Podsumowali edukację zdrowotną rok po wprowadzeniu. Dane studzą optymizm
Rok szkolny 2025/2026 przyniósł zmianę w planie lekcji. Edukacja zdrowotna, która zastąpiła wychowanie do życia w rodzinie, miała być odpowiedzią na współczesne wyzwania. Pierwsze dane pokazują jednak, że droga do powszechnej realizacji tych założeń jest jeszcze daleka.
Koniec WDŻ
Wprowadzenie edukacji zdrowotnej to próba systemowej odpowiedzi na fiasko dotychczasowego modelu. Poprzednik, czyli wychowanie do życia w rodzinie, notował systematyczny spadek zainteresowania. Jeszcze w roku szkolnym 2019/2020 frekwencja na tych zajęciach wynosiła 50,38 procent, by w ostatnim roku funkcjonowania (2024/2025) spaść do zaledwie 33 procent. Ministerstwo Edukacji Narodowej, we współpracy z resortami Zdrowia oraz Sportu i Turystyki, postanowiło działać. Zamiast skupiać się na wąskim wycinku, nowy przedmiot ma na celu kompleksowe przygotowanie uczniów do dbania o zdrowie w wielu wymiarach.

Program, opracowany przy udziale ekspertów, obejmuje zdrowie fizyczne, psychiczne, społeczne, a także coraz istotniejsze zdrowie cyfrowe i środowiskowe. Założenie jest ambitne: absolwent szkoły ma być świadomy zagrożeń i wyposażony w narzędzia do prowadzenia zdrowego trybu życia w dynamicznie zmieniającym się świecie.
Niska frekwencja mimo założeń
Mimo że resort edukacji wprowadził nowy przedmiot, jego charakter nie jest w pełni obowiązkowy – przewidziano bowiem możliwość wypisania się z zajęć przez rodziców lub pełnoletnich uczniów. Pierwszy rok funkcjonowania edukacji zdrowotnej przyniósł twarde dane, które studzą optymizm. W roku szkolnym 2025/2026 w zajęciach uczestniczyło łącznie 920 925 uczniów. Liczba ta, choć wydaje się wysoka, stanowi zaledwie około 30 procent wszystkich uprawnionych. To wynik nawet niższy niż ostatnie notowania WDŻ.
Oznacza to, że siedmiu na dziesięciu uczniów, którzy powinni zdobywać nową wiedzę, nie pojawiło się na lekcjach. Z analiz Ministerstwa wynika, że na tak niską frekwencję wpływ miało wiele czynników. Wśród nich wymienia się przede wszystkim kwestie organizacyjne wewnątrz szkół. Kluczowe okazało się umiejscowienie lekcji w planie – zajęcia na ostatnich godzinach lub w blokach często zniechęcały do udziału. Nie bez znaczenia była też specyfika danej placówki i lokalne podejście do nowego obowiązku.
Widoczny rozłam na mapie i między szkołami
Szczegółowa analiza danych frekwencyjnych pokazuje głębokie dysproporcje. Największy rozdźwięk widać między typami szkół. O ile w szkołach podstawowych udało się osiągnąć względny sukces – w zajęciach wzięło udział 804 539 uczniów, co stanowi 40,36 procent uprawnionych w tej grupie – o tyle szkoły średnie notują fatalne wyniki. W liceach ogólnokształcących na edukację zdrowotną zapisało się zaledwie 10,08 procent młodzieży. Jeszcze gorzej sytuacja wygląda w technikach, gdzie wskaźnik ten wyniósł zaledwie 7,78 procent.
Problem jest więc największy tam, gdzie świadomość zdrowotna młodzieży wchodzącej w dorosłość powinna być najmocniej kształtowana. Widoczne są także ogromne różnice geograficzne. Na poziomie województw rozpiętość sięga od 17,19 procent w województwie podkarpackim do 38,59 procent w wielkopolskim. Przekłada się to także na statystyki miejskie. Wśród analizowanych miast najniższą frekwencję odnotował Rzeszów (14,49 procent), podczas gdy liderem okazał się Gorzów Wielkopolski (35,66 procent). Ministerstwo zapewnia, że nauczyciele nie zostali sami z tym wyzwaniem. Na stronach rządowych dostępne są liczne materiały pomocnicze, w tym scenariusze lekcji, a dla kadry przewidziano szkolenia i studia podyplomowe mające podnosić kwalifikacje do prowadzenia nowego przedmiotu.