Bank zażądał spłaty kredytu, którego nigdy nie wziął. Wyrok sądu rozwiał wszelkie wątpliwości

Świat finansów coraz częściej przenosi się do sieci, a wraz z nim rośnie liczba pułapek, w które wpadają klienci banków. Oszustwa związane z inwestycjami i kredytami internetowymi to już nie jednostkowe przypadki, lecz zjawisko o coraz szerszej skali. Klient miał spłacać kredyt, którego nigdy nie zaciągnął — a przynajmniej takie żądanie wysunął bank. Właśnie zapadł wyrok w sprawie. Gdzie kończy się odpowiedzialność klienta, a gdzie zaczyna rola instytucji finansowej?
Rosnące ryzyko w cyfrowej bankowości
Cyfrowa transformacja w sektorze finansowym przyniosła klientom ogromne ułatwienia – możliwość szybkiego dostępu do pieniędzy, prostych przelewów czy zdalnego zawierania umów kredytowych. Jednak bankowość internetowa ma także swoją drugą stronę, o której coraz częściej piszą eksperci. Coraz bardziej wyrafinowane metody stosowane przez cyberprzestępców powodują, że nawet osoby świadome zagrożeń mogą paść ich ofiarą.
Według danych Komisji Nadzoru Finansowego tylko w ostatnich latach lawinowo wzrosła liczba zgłoszeń dotyczących oszustw na tle finansowym. W szczególności chodzi o fałszywe inwestycje w kryptowaluty oraz wyłudzanie danych logowania do bankowości online. Przestępcy działają w sposób przemyślany: łączą kuszące reklamy z telefonami od osób podszywających się pod doradców finansowych, a całość sprawia wrażenie profesjonalnie przygotowanej kampanii.
Z jednej strony mamy więc instytucje finansowe, które inwestują w zabezpieczenia i procedury, a z drugiej – przestępców, którzy z roku na rok są coraz bardziej skuteczni. Pytanie, które wybrzmiewa w opinii publicznej, brzmi: kto w takich sytuacjach powinien ponosić odpowiedzialność – klient czy bank? Nowe światło na sprawę rzuca wyrok opisany na łamach “Dziennika Gazety Prawnej”.
Klient walczył z bankiem o nie swój kredyt. Wojna kryptowalutowa w oparach absurdu
Nie brakuje przykładów osób, które wpadły w sidła cyberprzestępców, skuszonych wizją łatwych pieniędzy. Typowy schemat zaczyna się niewinnie: reklama w sieci zachęca do sprawdzenia platformy inwestycyjnej obiecującej wysokie zyski. Zainteresowany użytkownik zakłada konto, a następnie – niemal natychmiast – odbiera telefon od „analityka finansowego”.
Scenariusz często wygląda podobnie: rozmówca przekonuje do przekazania danych logowania do bankowości internetowej, tłumacząc to koniecznością przeprowadzenia transakcji czy weryfikacji inwestycji. Ofiara, ufając w profesjonalizm rozmówcy, podaje dane, a wkrótce na jej rachunku pojawiają się znaczne kwoty. Wszystko wskazuje na to, że inwestycja faktycznie działa i przynosi realne zyski.
W rzeczywistości jednak środki te pochodzą z zaciągniętego kredytu, którego właściciel konta nawet nie był świadomy. Przelewy na zagraniczne rachunki sprawiają, że pieniądze błyskawicznie znikają z konta, a poszkodowany zostaje z problemem, którego konsekwencje mogą być dramatyczne.
Tego rodzaju historie są szczególnie niebezpieczne, ponieważ na początku trudno je odróżnić od legalnej działalności finansowej. Klient żyje w przekonaniu, że korzysta z obiecującej inwestycji, a dopiero po czasie okazuje się, że padł ofiarą wyrafinowanego oszustwa. Co dzieje się dalej? Bank najczęściej domaga się spłaty kredytu, wskazując, że został on uruchomiony za pośrednictwem danych właściciela konta.

Bank żądał spłaty kredytu po ataku oszustów. Wyrok sądu może być przełomem dla klientów
W jednej z takich spraw zapadło niedawno orzeczenie, które może stać się punktem odniesienia dla podobnych przypadków. Jak podał „Dziennik Gazeta Prawna”, klient banku, który wpadł w pułapkę oszustów inwestycyjnych, odmówił spłaty zobowiązania. Instytucja finansowa wniosła więc pozew, domagając się zwrotu środków.
Sąd nie miał jednak wątpliwości – to nie klient złożył oświadczenie woli skutkujące udzieleniem kredytu. W uzasadnieniu wskazano, że zgodnie z art. 60 kodeksu cywilnego, wola osoby dokonującej czynności prawnej może być wyrażona w dowolny sposób, także elektronicznie. Jednak w tym przypadku bank nie był w stanie udowodnić, że to właściciel rachunku faktycznie zaciągnął zobowiązanie.
Co więcej, prowadzone wcześniej dochodzenie policyjne jednoznacznie potwierdziło, że mężczyzna padł ofiarą oszustwa. Choć sprawców nie udało się ustalić, sam fakt przestępstwa został potwierdzony, a to oznaczało, że umowa kredytowa jest nieważna. W konsekwencji sąd oddalił roszczenia banku, a klient nie został obciążony spłatą zaciągniętych przez przestępców środków.

Wyrok, choć nieprawomocny, już teraz odbił się szerokim echem w branży. To decyzja, która może wpłynąć na sposób, w jaki instytucje finansowe zabezpieczają swoje procedury, a także na świadomość klientów banków. Z jednej strony pokazuje bowiem, że ofiara oszustwa nie powinna być automatycznie obarczana konsekwencjami działań przestępców. Z drugiej – wskazuje, jak istotne jest zachowanie ostrożności w przypadku wszelkich ofert inwestycyjnych w internecie.





































