biznes finanse technologie praca handel Eko Energetyka polska i świat
Obserwuj nas na:
BiznesINFO.pl > Finanse > Te dwa kraje mają nas w garści. Ekspert ostro: „Wydajemy głupio”
Natalia Ziółkowska
Natalia Ziółkowska 16.05.2025 22:25

Te dwa kraje mają nas w garści. Ekspert ostro: „Wydajemy głupio”

Polska szykuje się do wojny… czy do bankructwa? Czy wydajemy miliardy na realną obronę... czy na polityczne show? Czy na nowe czołgi naprawdę nas stać? W dzisiejszym odcinku sprawdzimy, kto zbroi Polskę? Za ile? I kto za to płaci?

Wydatki na obronność: konieczność czy przepalone miliardy?

W 2025 roku Polska wyda na obronność 186,6 miliarda złotych. To 4,7 proc. naszego PKB. Nigdy wcześniej – nawet w czasach zimnej wojny – nie inwestowaliśmy w wojsko aż tak dużo.

Dla porównania:

  • Niemcy wydają 2,1proc. PKB,
  • Francja – ok. 2 proc. PKB,
  • Hiszpania – ok. 1,2 proc. PKB.

A średnia krajów Unii Europejskiej? Około 1,7 proc. PKB. Czyli… wydajemy blisko trzy razy więcej niż przeciętny kraj Unii Europejskiej.

Jesteśmy trzy razy bezpieczniejsi? Czy trzy razy bardziej rozrzutni?

Budżet obronny państwa w 2025 roku opiewa na 124,3 miliarda złotych – to 3,1 proc. PKB. Do tego środki z Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych – kolejne 76 miliardów. Łącznie: 186,6 miliarda złotych. To 13,5 proc. wszystkich wydatków państwa w 2025 roku. Więcej na wojsko niż na zdrowie. Więcej niż na edukację. Więcej niż na całą naukę i innowacje razem wzięte.

Każdy z nas, niezależnie od poglądów, dorzuca się do tego rachunku. Przeciętny obywatel płaci w podatkach około 4800 złotych rocznie na armię. Prawie 400 zł miesięcznie. I tu zaczynają się pytania. Co dostajemy w zamian?

Czołgi Abrams i K2. Wyrzutnie HIMARS i Chunmoo. Systemy Patriot, Pilica i CAMM. Myśliwce F-35 i FA-50. Armatohaubice Krab i K9. Brzmi dumnie. Ale czy mamy ludzi, żeby to wszystko obsłużyć?

Według danych MON liczba żołnierzy zawodowych w Polsce w 2025 roku wynosi około 143 tysięcy. Plus kilkadziesiąt tysięcy w dobrowolnej służbie zasadniczej i terytorialnej. Łącznie: około 205 tysięcy żołnierzy. W praktyce? Nowe Abramsy bez załóg. F-35 bez pilotów. Systemy Patriot bez obsługi. Więc sprzęt mamy. Tylko trochę ludzi nam brakuje. I logistyki — czy mamy przemysł, który to wszystko będzie naprawiał i modernizował?

Bo na razie – każda aktualizacja systemu Patriot, każda naprawa Abramsa czy FA-50, to koszty idące w miliony dolarów… płacone poza rodzimym rynkiem. To jest kolejna sprawa.

Kto na naszych wydatkach na obronność się bogaci?

Bo kiedy mówimy „zbroimy Polskę”, to nie znaczy, że budujemy własne fabryki i własne technologie. W praktyce większość tych miliardów płynie za granicę. Czołgi Abrams i wyrzutnie HIMARS – kupujemy od Stanów Zjednoczonych. Czołgi K2, armatohaubice K9 wyrzutnie Chunmoo – od Korei Południowej. Myśliwce F-35? Też made in USA. Systemy obrony powietrznej Pilica i CAMM? Współpraca polsko-brytyjska, ale kluczowe komponenty też z importu. Tak naprawdę największym beneficjentem polskich zbrojeń są dziś firmy z USA i Korei. A polski przemysł? Owszem, dostaje zamówienia. Ale głównie na montaż, wsparcie serwisowe, integrację — nie na własne, niezależne projekty.

