Fatalne informacje dla kierowców. Za paliwo zapłacą jeszcze więcej
Po chwilowej stabilizacji na pylonach stacji paliw, analitycy znów wróżą podwyżki. Dla milionów polskich kierowców to fatalna informacja, bo prognozy na końcówkę roku są wyjątkowo ponure. Rosnące ceny paliwa uderzą nie tylko w domowe budżety, ale wpłyną też na całą gospodarkę. Zima zapowiada się drogo.
Liczba kierowców w Polsce stale rośnie
Zanim przejdziemy do prognoz cenowych, warto spojrzeć na skalę zjawiska. Polska pozostaje jednym z najbardziej zmotoryzowanych krajów w Europie, a liczba kierowców stale rośnie. Według danych Głównego Urzędu Statystycznego i bazy CEPiK (Centralna Ewidencja Pojazdów i Kierowców), aktywne prawo jazdy posiada już około 21 milionów Polaków. Jeszcze bardziej imponująco, choć do niedawna myląco, wyglądała statystyka zarejestrowanych pojazdów.
Przez lata operowaliśmy liczbą przekraczającą 27 milionów samochodów osobowych, co stawiało nas w czołówce Europy pod względem liczby aut na tysiąc mieszkańców. Niedawna wielka weryfikacja bazy CEPiK odchudziła te statystyki. Z ewidencji usunięto ponad 7 milionów tak zwanych “martwych dusz”, czyli pojazdów, które istniały tylko na papierze, często zezłomowane lub porzucone lata temu, ze średnią wieku sięgającą 37 lat. To ”czyszczenie” urealniło obraz, ale nie zmieniło faktu, że Polacy kochają samochody. Nawet po odjęciu "duchów", w 2024 roku wskaźnik motoryzacji wzrósł do 611 aut na 1000 mieszkańców, co nadal plasuje nas wysoko ponad unijną średnią.

Niestety, statystykę tę psuje średni wiek pojazdów. Po wycięciu papierowych wraków, realny średni wiek samochodu w Polsce to wciąż alarmujące 15,9-16,1 lat. Oznacza to, że przeciętne auto na polskiej drodze ledwo mieści się w normach emisji Euro 4. Co gorsza, sami napędzamy ten trend. W 2024 roku odnotowaliśmy rekordowy import używanych samochodów, który sięgnął niemal 970 tysięcy sztuk, to o 20 proc. więcej niż rok wcześniej. Wciąż sprowadzamy je głównie z Niemiec, Francji i Belgii, ale rośnie też popularność aut z USA. Ta miłość do importowanych aut ma swoją cenę. Starsze technologicznie samochody charakteryzują się wyższym spalaniem, co czyni ich właścicieli szczególnie wrażliwymi na wszelkie podwyżki cen paliw.
Z tych paliw korzystają Polacy
Kiedy mówimy o "paliwie", mamy na myśli głównie dwa dominujące rodzaje: benzynę (Pb95) oraz olej napędowy (ON). Analiza rynku z 2024 roku pokazuje jednak wyraźnie, kto tu rządzi. Mimo zawirowań regulacyjnych, rosnącej świadomości ekologicznej i popularności hybryd, polski rynek wciąż "stoi dieslem”. Olej napędowy odpowiada za aż 63 proc. całkowitej konsumpcji paliw w kraju. To absolutna dominacja, napędzana nie tylko przez transport ciężarowy i dostawczy, ale także przez wspomniany wcześniej nieustający import używanych aut z Zachodu, gdzie silniki wysokoprężne przez lata były standardem.
Silniki benzynowe stanowią 22 proc. rynku, a resztę dzielą między siebie inne paliwa. Na tym tle Polska wyróżnia się jednak czymś jeszcze, czyli niesłabnącą miłością do autogazu. Jesteśmy absolutnym liderem w Unii Europejskiej pod względem liczby samochodów wyposażonych w instalację LPG. Co ciekawe, dane rynkowe z 2024 roku pokazały, że choć sprzedaż benzyny wzrosła symbolicznie (o 1,6 proc.), a diesla nawet minimalnie spadła (o 0,1 proc.), to prawdziwym liderem wzrostu popytu okazał się właśnie autogaz, ze skokiem o 9,0 proc. Powód jest banalnie prosty i widoczny na każdym pylonie: cena.

Historycznie cena LPG oscyluje w okolicach 45-55 proc. ceny popularnej "dziewięćdziesiątki piątki". Dla setek tysięcy kierowców, zwłaszcza tych pokonujących duże przebiegi w starszych autach, instalacja gazowa to najprostszy i najszybszy sposób na obniżenie bieżących kosztów eksploatacji. To właśnie ci kierowcy najłagodniej przechodzą przez okresy gwałtownych podwyżek. Na drugim biegunie znajdują się paliwa premium, takie jak benzyna Pb98 czy uszlachetniane wersje oleju napędowego, które są najdroższe i wybierane głównie przez kierowców aut o wyższych osiągach.
Zobacz też: Polacy rozbili bank w grach Lotto. Wiemy, gdzie kupili szczęśliwe losy
Ceny paliw pójdą w górę
Niestety, okres względnej stabilizacji cen na stacjach paliw wydaje się dobiegać końca. Analitycy rynkowi, w tym eksperci z Reflex, ostrzegają, że ceny paliw w najbliższym tygodniu mogą znowu poszybować w górę. I choć krótkoterminowe prognozy na trzeci tydzień listopada 2025 roku wskazują na chwilową stabilizację (z cenami Pb95 w okolicach 5,88-5,99 zł i ON 6,08-6,19 zł), to są to prawdopodobnie ostatnie chwile spokoju. Inne, bardziej długofalowe analizy na końcówkę roku są bezlitosne. Według ocen analityków benzyna 95 może być droższa o 2 grosze za litr (5,99 zł/l), a olej napędowy aż o 7 groszy (6,23 zł/l). Autogaz pozostanie najtańszy i ma podrożeć jedynie o 1 grosz (2,64 zł/l)
Skąd biorą się te wahania i dlaczego polski kierowca tak mało może? Ceny, które widzimy na pylonach, są wypadkową kilku kluczowych czynników, a na wiele z nich nie mamy wpływu. Pierwsze to oczywiście notowania ropy naftowej na światowych giełdach (przede wszystkim ropy Brent) oraz kurs dolara amerykańskiego, w którym rozliczane są kontrakty. Słabnący złoty w parze z drożejącą baryłką to scenariusz gwarantujący podwyżki. Do tego dochodzi niestabilna sytuacja geopolityczna i decyzje kartelu OPEC+. Jednak to, co najbardziej boli, to krajowe obciążenia. W cenie każdego litra paliwa ponad połowę stanowią podatki. Na cenę litra benzyny Pb95 składa się stała akcyza w wysokości 1,53 zł (1529 zł za 1000 litrów) oraz 1,16 zł w przypadku diesla.
Do tego dochodzi opłata paliwowa i marża rafineryjna. Na samym końcu, od całej tej sumy (ceny netto plus akcyzy i opłat), doliczany jest jeszcze 23 proc. podatek VAT. Dlatego nawet gdy cena ropy spada, ceny na stacjach nie lecą w dół proporcjonalnie, lwia część kwoty jest stała i niezależna od rynku. Jak kierowcy powinni się przygotować? Poza monitorowaniem cen, realne oszczędności przynosi zmiana stylu jazdy. Zdjęcie nogi z gazu i zasady "ecodrivingu" mogą obniżyć zużycie paliwa nawet o 15 proc.