Zakaz handlu, a dokładnie ograniczenie handlu obowiązuje w Polsce już od 1 marca 2018 roku. Do 31 grudnia 2018 roku sklepy były otwarte jedynie w pierwszą i ostatnią niedzielę miesiąca oraz w dwie niedziele przed Świętami Bożego Narodzenia i jedną niedzielę przed Wielkanocą. W 2019 roku – jedynie w ostatnią niedzielę miesiąca i jak rok wcześniej przed świętami. Od 2020 roku zakaz handlu zostanie jeszcze bardziej zaostrzony– zakupy będzie można zrobić w ostatnią niedzielę w styczniu, kwietniu, czerwcu i sierpniu i przed świętami. Od zakazu handlu w niedziele przewidziano ponad 30 wyjątków. Pomimo jak widać stopniowania restrykcji przepisów dotyczących niedzielnego handlu, Polacy wciąż nie przyzwyczaili się do tych zmian. Wraz ze zmniejszaniem liczby handlowych niedziel, spada również poziom akceptacji dla tego rozwiązania, jak wynika z raportu “Rzeczpospolitej”.
Biedronka, Lidl i cała reszta innych sklepów mają w niedzielę problem. Lokale te nie mogą bowiem działać na mocy ustawy ze stycznia 2018 roku. Zakaz handlu, który zaczął obowiązywać w marcu ubiegłego roku doprowadził do sytuacji, że wielu Polaków nie potrafi zorientować się, czy sklepy są otwarte czy nie. Nie brak w społeczeństwie oporu przed tym zakazem. Obrazuje to dobrze badanie SW Research, o którym pisze portal Wirtualnemedia.Zgodnie z doniesieniami portalu ponad połowa Polaków, bo 55%, jest zdania, że każdy powinien mieć prawo do pracy w niedzielę. Z kolei 47% jest przeciwnych jakiemukolwiek ograniczaniu działalności pracowników w siódmy dzień tygodnia. Jednakże Polacy zaznaczają, że pracownicy sklepów, jak Biedronka, Lidl, Kaufland i inne, powinni w niedzielę otrzymywać gratyfikację za swoją pracę ponad wypłatę. 53,5% jest zdania, że dobrym rozwiązaniem byłaby wyższa stawka godzinowa w niedzielę.
Zakaz handlu w niedzielę wszedł w życie 1 marca 2018 roku. Ustawa zmieniła życie wielu osób w całej Polsce. Szczególnie pracowników marketów i dyskontów, którzy mogą teraz cieszyć się dodatkowym czasem wolnym. Nie mają jednak powodu do radości mniejsi z graczy, jak prywatne sklepy osiedlowe czy mniejsze centra handlowe. Te drugie przeżywają prawdziwy kryzys.O sprawie donosi Rzeczpospolita, która dotarła do raportu Retail Institute. Wynika z niego, że duże centra handlowe, które w swojej ofercie mają kina, restauracje czy place zabaw, są w stanie poradzić sobie z zakazem. Znacznie gorzej idzie to średnim centrom handlowym, a małym już w ogóle fatalnie. Te najmniejsze z centrów często skupiają w sobie interesy lokalnych przedsiębiorców, którzy tracą na tym najbardziej.