Surowe kary za zabawy na śniegu. Za to policjant nie da pouczenia, od razu wlepi mandat
Gdy tylko za oknem spadnie pierwszy śnieg, w wielu Polakach natychmiast budzi się tęsknota za tradycyjnymi zimowymi rozrywkami. Choć organizacja kuligu wydaje się niewinną zabawą, przepisy ruchu drogowego są w tej kwestii bezwzględne. Spontaniczna i z pozoru radosna przejażdżka może zakończyć się nie tylko tragicznie. Są przewidziane surowe kary.
Polacy uwielbiają sporty zimowe
Sezon zimowy to dla polskiej gospodarki turystycznej, zwłaszcza w regionach górskich i podgórskich, okres intensywnych żniw finansowych. Z danych branżowych jednoznacznie wynika, że Polacy coraz chętniej spędzają ferie zimowe w kraju, zostawiając w kurortach od Zakopanego po Szklarską Porębę miliony złotych. Niesłabnącą popularnością cieszą się nie tylko narty i snowboard, które wymagają specjalistycznego, drogiego sprzętu oraz zakupu kosztownych karnetów, ale także znacznie prostsze i bardziej dostępne formy rekreacji.

Rodziny z dziećmi oraz grupy przyjaciół szukają alternatyw dla zatłoczonych stoków, a jedną z najbardziej pożądanych atrakcji pozostaje tradycyjny kulig. Ta staropolska zabawa, niegdyś kojarzona wyłącznie z pędem koni, blaskiem pochodni i kończącym imprezę ogniskiem, jest głęboko zakorzeniona w naszej kulturze narodowej. Niestety, realia ekonomiczne sprawiają, że dla wielu rodzin profesjonalne usługi stają się nieosiągalne.
Komercyjne kuligi konne to obecnie wydatek rzędu kilkuset złotych od rodziny, a w najpopularniejszych miejscowościach turystycznych ceny te mogą być jeszcze wyższe, co w dobie rosnących kosztów życia skłania wielu do szukania tańszych zamienników. Właśnie tutaj pojawia się niebezpieczna pokusa organizacji “domowego” kuligu przy użyciu własnego samochodu osobowego lub terenowego.
Zjawisko to nasila się szczególnie w weekendy na terenach podmiejskich i wiejskich. Kierowcy często błędnie zakładają, że rzadziej uczęszczana droga lokalna, pokryta warstwą ubitego śniegu, zwalnia ich z obowiązku rygorystycznego przestrzegania prawa. Tymczasem statystyki policyjne są nieubłagane, to właśnie podczas takich improwizowanych, ”budżetowych” zabaw dochodzi do najgroźniejszych wypadków, często z udziałem dzieci.
Za takie zachowanie grozi surowa kara
Prawo o ruchu drogowym w kwestii ciągnięcia narciarza lub sanek za pojazdem silnikowym nie pozostawia absolutnie żadnych wątpliwości interpretacyjnych. Zgodnie z art. 60 ust. 2 pkt 4 ustawy, jest to kategorycznie zabronione na drogach publicznych, w strefach zamieszkania oraz w strefach ruchu. Warto podkreślić, że zakaz ten nie wynika ze złośliwości ustawodawcy czy chęci ograniczenia swobód obywatelskich, ale z bezlitosnych praw fizyki.
Kierowca samochodu, nawet dysponujący nowoczesnymi systemami kontroli trakcji, nie ma praktycznie żadnej kontroli nad torem jazdy sanek ciągniętych na lince. Sanki, nieposiadające własnego układu hamulcowego ani sterowniczego, na zakrętach są wyrzucane ogromną siłą odśrodkową na przeciwległy pas ruchu, wprost pod koła nadjeżdżających pojazdów, lub na pobocze, gdzie uderzają w drzewa czy przydrożne słupki. Sytuacja staje się jeszcze bardziej dramatyczna w momencie nagłego hamowania pojazdu ciągnącego.

Uczestnicy kuligu, pozbawieni możliwości szybkiego zatrzymania się, siłą rozpędu wbijają się pod tył samochodu, co zazwyczaj kończy się ciężkimi obrażeniami głowy, kręgosłupa lub kończyn. Wielu kierowców próbuje omijać te przepisy, wybierając na miejsce zabawy drogi leśne lub polne dukty. Tu jednak wpadają w kolejną pułapkę prawną.
Wjazd samochodem do lasu jest co do zasady zabroniony, chyba że droga jest wyraźnie oznakowana jako udostępniona dla ruchu kołowego. Straż Leśna ma pełne prawo ukarać kierowcę mandatem za samo nieuprawnione poruszanie się po takim terenie, niezależnie od tego, czy ciągnie za sobą sanki. Jedynym w pełni legalnym i bezpiecznym miejscem na organizację kuligu za samochodem (np. traktorem lub autem terenowym) jest wyłącznie teren prywatny, fizycznie odgrodzony od ruchu publicznego.
Zobacz też: Lepiej sprawdź, czy masz takie 50 zł w portfelu. Jest warte nawet 2 tys. zł
Wysoki mandat za nielegalny kulig
Konsekwencje finansowe spotkania z patrolem policji podczas nielegalnego kuligu mogą być znacznie bardziej dotkliwe niż sam koszt zakupu profesjonalnej usługi w stadninie koni. Podstawowy mandat za wykroczenie polegające na ciągnięciu osoby na sankach za pojazdem wynosi zazwyczaj do 300 zł. To jednak w wielu przypadkach dopiero wierzchołek góry lodowej problemów, jakie mogą spaść na nieodpowiedzialnego kierowcę.
Jeśli funkcjonariusz oceni, że zachowanie kierującego stworzyło realne, bezpośrednie zagrożenie dla bezpieczeństwa w ruchu drogowym, a w przypadku kuligu na śliskiej publicznej drodze jest to niemal pewne, może odstąpić od wystawienia mandatu i skierować sprawę do sądu. Wówczas grzywna może wzrosnąć, sięgając nawet 5000 zł, a sąd może dodatkowo orzec zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych. Co więcej, znowelizowany taryfikator punktów karnych przewiduje surowe konsekwencje. Za samo nielegalne ciągnięcie sanek kierowca otrzymuje zazwyczaj 10 punktów karnych, choć w przypadku spowodowania realnego zagrożenia liczba ta może być wyższa.
Dla wielu osób, zwłaszcza młodych kierowców posiadających prawo jazdy krócej niż rok, oznacza to natychmiastową utratę uprawnień. Należy też pamiętać o często pomijanym aspekcie ubezpieczeniowym. W razie wypadku podczas nielegalnego kuligu ubezpieczyciel niemal na pewno odmówi wypłaty odszkodowania z polisy OC czy NNW, powołując się na klauzulę o rażącym niedbalstwie lub celowym łamaniu przepisów prawa. Oznacza to, że gigantyczne koszty leczenia, rehabilitacji poszkodowanych, a także ewentualne renty inwalidzkie, sprawca będzie musiał pokrywać z własnej kieszeni do końca życia. Jeśli zaś w wyniku zdarzenia ktoś zginie lub odniesie ciężkie obrażenia, kwalifikacja czynu zmienia się z wykroczenia na przestępstwo, za które grozi kara pozbawienia wolności nawet do 8 lat.