Przełom ws. "złotego pociągu". Poszukiwacze właśnie ogłosili. To się stało po cichu
Legenda o "złotym pociągu" z Wałbrzycha od dekad rozpala wyobraźnię poszukiwaczy skarbów i historyków. Choć wielu straciło nadzieję, najnowsze doniesienia znów elektryzują. Czy tym razem mityczny skład III Rzeszy w końcu zostanie odnaleziony? W ciszy podobno dokonują się wielkie rzeczy. Wkrótce ruszają kolejne etapy poszukiwań.
Legenda o "złotym pociągu" rozpala ciekawość
Legenda o złotym pociągu to jedna z najbardziej intrygujących i trwałych zagadek II wojny światowej na Dolnym Śląsku. Chociaż legenda umiejscawia jej korzenie w ostatnich, chaotycznych miesiącach wojny, wiosną 1945 roku, historycy pozostają sceptyczni, wskazując, że ewakuacja pociągu z okrążonego wówczas Wrocławia była praktycznie niemożliwa.
W obliczu nieuchronnej klęski i błyskawicznie postępującej ofensywy Armii Czerwonej, Niemcy mieli ewakuować zrabowane dobra oraz strategiczne zasoby z Festung Breslau (oblężonego Wrocławia) i innych rejonów. Mit głosi, że jeden z takich transportów, pancerny pociąg specjalnego przeznaczenia, wyruszył z Wrocławia w kierunku Wałbrzycha (wówczas Waldenburg) i nigdy nie dotarł do celu. Miał on wjechać do jednego z licznych tuneli wydrążonych w Górach Sowich, w ramach gigantycznego, lecz nigdy nieukończonego nazistowskiego projektu "Riese" (Olbrzym). System podziemnych kompleksów, budowany rękami tysięcy więźniów obozu koncentracyjnego Gross-Rosen, miał według różnych teorii służyć jako nowa, odporna na bombardowania kwatera główna Adolfa Hitlera lub podziemna fabryka zbrojeniowa.

To właśnie w tej sieci tuneli, być może w okolicach zamku Książ lub na trasie kolejowej niedaleko Wałbrzycha, pociąg miał zostać ukryty, a wejście do tunelu wysadzone i zamaskowane. Sama legenda przez lata żyła własnym życiem, podsycana relacjami świadków, którzy rzekomo widzieli transport, oraz opowieściami o tajemniczych "wtajemniczonych", którzy na łożu śmierci przekazywali mapy lub wskazówki. Spekulacje na temat ładunku są niemal nieograniczone: od złota zdeponowanego we wrocławskich bankach (tzw. "Złoto Wrocławia"), przez zrabowane w Polsce i ZSRR dzieła sztuki, archiwa SS, tajne dokumenty technologiczne, aż po elementy mitycznej Bursztynowej Komnaty. Mimo dekad poszukiwań i ogromnego zainteresowania mediów, historycy pozostają sceptyczni, brakuje jakichkolwiek niemieckich dokumentów potwierdzających wysłanie takiego pociągu, a logistyka ukrycia 150-metrowego składu w ostatnich dniach wojny wydaje się karkołomna.
Poszukiwania "złotego pociągu" nie przyniosły rezultatów
Historia poszukiwań złotego pociągu jest równie długa i barwna jak sama legenda, pełna pasjonatów, samozwańczych ekspertów i spektakularnych porażek. Przez lata zimnej wojny temat był raczej domeną lokalnych opowieści i nieoficjalnych poszukiwaczy, takich jak Tadeusz Słowikowski, wałbrzyski górnik i niestrudzony badacz tajemnic regionu, który poświęcił legendzie niemal całe życie. Prawdziwa globalna "gorączka złota" wybuchła jednak dopiero w sierpniu 2015 roku. Wówczas dwaj eksploratorzy, Polak Piotr Koper i Niemiec Andreas Richter, dokonali oficjalnego zgłoszenia do władz Wałbrzycha, informując, że za pomocą georadaru zlokalizowali pociąg pancerny.

Miał on spoczywać w nasypie kolejowym na 65. kilometrze trasy Wrocław-Wałbrzych. Przedstawione przez nich obrazy z georadaru, choć niewyraźne, pokazywały anomalię przypominającą kształtem wagon. Wiadomość błyskawicznie obiegła światowe media, ściągając na Dolny Śląsk reporterów z CNN, BBC czy Al Jazeery. Pierwsze reakcje części władz, w tym ówczesnego wiceministra kultury Piotra Żuchowskiego, były pełne entuzjazmu, mówiono o "99 procentach pewności" znaleziska. Szybko jednak optymizm zastąpiła naukowa weryfikacja. Badania zlecone przez miasto, przeprowadzone przez specjalistów z krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej przy użyciu metod sejsmicznych i magnetometrycznych, nie potwierdziły istnienia pociągu. Mimo to, Koper i Richter, działając już jako spółka cywilna, uzyskali zgodę na przeprowadzenie prac ziemnych.
W sierpniu 2016 roku, na oczach mediów, rozpoczęto kosztowne odwierty i wykopy. Niestety, zamiast pancernego składu natrafiono jedynie na naturalne formacje geologiczne i fragmenty starych rur. Fiasko na 65. kilometrze stało się symbolem rozbudzonych nadziei i bolesnego rozczarowania. Obok metod naukowych, w historii poszukiwań silnie obecne były też techniki niekonwencjonalne. Wielu poszukiwaczy, w tym także ci związani z próbą z 2015 roku, posiłkowało się badaniami radiestezyjnymi, metodą polegającą na wykrywaniu rzekomego promieniowania za pomocą różdżki lub wahadła. Radiestezja, uznawana przez środowisko naukowe za pseudonaukę, miała wskazywać miejsca "energetycznych anomalii", które interpretowano jako lokalizację tuneli lub ukrytych metali.
Zobacz też: Poziom dzietności w Polsce jest rekordowo niski. Najnowszy raport nie napawa optymizmem
Przełom w sprawie "złotego pociągu"
Gdy po klęsce medialnej i finansowej z 2016 roku wydawało się, że temat złotego pociągu umrze śmiercią naturalną, sprawa wraca, jednak w zupełnie innej odsłonie. Tym razem poszukiwacze, nauczeni doświadczeniami poprzedników, postawili na dyskrecję, a ich działania najlepiej podsumowuje motto: W ciszy dokonują się rzeczy wielkie, które przyświeca ich komunikacji. Jak donosi "Fakt", fundacja ogłosiła niedawno nie odnalezienie pociągu, ale znaczący przełom. Na Dolnym Śląsku miał bowiem zostać zlokalizowany tunel, a w nim trzy wagony. Takie wnioski zostały wysunięte za pomocą badań radiestezyjnych.
W ciszy, czasem dokonują się rzeczy wielkie. (...) Dziś z dumą i satysfakcją mogę wam powiedzieć otwarcie - mamy zgodę właściciela terenu! Po długich i żmudnych negocjacjach z Nadleśnictwem Świdnica, otrzymaliśmy zezwolenie na wejście w teren i wykonanie badań geordarowych. Może nie w 100 proc. takie, jak sobie pierwotnie zakładaliśmy, ale w stopniu, który pozwoli przybliżyć nas do prawdy - przekazał poszukiwacz podpisujący się jako M. we wpisie na Facebooku.
Teraz konieczne będzie jeszcze uzyskanie pozwolenia Dolnośląskiego Konserwatora Zabytków, na które należy czekać około 30 dni. Jest to proces niezwykle żmudny i obwarowany restrykcjami, regulowanym przez Ustawę o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami. Konserwator musi chronić dziedzictwo kulturowe przed niekontrolowanymi "dzikimi wykopkami", które mogłyby bezpowrotnie zniszczyć cenne stanowiska archeologiczne. Wniosek musi być poparty solidną dokumentacją, precyzyjnym wskazaniem metodologii badań oraz uzasadnieniem historycznym.
Nie znacie mnie, ale jedno wiedzcie, ja nigdy nie rzucam słów na wiatr! I nigdy się nie poddaję! Nie wycofuję się również z ani jednego słowa, które napisałem w poprzednich oświadczeniach. Historia o tzw. złotym pociągu jest prawdziwa, radiestezja jest fizyką, a ja odnalazłem tunel i trzy wagony ukryte w środku. Jak to się stało, jak do tego doszło, przyjdzie czas, że wszystko wyjaśnię i odpowiem na każde pytanie. Ja doskonale wiem, o czym mówię, co robię i dokąd zmierzam - podkreśla prowadzący poszukiwania.