Tu nasuwa się pytanie: budujemy armię... czy budujemy magazyn cudzego sprzętu na własnym terytorium? Według szacunków Deloitte, do 2035 roku Polska wyda na zbrojenia 1,9 biliona złotych. Tak, biliona. Ponad dwukrotność obecnego budżetu państwa.

Zaznaczę tylko — nikt rozsądny nie kwestionuje, że musimy się zbroić. Granica z Białorusią, rosyjskie wojska w Obwodzie Królewieckim, wojna w Ukrainie – to nie jest jakiś odległy problem zza oceanu. To nasza codzienność.

Dlatego aż 73 proc. Polaków – według najnowszego sondażu Iris dla „Rzeczpospolitej” – popiera zwiększenie wydatków na wojsko. Przeciwko jest 18 proc. A 9 proc. nie ma zdania. Jednak coraz częściej wśród tych, którzy popierają, coraz częściej pada pytanie: czy aby na pewno wydajemy mądrze?

Na debatach prezydenckich padło wiele mocnych słów

Karol Nawrocki, kandydat PiS-u, podkreślił: Każda złotówka na armię to inwestycja w wolność. Sławomir Mentzen zarzucał rządowi bezmyślność i chaos: „Polska armia jest słaba, mimo że przez 20 lat PO i PiS przejadały miliardy”.

Z kolei Maciej Maciak, bezpartyjny kandydat z ramienia Ruchu Dobrobytu i Pokoju, dał osobny teatr. Wyraził podziw dla Władimira Putina, nazywając go „bardzo dobrym politykiem”. Tak, padły takie słowa. Na debacie o bezpieczeństwie Polski, tuż przed wyborami.

Nie obyło się bez komentarza, Rafał Trzaskowski nie wytrzymał: „To, co przed chwilą słyszeliśmy, to jest coś nieprawdopodobnego. Klaskać Putinowi? Czegoś takiego nie widziałem, jak żyję”.

Zaznaczył także, że bezpieczeństwa nie buduje się wyłącznie siłą wojska. Że liczą się przede wszystkim silne sojusze, odpowiedzialna dyplomacja i zdolność do umiejętnej gry na arenie międzynarodowej

Bo samotna armia, choćby najlepiej uzbrojona, w dzisiejszych realiach wiele nie zdziała.
Szymon Hołownia dorzucił jeszcze ważny wątek: że nowoczesne wojny wygrywa się nie tylko karabinami i czołgami, ale też informacją. Że dziś walczy się o odporność społeczeństwa na dezinformację, o cyberbezpieczeństwo, o ochronę infrastruktury krytycznej. Bo stal można kupić. Ale silnego, odpornego społeczeństwa – nie da się zamówić ani w USA, ani w Korei, ani w żadnym sklepie z bronią.

W oczach Adriana Zandberga i Magdaleny Biejat bezpieczeństwa nie mierzy się ilością czołgów, tylko liczbą lekarzy, nauczycieli i ratowników. W ich opinii, w Europie priorytetem jest zdrowie publiczne – a u nas kulą w płot. Odsyłam do materiału o składce zdrowotnej, który temat finansowania publicznej służby zdrowia porusza szerzej.

I znów wraca pytanie: Czy bezpieczeństwo da się kupić? Czy kilkaset nowoczesnych Abramsów albo dziesiątki F-35 wystarczą, żeby obronić nasze granice? Bo wojsko kosztuje. Ale jeszcze więcej kosztuje bezmyślność. A najwięcej – złudzenie siły, która w chwili próby okaże się fasadą.

Czy Polska naprawdę potrzebuje więcej wyrzutni rakietowych...czy może więcej chirurgów? Czy wydając prawie 5 proc. PKB na zbrojenia budujemy przyszłość...czy fundujemy sobie grecki kryzys – tylko na polską skalę? I najważniejsze: Czy naprawdę wybieramy to świadomie? Czy po prostu płyniemy na fali strachu, którą napędzają politycy? I jak te decyzje odbiją się na naszych dzieciach i wnukach?

BiznesINFO.pl
Obserwuj nas na: