich na Ukrainę ma być “zbyt skomplikowany”, by można było rozwiązać go w prosty i natychmiastowy sposób. Jeśli chodzi o relacje na linii Kreml-Waszyngton, to rzecznik kremla przekazał, że wszystkie niezbędne kanały komunikacji zostały już otwarte. 

Trwa bardzo intensywna praca, ale to zbyt złożona sprawa, więc szybki postęp, którego oczekuje Biały Dom, jest trudny do osiągnięcia - powiedział. 

Co jeżeli mediacje z udziałem USA nie osiągną zamierzonych skutków? Wtedy Waszyngton najpewniej wycofa się z procesu negocjacyjnego.

Polska się kurczy

Polska się kurczy — i to dosłownie. Na koniec pierwszego kwartału 2025 roku mieszkało nas nad Wisłą 37,437 miliona. To o 158 tysięcy mniej niż rok wcześniej. Jeszcze bardziej niepokojące? Wystarczyły zaledwie trzy miesiące, by ubyło ponad 52 tysiące obywateli. Taki bilans może przyprawić o dreszcze, a to dopiero początek demograficznych wieści. GUS nie pozostawia złudzeń: tempo spadku liczby ludności rośnie. W pierwszym kwartale 2025 roku z każdego dziesięciotysięcznego miasteczka „zniknęło” średnio 14 osób — o trzy więcej niż w tym samym okresie rok wcześniej. Urodzeń jest dramatycznie mało (ledwie 58 tysięcy), zgonów – wciąż znacznie więcej. A wskaźnik przyrostu naturalnego? Znów na minusie. Krajobraz staje się coraz bardziej siwy. Indeks starości już dziś wynosi 141 – oznacza to, że Na każde 100 dzieci przypada 141 seniorów. Dziadków mamy więc więcej niż wnuków, a luka pokoleniowa rośnie: w miastach różnica sięga aż dwóch milionów na niekorzyść najmłodszych. Oficjalne opracowania mówią o „wydłużającym się trwaniu życia” i „niskim poziomie dzietności”, ale przekładając to z urzędniczego na ludzki: Starzejemy się w tempie ekspresowym i nie mamy kim zastępować odchodzących z rynku pracy. Mediana wieku dobija już do 43 lat i wszystko wskazuje na to, że do 2050 roku przekroczy 50. Czyli więcej osób będzie pamiętać komunę niż TikToka. Ministerstwo Finansów nie owija w bawełnę: do 2029 roku ubędzie nas milion. A Polski Instytut Ekonomiczny dodaje, że realny spadek liczby osób w wieku produkcyjnym może być jeszcze większy niż przewidywane 20 proc. Rynek pracy? Kurczy się razem z demografią. Już teraz tylko 58,2 proc. społeczeństwa to osoby w wieku produkcyjnym. Co gorsza, coraz więcej z nich to ludzie w wieku „produkcyjnym-niemobilnym”, czyli z mniejszą skłonnością do zmiany pracy, przebranżowienia czy relokacji. W skrócie: Jest nas coraz mniej, jesteśmy coraz starsi i coraz mniej elastyczni.

Koniec inflacyjnej zadyszki?

Inflacyjna zadyszka wreszcie ustępuje. Kwiecień 2025 roku przyniósł długo wyczekiwany spadek – Ceny rosły „tylko” o 4,2 procent rok do roku. To wyraźny zjazd z poziomu, który od miesięcy trzymał się uparcie w okolicach 5 procent. Główna przyczyna? Skończył się efekt niskiej bazy po zeszłorocznym skoku VAT-u na żywność. Innymi słowy – nie mamy już do czego porównywać tak spektakularnych wzrostów jak wcześniej. Ale zanim ogłosimy powrót do inflacyjnej normalności, warto spojrzeć na dane miesięczne: w porównaniu z marcem ceny wzrosły aż o 0,4 proc. Gdyby taka dynamika utrzymała się przez kolejne miesiące, roczna inflacja wróciłaby w okolice 5 proc.. “Dużym spowolnieniem” tego nie nazwiemy. Za nami kilka kwartałów inflacyjnego zawieszenia – w styczniu, lutym i marcu CPI krążyło wokół 4,9 proc., podobnie jak jesienią zeszłego roku. To był swoisty „płaskowyż cenowy” – ani w górę, ani w dół, ale zbyt wysoko, by odetchnąć z ulgą. Kwiecień przynosi więc promyk nadziei, ale zbyt wcześnie, by mówić o końcu walki z drożyzną. Zbyt wiele zależy od tego, co dalej zrobią ceny energii, żywności i paliw – oraz jak długo konsumenci i przedsiębiorcy będą wierzyć, że to tylko chwilowe ochłodzenie.

Dla Rady Polityki Pieniężnej to moment niełatwych decyzji. Z jednej strony – inflacja wyraźnie się cofa, więc pojawia się polityczna i społeczna presja na obniżki stóp procentowych. Z drugiej – miesięczna dynamika cen pokazuje, że ryzyko odbicia wciąż wisi w powietrzu. Dla przeciętnego Polaka oznacza to jedno: Z ulgą można spojrzeć na paragon, ale jeszcze nie ma co otwierać szampana. Raty kredytów nadal wysokie, a ceny w sklepach rosną, choć wolniej. Innymi słowy: Nie jesteśmy już w oku inflacyjnego cyklonu, ale wciąż nie wyszliśmy z burzy.

Santander sprzedany

Już na otwarciu poniedziałkowej sesji inwestorzy zaczęli wyprzedawać akcje polskiego Santandera. Spadek o ponad 5% był znacznie większy niż w przypadku reszty sektora bankowego, choć cała branża znalazła się pod presją – indeks WIG-banki tąpnął o 1,9 proc., a WIG20 niemal całkowicie zatonął w czerwieni. Erste nie żałuje pieniędzy. Za 49 proc. akcji banku i połowę Santander TFI Austriacy zapłacą blisko 7 miliardów euro – ponad 29 miliardów złotych. To transakcja, która śmiało może konkurować z największymi przejęciami ostatnich lat. Cena? 584 zł za akcję – czyli tylko nieznacznie mniej niż piątkowy kurs zamknięcia. A jednak rynek uznał to za sygnał do odwrotu. Dlaczego? Bo nawet najlepszy układ na papierze niesie ze sobą znaki zapytania. Kwestie synergii, integracji systemów, potencjalnych zmian w strategii budzą niepokój. Inwestorzy nie lubią niespodzianek, a przejęcie tak dużego gracza to zawsze operacja na otwartym sercu. Tymczasem w Hiszpanii świętują. Akcje Banco Santandera zyskały 2%, windując kapitalizację do astronomicznych 415 miliardów złotych. Dla Hiszpanów to wyjście z inwestycji z tarczą – i spory zastrzyk gotówki. Polska scena bankowa zmienia się na oczach klientów i inwestorów. A pytanie, które dziś wisi w powietrzu, brzmi: czy to tylko pojedynczy, ale głośny ruch na giełdowej szachownicy, czy możemy spodziewać się czegoś więcej?

 


 

BiznesINFO.pl
Obserwuj nas na: