Ryż z Pakistanu zatrzymany na granicy. Odrażające, co znaleźli w nim kontrolerzy
Inspekcja Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych po raz kolejny dokonała zatrzymania żywności na polskiej granicy. Do Gdańska dotarła dostawa ryżu z Pakistanu, mowa o dziesiątkach ton towaru. Okazało się, że nie mógł pójść dalej. Okropne, co wykryto podczas kontroli.
Te instytucje czuwają nad bezpieczeństwem żywności
Nad bezpieczeństwem żywności w Polsce czuwa skomplikowany system kilku państwowych instytucji, których kompetencje często się przenikają, tworząc wielowarstwową sieć kontroli. Pierwszą linią frontu, szczególnie na granicach, jest Inspekcja Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych, czyli IJHARS. To właśnie jej inspektorzy, działający w kluczowych punktach granicznych, takich jak porty w Gdyni i Gdańsku czy przejścia lądowe, weryfikują to, co próbuje wjechać do kraju. IJHARS, działając na podstawie ustawy o jakości handlowej, skupia się przede wszystkim na zgodności produktu z deklaracją. Kontrolerzy sprawdzają etykiety, daty ważności, skład, ale także, co kluczowe w tym przypadku, autentyczność certyfikatów, na przykład tych potwierdzających produkcję ekologiczną. To oni decydują, czy towar pod kątem "papierów" i wyglądu w ogóle zasługuje, by jechać dalej.
Obok nich działa jednak potężniejszy gracz, Państwowa Inspekcja Sanitarna (PIS, potocznie Sanepid), podległa Głównemu Inspektorowi Sanitarnemu (GIS). Sanepid to policja zdrowotna. Jego rola, umocowana w ustawie o bezpieczeństwie żywności i żywienia, to badanie produktów pod kątem zagrożeń dla człowieka. Laboratoria Sanepidu szukają skażeń mikrobiologicznych (bakterii takich jak Salmonella, Listeria czy E. coli), pozostałości pestycydów, metali ciężkich, mykotoksyn (toksyn pleśni) czy niedozwolonych dodatków. To Sanepid bada próbki pobrane na granicy przez IJHARS.

Trzecim filarem jest Inspekcja Weterynaryjna (IW). Jej rola jest ściśle określona: kontroluje wyłącznie żywność pochodzenia zwierzęcego. Mięso, ryby, mleko, jaja i ich przetwory to jej domena. IW ma swoje posterunki na przejściach granicznych i sprawdza nie tylko jakość, ale też stan zdrowia zwierząt, z których produkty pochodzą, zapobiegając wwozowi chorób.
Całość systemu uzupełnia Państwowa Inspekcja Ochrony Roślin i Nasiennictwa (PIORiN), która pełni rolę fitosanitarną. Pilnuje, by wraz z importowanymi roślinami, owocami, warzywami czy zbożem nie dostały się do Unii Europejskiej nowe, kwarantannowe szkodniki czy choroby roślin. Ten złożony mechanizm sprawia, że jeden transport może być kontrolowany przez kilka służb naraz.
Z tych państw importowana jest żywność do Polski
Polska jest potentatem w eksporcie żywności, jednak równie dużo jej importuje. O ile handel wewnątrz Unii Europejskiej, głównie z Niemcami, Holandią czy Włochami, opiera się na zharmonizowanych i restrykcyjnych przepisach, o tyle prawdziwe wyzwania zaczynają się przy imporcie z tak zwanych krajów trzecich. To stamtąd płynie strumień produktów o znacznie wyższym ryzyku.
Wysoko w rankingu od lat jest Turcja. Importujemy stamtąd ogromne ilości owoców cytrusowych i warzyw, w których inspektorzy regularnie znajdują pozostałości pestycydów w stężeniach wielokrotnie przekraczających unijne normy. Z Egiptu trafia podobny asortyment, również obarczony ryzykiem chemicznym. Z Chin importujemy między innymi czosnek, suszone grzyby czy miód. Problemy? Niedozwolone dodatki, fałszowanie miodu syropami cukrowymi czy pozostałości antybiotyków.

Z kolei ryż, przyprawy i orzechy, jak bohater tego artykułu, trafiają do nas głównie z Azji Południowo-Wschodniej: Pakistanu, Indii, Wietnamu czy Myanmaru. Tu największym zagrożeniem są toksyny pleśni, czyli rakotwórcze aflatoksyny (szczególnie w orzechach ziemnych), a także, jak się okazało, szkodniki magazynowe i zakazane środki ochrony roślin. Nie można zapominać o Ameryce Południowej, skąd płyną banany i kawa, często uprawiane przy użyciu "koktajli" pestycydów, z których część jest w UE dawno zakazana.
Problemy nie są jednostkowe. Te przykłady pokazują, że system, choć rozbudowany, musi być nieustannie czujny, bo presja na import taniej żywności jest ogromna. A najgorsze jest fałszerstwo motywowane zyskiem, które staje się bezpośrednim zagrożeniem dla zdrowia, tak, jak sprzedawanie konwencjonalnej żywności jako "eko". Niedawno zatrzymany transport na granicy ujawnia, z jakimi problemami trzeba się mierzyć.
Zobacz: Zaraz się zacznie, Polacy będą szturmować Lidla. Wielka promocja na koniec października
IJHARS zatrzymała transport ryżu z Pakistanu
Ostatnie znalezisko inspektorów IJHARS w Gdańsku jest podręcznikowym przykładem tego, jak wielopoziomowe może być zagrożenie. Podczas rutynowej kontroli granicznej zatrzymano trzy partie ekologicznego ryżu o łącznej masie 22,8 tony z Pakistanu. Partia była starannie oznakowana, co miało gwarantować jej najwyższą jakość, brak chemii i oczywiście uzasadniało wyższą cenę.
Rzeczywistość okazała się brutalna. Już pierwsza inspekcja wykazała obecność żywych szkodników magazynowych. Nie podano szczegółów, jednak jednymi z najczęstszych szkodników zboża są wołki ryżowe (Sitophilus oryzae). Taki ryż jest nie tylko zubożony o wartości odżywcze. Jest przede wszystkim zanieczyszczony odchodami, wylinkami i martwymi owadami, co czyni go niezdatnym do spożycia i grozi poważnymi problemami żołądkowo-jelitowymi.
To jednak nie był koniec dramatycznych odkryć. Znacznie gorsza okazała się analiza chemiczna. W ryżu, który miał być "eko", wykryto substancję chemiczną zakazaną podczas wytwarzania takich produktów spożywczych.
Znalezienie tej trucizny w produkcie spożywczym, w dodatku fałszywie oznaczonym jako "ekologiczny", to skrajny przypadek i bezpośrednie zagrożenie dla zdrowia publicznego. Decyzja IJHARS mogła być tylko jedna: natychmiastowy zakaz wprowadzenia całej partii do obrotu na terenie Unii Europejskiej i powiadomienie systemu RASFF, by ostrzec inne kraje. Jak podkreśliła instytucja za pośrednictwem mediów społecznościowych, decyzji nadano rygor natychmiastowej wykonalności. W związku z tym można być pewnym, że ten ryż nie znajdzie się na sklepowych półkach w Polsce.