KNF uśmierci polski rynek krypto? Ustawa MiCA to pułapka

Polska spóźnia się z wdrożeniem unijnej ustawy MiCA, regulującej rynek kryptowalut. Jednak to nie opóźnienie jest największym problemem, a projektowane przepisy i postawa kluczowego regulatora. Projekt, który miał uporządkować branżę, może stać się dla niej gwoździem do trumny. Sprawdź, dlaczego polskie firmy krypto mogą masowo uciekać za granicę i co to oznacza dla całej gospodarki.
Europa reguluje, Polska zostaje w tyle
Unijne rozporządzenie MiCA (Markets in Crypto-Assets) to próba stworzenia jednolitych ram prawnych dla rynku kryptowalut w całej Wspólnocie. Jego głównym założeniem jest zasada „jednego paszportu” – firma, która uzyska licencję w jednym kraju członkowskim, będzie mogła świadczyć usługi we wszystkich pozostałych. To ogromne ułatwienie i szansa na rozwój. Większość państw Unii Europejskiej już dostosowała swoje prawo, wyznaczając organy nadzorcze i otwierając furtkę dla lokalnych przedsiębiorstw. Tymczasem Polska nie tylko jest spóźniona, ale prace nad ustawą idą w kierunku, który budzi głęboki niepokój branży. Polskie firmy z sektora krypto nie mogą ubiegać się o licencję, ponieważ odpowiednie prawo i instytucja do jego egzekwowania w praktyce nie funkcjonują. To stawia je na przegranej pozycji w wyścigu o europejski rynek, który lada moment otworzy się na licencjonowanych graczy z Niemiec, Francji czy Malty.
Surowszy niż Bruksela, czyli regulator z misją
Jak wskazuje ekspert Tomasz Mentzen, polski projekt ustawy implementującej MiCA jest jeszcze bardziej restrykcyjny niż unijny oryginał. Przewiduje wyższe opłaty, bardziej skomplikowane wymogi formalne i szerszy zakres raportowania. To jednak nie wszystko. Największe kontrowersje budzi wyznaczenie Komisji Nadzoru Finansowego (KNF) na głównego regulatora rynku. Według Mentzena, jest to instytucja od lat jawnie wroga branży krypto. W publicznych wypowiedziach jej przedstawicieli, w tym samego przewodniczącego KNF, kryptowaluty są przedstawiane jako hazard, pozbawiony wartości dla gospodarki. Takie stanowisko, w opinii eksperta, dyskwalifikuje KNF jako bezstronnego arbitra. Trudno oczekiwać uczciwego i sprawnego procesu licencyjnego od urzędu, który uważa całą branżę za szkodliwą. To tak, jakby „lisa wyznaczyć do pilnowania kurnika” – komentuje dosadnie Mentzen, wskazując, że taka postawa to zapowiedź biurokratycznej i ideologicznej wojny z przedsiębiorcami.
Drenaż mózgów i podatków. Kto zapłaci za tę wojnę?
Konsekwencje takiego podejścia są łatwe do przewidzenia. Zamiast ubiegać się o licencję w Polsce, firmy wybiorą jurysdykcje, gdzie regulator jest profesjonalny i przychylny innowacjom. Polska ma ogromny potencjał – dużą bazę użytkowników kryptowalut, świetnie wykształconych specjalistów IT i projekty o globalnym zasięgu, które jednak już dziś rejestrowane są za granicą. Wprowadzenie ustawy w obecnym kształcie tylko pogłębi ten trend. Oznacza to utratę miliardów złotych z potencjalnych podatków, które zasilą budżety innych państw. Co więcej, polscy użytkownicy, korzystając z usług firm zarejestrowanych na Cyprze czy w Niemczech, w razie sporu będą mieli znacznie utrudnioną drogę do dochodzenia swoich praw. Zamiast stać się technologicznym hubem, Polska ryzykuje, że stanie się regulacyjną pustynią, z której uciekają innowacje i kapitał. To cena, jaką zapłacimy za twardogłową postawę urzędników, którzy nie rozumieją lub nie chcą zrozumieć nowej gospodarki.



































