Szukają Polaków do pracy, 17 tys. zł miesięcznie. Fach w ręku ważniejszy niż dyplom
Rynek pracy w Skandynawii od lat stanowi magnes dla polskich specjalistów. Od budowlańców, przez elektryków, aż po mechaników – to właśnie fachowcy, często z doświadczeniem zdobytym w kraju, znajdują tam najbardziej atrakcyjne warunki finansowe i stabilność zatrudnienia. Ostatnie ogłoszenia, publikowane na rządowych portalach pracy, pokazują, że zapotrzebowanie na wykwalifikowanych rzemieślników na północy Europy jest ogromne. Zarobki sięgają 17 tysięcy złotych miesięcznie, ale są wymagania.
"Norweski sen" upada? Skandynawowie poszukują pracowników z Polski
Norwegia ma bogate doświadczenie w zakresie ruchów migracyjnych. Obecnie szczególne znaczenie mają napływy pracowników z krajów Europejskiego Obszaru Gospodarczego (EOG), zwłaszcza z nowych państw członkowskich UE. Polacy wciąż są największą grupą imigrantów w Norwegii, jednak w ciągu ostatniej dekady liczba osób wyjeżdżających do tego kraju w celach zarobkowych zmalała o dwie trzecie. Poprawa sytuacji ekonomicznej w Polsce oraz niski kurs norweskiej korony sprawiają, że emigracja do Norwegii jest mniej atrakcyjna – wynika z badań OsloMet.
Mimo że eksperci wskazują na spadek popularności „norweskiego snu”, aktualne oferty pracy, publikowane na rządowej stronie oferty.praca.gov.pl, pokazują, że Norwegia, a w szczególności okolice Bergen, wciąż potrzebuje pracowników posiadających konkretne kwalifikacje praktyczne. Największe zapotrzebowanie dotyczy branży budowlanej i instalacyjnej, co jest typowe dla dynamicznie rozwijających się gospodarek.
Poszukiwani są m.in. elektrycy, blacharze, brukarze, dekarze, kafelkarze, malarze budowlani oraz montażyści systemów wentylacyjnych. Wynagrodzenia podawane w ogłoszeniach robią wrażenie – w zależności od stanowiska, pracodawcy oferują stawki tygodniowe od 3,6 tys. do 4,3 tys. złotych. Czy niezbędne jest posiadanie wykształcenia wyższego, aby móc skorzystać z takich ofert pracy?

Przyjmują Polaków z pocałowaniem ręki? Wymagania i priorytety norweskich pracodawców
Przeliczając podane stawki na miesięczne wynagrodzenie, przy uwzględnieniu standardowego norweskiego wymiaru pracy (ok. 37,5 godziny tygodniowo), oznacza to, że polski fachowiec może liczyć na pensję sięgającą nawet 17 200 złotych netto. W porównaniu do średnich zarobków w Polsce, a nawet do wynagrodzeń oferowanych specjalistom z wyższym wykształceniem, są to kwoty znacząco wyższe.
To zjawisko wynika z kilku czynników. Po pierwsze, norweski rynek pracy, podobnie jak inne rynki skandynawskie, charakteryzuje się wysokim kosztem pracy i silnymi związkami zawodowymi, co przekłada się na lepsze warunki płacowe dla wszystkich pracowników, niezależnie od narodowości. Po drugie, braki kadrowe w sektorach rzemieślniczych są na tyle duże, że firmy muszą konkurować o pracownika, oferując coraz lepsze stawki.
Co ciekawe, norwescy pracodawcy wcale nie stawiają na pierwszym miejscu dyplomu wyższej uczelni. Norwegowie, podobnie jak inni Skandynawowie, od lat koncentrują się na efektywności, a nie na tytułach naukowych. Ten pragmatyzm ma swoje źródło w dobrze funkcjonującym systemie szkolnictwa zawodowego i docenianiu pracy fizycznej.

W ogłoszeniach dominują konkretne, praktyczne wymagania, które koncentrują się na doświadczeniu i udokumentowanych umiejętnościach. Dla przykładu, przy rekrutacji na stanowisko kafelkarza kluczowe jest doświadczenie w pracy na budowach i umiejętność profesjonalnego układania płytek.
Od blacharza wymaga się zaś biegłości w zakresie prac dekarskich, w tym blacharskich, a także posiadania uprawnień na podnośnik koszowy. W przypadku bardziej odpowiedzialnych stanowisk, jak brygadzista budowlany, wymagane jest co najmniej 3-letnie doświadczenie w zarządzaniu zespołem i projektami budowlanymi, a także dobra znajomość języka angielskiego lub norweskiego.
Wykształcenie formalne jest często wspominane, ale jako mile widziane – nie jako warunek konieczny, tak jak ma to miejsce w Polsce. To dowodzi, że w sektorze rzemieślniczym i budowlanym, to właśnie realna zdolność do wykonania pracy, w tym posługiwanie się specjalistycznymi narzędziami oraz znajomość przepisów BHP, przesądza o zatrudnieniu i wysokości wynagrodzenia.
Zobacz też: Szukają nauczycieli z Polski. Ponad dwukrotność ich pensji, dopłacą też za przeprowadzkę
Konsekwencje dla polskiego rynku pracy - ucieczka fachowców do Skandynawii
W Norwegii stolarz czy dekarz może zarobić więcej niż młodszy specjalista w korporacji. Nawet oferty na stanowisko malarza budowlanego czy montażysty wentylacji są w stanie zapewnić tygodniowe stawki, które w przeliczeniu na złotówki wynoszą ponad 4000 zł, a to przyciąga do Skandynawii coraz więcej osób szukających godnych warunków. Konsekwencje takiej sytuacji znajdują swoje odzwierciedlenie na polskim rynku pracy.
Masowe wyjazdy wykwalifikowanych fachowców do Norwegii i innych krajów skandynawskich niosą za sobą poważne konsekwencje dla polskiego rynku pracy. Z jednej strony, odciążają one lokalny rynek, zmniejszając bezrobocie. Z drugiej jednak pogłębiają deficyt pracowników w kluczowych sektorach, takich jak budownictwo i przemysł. Polscy pracodawcy mają coraz większy problem ze znalezieniem wykwalifikowanych rzemieślników, co prowadzi do wzrostu kosztów pracy i wydłużania się terminów realizacji inwestycji.


Norwegia, oferując pensje często dwu- lub trzykrotnie wyższe niż w Polsce, skutecznie "odbiera” najbardziej doświadczoną kadrę. Co więcej, skandynawskie firmy często oferują dodatkowe benefity, takie jak zakwaterowanie i pokrycie kosztów podróży, co czyni ich oferty jeszcze bardziej atrakcyjnymi.
Perspektywa zarobienia niemal 17 tysięcy złotych miesięcznie, przy zachowaniu standardowego czasu pracy i stabilności zatrudnienia, jest dla wielu Polaków decydującym argumentem. To zjawisko powinno być sygnałem alarmowym dla polskiego systemu edukacji, w tym zwłaszcza szkolnictwa zawodowego.