Ten ukryty "jarmark" to prawdziwy hit. Warszawiacy oblegają, ale nie możesz wejść bez jednej rzeczy
Grudzień to w handlu okres żniw, a jednym z najbardziej dochodowych formatów stały się świąteczne targi. W tym sezonie zaproponowano doświadczenie, które dosłownie odrywa ziemi. Zamiast tłoczyć się na starówce, można wjechać windą na szczyt wieżowca. Nie warto zapomnieć jednak jednego gadżetu.
Jarmarki bożonarodzeniowe cieszą się popularnością
Tradycja, która dziś wydaje się nierozerwalnie związana z polskim krajobrazem miejskim w grudniu, ma swoje korzenie u naszych zachodnich sąsiadów. Niemieckie Weihnachtsmarki, wywodzące się jeszcze z późnego średniowiecza, przez stulecia ewoluowały z prostych targowisk zaopatrujących mieszkańców w zapasy na zimę, w skomplikowane machiny marketingowe napędzające turystykę. W Polsce boom na jarmark bożonarodzeniowy w obecnej formule to kwestia zaledwie ostatnich dwóch dekad. Samorządy szybko zrozumiały, że drewniane budki, zapach goździków i świąteczna iluminacja to nie tylko ukłon w stronę mieszkańców, ale przede wszystkim potężny magnes na turystów i sposób na stymulację lokalnej gospodarki w martwym zazwyczaj sezonie turystycznym.

Współczesny jarmark to podręcznikowy przykład tzw. ekonomii doświadczeń (experience economy). Konsumenci są skłonni zapłacić znaczną premię nie za sam produkt, bo grzane wino czy pierniki można kupić taniej w dyskoncie, ale za kontekst ich spożywania. Płacimy za "klimat", muzykę, oświetlenie i poczucie wspólnotowości. To właśnie ten mechanizm psychologiczny pozwala wystawcom windować ceny do poziomów, które w normalnych warunkach byłyby nieakceptowalne dla przeciętnego klienta. W ten sposób Boże Narodzenie staje się produktem samym w sobie, a miasta takie jak Wrocław, Gdańsk czy Kraków, budują wokół niego swoją zimową tożsamość, generując miliony złotych obrotu w zaledwie kilka tygodni.
Jednakże rynek ten staje się coraz bardziej nasycony. Niemal każde większe miasto powiatowe chce mieć swój rynek ze świątecznymi straganami, co zmusza największych graczy do poszukiwania innowacji i wyróżników. Konkurencja przestała opierać się wyłącznie na wielkości choinki czy liczbie światełek. Teraz liczy się unikalność lokalizacji i formatu, co doskonale widać na przykładzie stołecznych inicjatyw, które coraz częściej uciekają od przaśnego folkloru w stronę nowoczesnego lifestyle’u i ekskluzywności, celując w bardziej wymagającego klienta korporacyjnego i wielkomiejskiego.
Tyle kosztują produkty na jarmarku bożonarodzeniowym
Obserwując tegoroczne trendy zakupowe, widać wyraźnie, że mimo wciąż odczuwalnej presji inflacyjnej, Polacy nie zamierzają rezygnować ze świątecznej konsumpcji. Zmienia się jednak struktura wydatków. Zamiast drogich prezentów rzeczowych, coraz większą popularnością cieszą się wyjścia, spotkania i wspólne spędzanie czasu, co idealnie wpisuje się w ofertę jarmarków. Ceny na stoiskach bywają tematem gorących dyskusji, pajda chleba ze smalcem czy szaszłyk w cenie dwudaniowego obiadu w restauracji to już standard, który powoli przestaje szokować, a staje się elementem świątecznego "podatku od luksusu".

Warto zauważyć, że komercjalizacja świąt wkracza w nowe przestrzenie. O ile tradycyjne jarmarki na rynkach miast są demokratyczne i dostępne dla każdego, o tyle pojawiają się inicjatywy profilowane, biletowane lub ograniczone dress codem, co tworzy nową niszę na rynku usług świątecznych. Konsumpcjonizm w wydaniu świątecznym ewoluuje w stronę ekskluzywności. Klienci poszukują miejsc "instagenicznych", które zapewnią im nie tylko posiłek, ale przede wszystkim atrakcyjny content do mediów społecznościowych. To właśnie wizualna atrakcyjność staje się nową walutą, a przedsiębiorcy z branży HoReCa doskonale potrafią to wykorzystać, adaptując swoje przestrzenie pod sezonowe, tematyczne pop-upy.
Przykładem takiej strategii jest przenoszenie świątecznej atmosfery z ulic do wnętrz hoteli i restauracji, które oferują bardziej kameralne i kontrolowane warunki niż tłoczne place miejskie. To odpowiedź na potrzeby klientów, którzy chcą poczuć magię świąt, ale unikając zgiełku i marznącego tłumu. Paradoksalnie jednak, nawet w takich luksusowych warunkach, pogoda potrafi dyktować warunki, zmuszając organizatorów i gości do pewnych kompromisów, o czym przekonują się goście odwiedzający najnowsze atrakcje na mapie Warszawy.
Zobacz też: Zacznie się już w lutym 2026. Ogromne zmiany w bankomatach, Polacy muszą być gotowi
Wyjątkowe doświadczenie, konieczny jeden gadżet
Najciekawszym przykładem ewolucji świątecznego handlu w tym sezonie jest inicjatywa hotelu NYX Warsaw, zlokalizowanego przy ul. Chmielnej. Obiekt ten postanowił wykorzystać swój największy atut, taras na 19. piętrze, by stworzyć "Winter WOWderland". To jedna z najwyżej położonych zimowych atrakcji tego typu w stolicy, oferująca panoramę miasta z widokiem na wieżowce i Pałac Kultury i Nauki.
Mimo że wstęp na ten podniebny jarmark jest bezpłatny, co w przypadku tak prestiżowych lokalizacji nie jest regułą, goście muszą liczyć się z cenami adekwatnymi do standardu hotelowego. Za grzane wino zapłacimy tam 45 złotych, a wariant bezalkoholowy 35 złotych. Co ciekawe, jarmark ten skupia się właśnie na napojach, a oferta przekąsek jest ograniczona. Dostaniemy również shoty w cenie od 29 do 44 złotych.
Według relacji Faktu dekoracje na jarmarku nie powalają. Choć poszczególne elementy były oplecione światełkami, to większość z nich była wyłączona, przez co na miejscu panował nieco upiorny - zamiast świątecznego - klimat.
Jest jednak jeden haczyk, o którym wspominają niemal wszyscy odwiedzający to miejsce. Mimo że jesteśmy w luksusowym hotelu, prawa fizyki na 19. piętrze są nieubłagane. Jak relacjonuje dziennikarka Faktu, na otwartym tarasie panuje silny wiatr, który przy zimowych temperaturach potrafi skutecznie zepsuć zabawę nieprzygotowanym gościom. Dlatego też, wybierając się na ten nietypowy jarmark, absolutnie niezbędna jest ciepła czapka i szalik. Bez odpowiedniego zabezpieczenia termicznego, nawet najlepszy grzaniec i widok na rozświetloną Warszawę mogą nie wystarczyć, by cieszyć się wizytą dłużej niż kilka minut. To ciekawy przykład na to, że nawet w najbardziej skomercjalizowanej i ekskluzywnej formie, natura wciąż ma ostateczny głos w kształtowaniu naszych doświadczeń konsumenckich.