Fala zwolnień w dużych centrach handlowych. Tysiące osób stracą pracę

Reorganizacje, masowe zwolnienia i zamykanie placówek – branża handlowa w Polsce znalazła się w epicentrum potężnego kryzysu. Pracownicy, lokalni dostawcy i klienci obserwują niepokojące zmiany, które mogą nie tylko przedefiniować rynek, ale też wpłynąć na życie wielu osób. Trzy duże sieci handlowe znane w całej Polsce ogłosiły właśnie zwolnienia.
Niepokojące sygnały z rynku. Fala zwolnień przetacza się przez polski handel
Ostatnie miesiące przyniosły liczne informacje o cięciach zatrudnienia i zamykaniu placówek wśród czołowych firm działających na polskim rynku handlowym. Choć podobne działania nie są nowością w świecie biznesu, to ich skala i tempo wywołują zaniepokojenie. Wiele firm tłumaczy decyzje rosnącymi kosztami operacyjnymi, presją inflacyjną oraz zmieniającymi się nawykami konsumenckimi.
Polscy konsumenci coraz chętniej sięgają po zakupy online, a jednocześnie firmy muszą sprostać rosnącym wymogom dotyczącym wynagrodzeń i prawa pracy. W efekcie prowadzi to do zmian organizacyjnych, które w pierwszej kolejności dotykają pracowników.
Branża znajduje się pod ogromną presją – z jednej strony potrzebuje inwestycji, by nie wypaść z rynku, z drugiej zmuszana jest do drastycznego cięcia kosztów. Czy to tylko etap przejściowy, czy początek głębszego kryzysu?

Zmieniający się krajobraz rynku. Sklepy znikają, klienci tracą wybór
Kolejne decyzje właścicieli sieci handlowych pokazują, że rynek tradycyjnego handlu detalicznego ulega gwałtownej transformacji. Część firm decyduje się na zmniejszanie powierzchni handlowej, inne na reorganizację sił sprzedażowych.
Sytuację dodatkowo pogarszają działania związane z restrukturyzacją i digitalizacją. Pracownicy, którzy do tej pory byli filarem obsługi klienta w sklepach stacjonarnych, dziś mierzą się z groźbą utraty pracy lub koniecznością przebranżowienia.
Tymczasem związki zawodowe ostrzegają przed efektem domina, który może dotknąć małe sklepy osiedlowe i lokalnych przedsiębiorców.
– Takie działania zawsze odbijają się na całym ekosystemie. Ucierpią nie tylko pracownicy, ale również klienci, którzy zostaną z mniejszym wyborem i wyższymi cenami – komentują związkowcy.
Czy mamy do czynienia z początkiem monopolizacji rynku i zanikiem małego handlu, który przez dekady budował lokalne społeczności?
Kto zwalnia, gdzie zamykają i ile osób straciło pracę? Największe firmy odsłaniają kulisy zmian
Skala zwolnień, jakie w ostatnich miesiącach przetaczają się przez polski rynek handlowy, jest ogromna. W samym tylko Makro pracę straci nawet 400 osób, po tym jak firma ogłosiła zamknięcie czterech hal – w Zabrzu, Rybniku, Toruniu i Słupsku. Oficjalnie powodem są „strukturalna presja kosztowa” i zmiany w modelu działania – Makro chce skupić się na sektorze HoReCa i dostawach.
Związkowcy już zapowiedzieli walkę o odprawy i wsparcie dla zwalnianych pracowników.
– To sytuacja, która odbije się na całym rynku. Mniejsze sklepy tracą źródło zaopatrzenia, co przełoży się na ceny i dostępność produktów – mówił Alfred Bujara z NSZZ „Solidarność” w rozmowie z portalem dlahandlu.pl.
Więcej na temat zmian w sieci sklepów Makro w artykule red. Michała Góreckiego:
W równie trudnej sytuacji znalazła się firma Eurocash, która zamknęła 19 sklepów Delikatesy Centrum i 40 punktów Duży Ben, zwalniając ponad 1100 osób. Do końca drugiego kwartału zniknie kolejnych 16 placówek.

Zaskakująco podwójny ruch wykonała Castorama Polska – otwiera nowe sklepy, a jednocześnie zredukowała zatrudnienie o 742 osoby od 2023 roku, z czego 260 w samym 2025 r.. Tłumaczy to „przesunięciami w kierunku obsługi klienta” i uruchomieniem Programu Dobrowolnych Odejść.
Także Carrefour znacznie ograniczył działalność. Zamknięto aż 158 placówek, a zwolnienia grupowe objęły 200 osób w hipermarketach w Warszawie i Bydgoszczy.
Z kolei Avon ogłosił zwolnienia w fabryce w Garwolinie – odejdzie 170 z 905 pracowników, głównie z produkcji. Firma meblarska Black Red White zwiększyła skalę cięć – zamiast zapowiadanych 350, pracę straci aż 421 osób, a od 2023 roku zatrudnienie spadło o ponad 850 osób.
Upadłość lokalnej sieci drogerii Pigment, która przez długi czas była przykładem sukcesu, dopełnia czarnego obrazu rynku. Wszystkie sklepy zostały zamknięte, a pracownicy pozostali bez wynagrodzenia.
To, co widzimy dziś, może być dopiero początkiem – eksperci ostrzegają, że jeśli presja kosztowa się utrzyma, a popyt będzie dalej spadał, kolejne marki będą zmuszone do reorganizacji i cięć.




































