Temu i AliExpress w tarapatach. Unia Europejska wprowadza surowe regulacje
Era bezrefleksyjnego zamawiania tanich drobiazgów z Chin powoli dobiega końca. Unijni urzędnicy, zmęczeni zalewem przesyłek omijających system celny, postanowili przyspieszyć pilną reformę. Decyzja w zasadzie już zapadła, a na horyzoncie pojawiła się konkretna data. Chińskie platformy, takie jak AliExpress czy Temu, zetkną się z nowymi kłopotami.
Chiński towar zalewa Europę
Chińskie platformy zakupowe wdarły się do europejskich domów przebojem, wykorzystując lukę, którą tradycyjny handel zignorował lub nie potrafił zagospodarować. Mechanizm ich sukcesu jest prosty, ale skuteczny: agresywny marketing, grywalizacja procesu zakupowego i ceny, które wydają się wręcz nieracjonalnie niskie. Dla przeciętnego konsumenta, zmęczonego inflacją i rosnącymi kosztami życia, możliwość kupienia modnej sukienki czy gadżetu kuchennego za równowartość kawy stała się kuszącą alternatywą.
Popularność aplikacji takich jak Temu czy Shein w Polsce bije rekordy, co doskonale wpisuje się w specyfikę naszego rynku. Polacy, choć deklarują w badaniach rosnącą świadomość ekologiczną, w zderzeniu z portfelem wciąż głosują pieniędzmi na korzyść najniższej ceny. Statystyki pokazują, że mimo odbicia konsumpcji prywatnej w 2024 roku, wciąż szukamy oszczędności, a chińskie marketplace’y idealnie odpowiadają na tę potrzebę, oferując nie tylko produkty, ale i specyficzną rozrywkę.

Fenomen ten ma jednak drugie dno, o którym rzadko myślimy, wrzucając do wirtualnego koszyka kolejne produkty za grosze. Skala importu małych przesyłek osiągnęła rozmiary, które paraliżują systemy kontrolne. Mówimy tu o miliardach paczek rocznie trafiających do Unii Europejskiej, z których ogromna część deklarowana jest jako towary o znikomej wartości, by uniknąć opłat celnych. To właśnie ten masowy napływ tanich towarów stał się solą w oku europejskich decydentów. Nie chodzi tu bowiem wyłącznie o utracone wpływy budżetowe, choć te liczone są w miliardach euro. Gra toczy się o przetrwanie lokalnych przedsiębiorców, którzy w starciu z dotowanym de facto transportem i brakiem obciążeń celnych dla chińskiej konkurencji, stoją na straconej pozycji. Polski sklep internetowy, płacący cła, podatki i spełniający wyśrubowane normy, nie jest w stanie konkurować cenowo z podmiotem, który wysyła towar bezpośrednio z fabryki w Guangdong, omijając po drodze większość fiskalnych bramek.
Kontrowersje wokół azjatyckich platform sprzedażowych
Aspekt ekonomiczny to jednak tylko wierzchołek góry lodowej, bo pod powierzchnią taniego handlu kryją się znacznie mroczniejsze problemy. Kolejne raporty organizacji konsumenckich i instytucji nadzoru rynku obnażają fatalną jakość produktów płynących szerokim strumieniem z Azji. Badania przeprowadzone m.in. przez niemiecką Fundację Warentest czy polskie instytucje kontrolne są alarmujące. W wielu przypadkach zabawki, biżuteria czy odzież nie tylko nie spełniają unijnych norm, ale są wręcz niebezpieczne dla zdrowia. Mowa tu o przekroczonych normach stężenia metali ciężkich, takich jak ołów czy kadm, ftalanach w plastikowych zabawkach czy fatalnej jakości elektronice, która grozi pożarem. Kupując na chińskich platformach, klient wchodzi w rolę testera, często nieświadomie narażając siebie i swoich bliskich. Brak certyfikatu CE lub jego fałszowanie to w tym segmencie rynku chleb powszedni.

Unia Europejska, szczycąca się jednymi z najbardziej rygorystycznych norm ochrony konsumenta na świecie, znalazła się w paradoksalnej sytuacji. Z jednej strony nakłada na rodzimych producentów kosztowne obowiązki związane z bezpieczeństwem i ekologią, a z drugiej, przez nieszczelny system celny, wpuszcza na rynek lawinę towarów, które tych norm nie widziały na oczy. To właśnie ten dysonans stał się jednym z głównych argumentów za przyspieszeniem prac nad reformą.
Problem polega na tym, że przy obecnym wolumenie przesyłek fizyczna kontrola każdej paczki jest logistyczną niemożliwością. Celnicy są zalewani morzem drobnicy, a wyrywkowe kontrole to kropla w morzu potrzeb. Chińscy giganci doskonale zdają sobie z tego sprawę, optymalizując swoje łańcuchy dostaw tak, by maksymalnie wykorzystać zwolnienia dla przesyłek o niskiej wartości. Ta nierówna gra nie tylko drenuje europejskie rynki, ale też podważa zaufanie do całego systemu regulacyjnego, który w założeniu ma chronić konsumenta, a w praktyce jest bezradny wobec cyfrowego bazaru o globalnym zasięgu.
Zobacz też: W Biedronce oszaleli. Takie promocje tylko do końca dnia, Polacy się obłowią
Unia Europejska wprowadza nowe regulacje
Klamka jednak zapadła. Zgodnie z najnowszymi doniesieniami, powołującymi się na ustalenia ministrów finansów UE oraz raporty Financial Times, Bruksela nie zamierza czekać do pierwotnie planowanego 2028 roku. Nowy, przyspieszony harmonogram zakłada, że kluczowe zmiany wejdą w życie znacznie wcześniej, a w dyskusjach politycznych jako termin wdrożenia wskazuje się rok 2026, najprawdopodobniej jego drugą połowę. Rewolucja opiera się na jednym, fundamentalnym filarze: likwidacji progu de minimis. Obecnie przesyłki o wartości do 150 euro są co do zasady zwolnione z cła, co jest główną furtką wykorzystywaną przez Temu czy Shein.
Aby ograniczyć te zjawiska, od 1 lipca 2026 roku wszystkie małe przesyłki o wartości do 150 euro, wysyłane do UE przez sprzedawców zarejestrowanych w systemie IOSS (Import One-Stop Shop), zostaną objęte stałą, niezależną od wartości produktu, opłatą celną w wysokości 3 euro. Co istotne, danina będzie naliczana od całej przesyłki, a nie od poszczególnych przedmiotów w niej zawartych, a zebrane środki mają zasilić budżet Unii Europejskiej. System IOSS, który powstał w celu uproszczenia rozliczeń VAT dla towarów importowanych o wartości poniżej 150 euro, obejmuje dziś aż 93 proc. transakcji realizowanych przez globalne platformy e-handlowe. Nowe rozwiązanie ma charakter tymczasowy – obowiązuje do momentu przyjęcia szerszego pakietu reform celnych oraz nowych wieloletnich ram finansowych UE. Komisja Europejska zapowiedziała także analizę, czy opłatą powinny zostać objęte również przesyłki od sprzedawców spoza UE nierejestrowanych w systemie IOSS.
Według szacunków unijnych instytucji nawet 65 proc. małych przesyłek trafiających na teren UE ma zaniżoną deklarowaną wartość, co pozwala unikać ceł i podatków. Wprowadzenie stałej opłaty celnej ma ograniczyć tego typu nadużycia oraz zwiększyć transparentność i bezpieczeństwo zakupów transgranicznych.