Pracownicy Dino stawiają sprawę jasno. Kolejny strajk przed Bożym Narodzeniem wisi w powietrzu
Polska jest niekwestionowanym królestwem dyskontów, a rodzime Dino to perła w koronie warszawskiej giełdy. Podczas gdy analitycy odnotowują liczone w dziesiątkach miliardów złotych przychody spółki, na zapleczach tysięcy sklepów atmosfera gęstnieje z dnia na dzień. Pracownicy mówią coraz głośniej o problemach, może dojść do strajku.
Dino prężnie się rozwija
Jeszcze dwie dekady temu polski handel detaliczny wydawał się zdominowany przez zagraniczne koncerny. Na miejskich osiedlach królowała portugalska Biedronka (właśc. Jeronimo Martins), a o udziały w rynku agresywnie walczył niemiecki Lidl (Grupa Schwarz) czy Netto. W tym krajobrazie, zdominowanym przez zachodni kapitał, Dino Polska pojawiło się jako gracz, którego początkowo wielu lekceważyło. Strategia spółki była jednak precyzyjna: zamiast walczyć o drogie lokalizacje w centrach metropolii, sieć ruszyła na podbój Polski powiatowej i gminnej.

Dziś Dino to fenomen na skalę europejską. Z liczbą ponad 2600 marketów sieć depcze po piętach Biedronce, otwierając nowe placówki w tempie, które dystansuje konkurencję. Kluczem do sukcesu okazał się unikalny model biznesowy, spółka jest właścicielem gruntów i budynków, co uniezależnia ją od wzrostu cen najmu, a posiadanie własnych zakładów mięsnych Agro-Rydzyna pozwala kontrolować marże na kluczowych produktach. Inwestorzy docenili ten model, windując wycenę spółki do poziomów, które uczyniły jej założyciela, Tomasza Biernackiego, jednym z najbogatszych ludzi w tej części świata.
Dynamiczna ekspansja ma jednak swoją cenę. Dino, wchodząc do małych miejscowości, często staje się tam jednym z najważniejszych lokalnych pracodawców. W gminach, gdzie brakuje dużych zakładów przemysłowych, praca w markecie bywa jedyną alternatywą dla bezrobocia lub emigracji. Ta przewaga, która przez lata pozwalała dyktować warunki, dziś staje się zarzewiem konfliktu mogącego zachwiać fundamentami giganta.
Właściciel Dino owiany tajemnicą
Tomasz Biernacki to postać niemal mityczna. Nie udziela wywiadów, nie pozuje do zdjęć, a w internecie próżno szukać jego aktualnych fotografii. Ten "niewidzialny miliarder” zbudował fortunę wycenianą na ponad 20 miliardów złotych, co regularnie plasuje go na szczycie listy najbogatszych Polaków. Przepaść między majątkiem właściciela a stanem konta przeciętnego pracownika jego imperium stała się jednak w ostatnich miesiącach tematem gorącej debaty publicznej.
Model lean management (szczupłego zarządzania), który w korporacyjnych prezentacjach wygląda imponująco, w praktyce oznacza dążenie do maksymalnej efektywności kosztowej. W przypadku handlu detalicznego koszty te to przede wszystkim ludzie. Pracownicy Dino od lat skarżą się na braki kadrowe, podczas gdy w konkurencyjnym Lidlu czy Biedronce na zmianie pracuje zespół kilkuosobowy, w Dino, według relacji samych zatrudnionych i doniesień związkowych, te same obowiązki (kasowanie, wykładanie towaru, obsługa stoiska mięsnego, wypiek pieczywa) nierzadko musi realizować okrojona, dwu- lub trzyosobowa obsada.

Wyniki finansowe grupy są imponujące, przychody liczone w dziesiątkach miliardów złotych i solidna EBITDA budzą podziw na parkiecie GPW. Jednak z perspektywy kasjera zarabiającego kwotę oscylującą wokół płacy minimalnej, te liczby są abstrakcją. Z danych rynkowych wynika, że średnie zarobki w Dino odstają od tego, co oferują główni rywale. Biedronka i Lidl, walcząc o pracowników w dużych miastach, regularnie podnoszą stawki, często przebijając średnią krajową w handlu. Dino, operując na rynkach o mniejszej konkurencji pracowniczej, przez długi czas nie czuło presji płacowej. Aż do teraz.
Zobacz też: Szaleństwo zakupowe w Lidlu. Klienci muszą się spieszyć
Pracownicy Dino mówią dość
W ostatnich tygodniach coraz głośniej słychać głosy niezadowolenia pracowników sieci marketów Dino. Sprzedawcy alarmują, że warunki pracy w sklepach tej szybko rozwijającej się sieci pozostawiają wiele do życzenia. W relacjach kierowanych do mediów podkreślają przede wszystkim brak podstawowych świadczeń socjalnych, niskie wynagrodzenia oraz duże obciążenie obowiązkami.
O tym, że nie pracuje tu się najlepiej, świadczy fakt, że na naszym sklepie cały czas wisi kartka o poszukiwaniu nowych pracowników. Jak tylko ktoś przyjdzie, to po miesiącu, najdalej dwóch, rezygnuje, a jego obowiązki spadają na resztę zespołu - bez żadnych dodatków – mówi w rozmowie z Bankier.pl pan Piotr, pracownik Dino z Pomorza Zachodniego.
W innych regionach sytuacja wygląda podobnie. Pracownicy podkreślają, że mimo ciężkiej pracy nie mogą liczyć ani na bony świąteczne, ani na dopłaty do wypoczynku, co, jak mówią, szczególnie dotyka rodziny z dziećmi. Problemem są również warunki sanitarne i temperatury panujące w sklepach. Jak relacjonują zatrudnione osoby, odgórne ustawienie temperatury na poziomie 19 st. C, a w pobliżu chłodziarek nawet około 15 st. C, sprzyja częstym infekcjom.
Wiele osób choruje, ale nie każdy może pozwolić sobie na dłuższe L4 – dodaje pani Martyna.
Zastrzeżenia pracowników wzmacniają działania związkowców z OPZZ Konfederacja Pracy, którzy od listopada 2025 r. działają w Dino Polska. Przewodniczący organizacji, Wojciech Jendrusiak, zwraca uwagę na poważne naruszenia prawa pracy związane z brakiem Zakładowego Funduszu Świadczeń Socjalnych, obowiązkowego w firmach zatrudniających co najmniej 50 osób.
Dino Polska zatrudnia dziesiątki tysięcy osób, a mimo to ZFŚS nie istnieje. To rażące naruszenie przepisów i praw pracowników – podkreśla Jendrusiak dla Bankier.pl.
Jak dodaje, zarząd firmy nie przedstawił dotąd ani wyjaśnień, ani deklaracji dotyczących uregulowania tej kwestii. Związkowcy oczekują oficjalnego stanowiska do 9 grudnia br. i ostrzegają, że brak reakcji ze strony zarządu doprowadzi do rozpoczęcia procedury sporu zbiorowego. To z kolei może zakończyć się ogólnopolskim strajkiem w Dino Polska. Sytuację komentuje również Państwowa Inspekcja Pracy, przypominając, że nieutworzenie ZFŚS mimo ustawowego obowiązku stanowi wykroczenie, za które odpowiedzialnym grozi grzywna. PIP zapowiada kontrole w przypadku wpływu skarg pracowników.
Wobec narastających napięć i braku dialogu ze strony pracodawcy perspektywa strajku staje się coraz bardziej realna. Jeśli zarząd nie podejmie rozmów, Dino Polska może stanąć przed jednym z największych protestów pracowniczych w historii sieci.