Milionowa kara dla Biedronki. UOKiK podjął decyzję
Niepozorna akcja marketingowa jednego z największych graczy na rynku wywołała zaskakującą reakcję urzędników. Gdy przeanalizowano sposób jej prowadzenia, pojawiły się pytania, które mogą zmienić podejście do znanych kampanii rabatowych. Niewykluczone, że to dopiero początek szerszej dyskusji. Co dokładnie wzbudziło tak duże wątpliwości i dlaczego sprawa nabiera tempa?
Nieoczekiwane kontrowersje wokół głośnej akcji promocyjnej
Pierwsze sygnały o narastającym zainteresowaniu urzędników pojawiły się tuż po tym, jak klienci zaczęli zwracać uwagę na nie do końca jasne zasady pewnej jednodniowej akcji rabatowej. Choć w przestrzeni publicznej dominował przekaz podkreślający jej prostotę i atrakcyjność, z czasem zaczęto dostrzegać elementy, które u części odbiorców wywołały dezorientację. Wiele osób zastanawiało się, gdzie leży granica między agresywnym marketingiem a przejrzystą komunikacją.
Właśnie ta narastająca niepewność spowodowała, że odpowiednie instytucje przyjrzały się sprawie bliżej. W centrum zainteresowania znalazło się pytanie, czy sposób przedstawiania promocji rzeczywiście odzwierciedlał jej faktyczne zasady. Z pozoru drobna wątpliwość szybko przerodziła się w szeroko zakrojone postępowanie, które teraz przyciąga uwagę zarówno klientów, jak i całej branży handlowej. Czy specyfika takich akcji promocyjnych powinna być bardziej klarowna, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka?

Dlaczego promocje przyciągają uwagę nadzoru?
W kolejnych etapach analizy pojawiły się pytania o to, jak bardzo szczegółowe muszą być informacje przekazywane konsumentom podczas akcji rabatowych. Przejrzystość zasad promocji od kilku lat staje się jednym z kluczowych tematów w dyskusji między branżą handlową a urzędami państwowymi. UOKiK wielokrotnie podkreślał, że odpowiedzialność za jasne warunki spoczywa na przedsiębiorcach, a nieprecyzyjne komunikaty mogą być traktowane jako naruszenie zbiorowych interesów konsumentów.
Skala kontroli dotyczących różnego rodzaju akcji zniżkowych stale rośnie. Dotyczy to zwłaszcza sytuacji, w których konsumenci nie są w stanie poznać pełnych zasad zanim podejmą decyzję o zakupie. Właśnie dlatego każda kolejna sprawa analizowana przez urząd odbija się szerokim echem – wpływa bowiem na praktyki całej branży. Z punktu widzenia klientów kluczowe jest, by wiedzieć, czy reklamowana oferta pokrywa się z rzeczywistymi warunkami, czy może zawiera elementy, które wymagają większej czujności.
W omawianej sytuacji nadzór skupił się na szczegółach akcji promocyjnych, które miały być proste i intuicyjne. Pojawiło się jednak pytanie: czy konsumenci otrzymali komplet informacji w odpowiednim momencie, by świadomie skorzystać z oferty? Urzędnicy uznali, że konieczne jest dokładne przeanalizowanie wszystkich materiałów reklamowych – od spotów radiowych, przez aplikację, aż po komunikację w sklepach. To właśnie ta analiza stała się punktem wyjścia do dalszych, zdecydowanie bardziej stanowczych działań.
Kulisy decyzji urzędu. Kluczowe ustalenia i rekordowa kara dla właściciela Biedronki
Dopiero w ostatniej fazie postępowania ujawniono, co faktycznie wzbudziło zastrzeżenia urzędników i jakie sankcje nałożono na właściciela sieci. Prezes UOKiK zdecydował o wymierzeniu Jeronimo Martins Polska kary w wysokości 104 722 016 zł. Jak podkreślono, sankcja dotyczy dwóch jednodniowych akcji: „Specjalna Środa” oraz „Walentynkowa Środa”, prowadzonych na początku 2024 roku.
Według UOKiK komunikaty reklamowe mogły sugerować, że konsumenci otrzymają „zwrot 100 proc. na voucher” z możliwością jego wygodnego wykorzystania przy kolejnych zakupach. W rzeczywistości – jak ustalił urząd – zasady skorzystania z vouchera znacząco odbiegały od tego, co przedstawiano klientom. Problem dotyczył kilku obszarów:
- vouchery obejmowały zupełnie inne kategorie produktów niż te, których zakup uprawniał do ich otrzymania – np. za parówki można było otrzymać voucher na owoce i warzywa, a za czekoladę na kosmetyki,
- w wielu przypadkach minimalna kwota zakupów w danej kategorii była wyższa niż sam voucher,
- obowiązywały dodatkowe limity: jeden voucher na osobę oraz ograniczenia przy produktach na wagę,
- szczegółowe zasady znajdowały się dopiero w regulaminie dostępnym na stronie internetowej lub na tablicach ogłoszeń za linią kas.

UOKiK uznał, że pominięcie kluczowych informacji w reklamach mogło wpływać na to, jak konsumenci oceniali atrakcyjność promocji. Prezes UOKiK Tomasz Chróstny oświadczył:
Przedsiębiorca umyślnie naruszył zbiorowe interesy konsumentów podczas akcji ‘Specjalna Środa’ i ‘Walentynkowa Środa’ – powiedział dla UOKiK.
Decyzja nie jest prawomocna. Sieć w komunikacie przesłanym Radiu ZET zapowiedziała odwołanie:
Opierając się na faktach, będziemy bronić naszego stanowiska i zaskarżymy decyzję Prezesa UOKiK do sądu. Ubolewamy, że w trakcie badania tej sprawy Urząd nie zgodził się z siecią, która nieustannie stwarza polskim klientom możliwości oszczędzania. Jednocześnie zapewniamy, że Biedronka będzie nadal oferować swoim klientom najbardziej konkurencyjną ofertę na polskim rynku – czytamy w oświadczeniu przesłanym Radiu ZET.
Sprawa może mieć znaczenie dla całej branży, ponieważ pokazuje, że rzetelność promocji staje się jednym z najważniejszych obszarów kontroli na rynku detalicznym. UOKiK zapowiada kontynuację działań dotyczących przejrzystości komunikacji marketingowej, a decyzja dotycząca sieci może otworzyć drogę do kolejnych postępowań. Czy rekordowa kara zmieni podejście detalistów do organizowania akcji rabatowych? Na odpowiedź trzeba będzie poczekać, ale już teraz branża śledzi sprawę z wyjątkową uwagą.