Tam nie wyrzucaj zużytych lampek choinkowych. Mandat może wynieść 5 tys. złotych
Przygotowując się do Bożego Narodzenia, wielu Polaków wyciąga kartony pełne ozdób choinkowych. Po roku odpoczynku może się okazać, że niektóre z nich nie nadają się do ponownego użytku. Przepalone lampki lądują wtedy w śmietnikach, jednak czasem w ten sposób narażamy się na surową karę. Nie powinny się tam znaleźć, mandat będzie wysoki.
Tradycyjne ozdoby choinkowe
Zanim przejdziemy do finansowych konsekwencji niewłaściwej segregacji, warto spojrzeć na ewolucję naszego podejścia do świątecznych dekoracji, gdyż to właśnie skala tego zjawiska generuje dzisiejsze problemy z odpadami. Tradycja strojenia domostw na Boże Narodzenie w Polsce, choć wydaje się odwieczna, w obecnym kształcie jest stosunkowo młoda. Jeszcze w XVIII wieku w polskich chatach, głównie na południu kraju, królowała podłaźniczka, czyli czubek jodły, świerku lub sosny, wieszany "do góry nogami” u powały.
Zdobiono ją skromnie: jabłkami symbolizującymi zdrowie, orzechami oznaczającymi dobrobyt oraz własnoręcznie wypiekanymi piernikami. W kącie izby stawiano z kolei Diducha, czyli pierwszy skoszony snop żyta, co miało zapewnić urodzaj w nadchodzącym roku. Choinka w formie, jaką znamy dzisiaj, przywędrowała do nas od zachodnich sąsiadów dopiero na przełomie XVIII i XIX wieku, początkowo goszcząc jedynie w domach arystokracji i mieszczan, by z czasem trafić pod strzechy.

Wraz z upowszechnieniem się drzewka zmieniały się również ozdoby. Naturalne dekoracje zaczęły być wypierane przez szklane bombki, w których produkcji Polska stała się zresztą światową potęgą. Jednak prawdziwą rewolucję przyniosła elektryfikacja. Początkowo na gałązkach mocowano prawdziwe świeczki, co, choć niezwykle nastrojowe, stanowiło ogromne zagrożenie pożarowe. Pojawienie się elektrycznych łańcuchów świetlnych całkowicie zmieniło estetykę świąt. Dziś trudno wyobrazić sobie grudzień bez tysięcy migoczących punktów. Współczesny rynek ozdób to potężna gałąź gospodarki, a my jako konsumenci staliśmy się niezwykle wymagający. Nie wystarcza nam już skromne oświetlenie drzewka w salonie; dekorujemy balkony, elewacje domów, a nawet krzewy w ogrodzie, tworząc skomplikowane instalacje świetlne. Współczesne świętowanie nierozerwalnie wiąże się jednak z produkcją ogromnej ilości odpadów, w tym tych najbardziej problematycznych, czyli elektrośmieci. Kupujemy coraz więcej tanich zestawów oświetleniowych, często wątpliwej jakości, które nierzadko wytrzymują zaledwie jeden sezon.
Ozdoby choinkowe w nowoczesnej odsłonie
Aspekt ekonomiczny świątecznych iluminacji jest w ostatnich latach tematem gorących dyskusji, szczególnie w kontekście rosnących cen energii. Jeszcze dekadę temu, gdy na choinkach królowały tradycyjne żarówki żarnikowe, koszt oświetlenia domu przez kilka tygodni mógł być zauważalny w styczniowych rachunkach za prąd. Stare zestawy lampek, generujące dużo ciepła, pobierały nieporównywalnie więcej energii niż nowoczesne odpowiedniki. Przejście na technologię LED, które stopniowo postępowało na przestrzeni kilkunastu ostatnich lat, teoretycznie powinno przynieść ulgę naszym portfelom. Diody elektroluminescencyjne zużywają nawet do 90 procent mniej prądu niż tradycyjne żaróweczki i są znacznie trwalsze. Paradoks polega jednak na tym, że oszczędność wynikającą z technologii często niwelujemy ilością. Skoro lampki są energooszczędne, wieszamy ich po prostu więcej, wydłużamy łańcuchy i czas ich świecenia, co sprawia, że finalny bilans energetyczny wcale nie musi być tak korzystny, jak zakładaliśmy.

Prawdziwy koszt utrzymania świątecznej aury to jednak nie tylko zużyta kilowatogodzina, ale przede wszystkim cykl życia produktu. Rynek zalewany jest tanimi wyrobami z Azji, które kuszą atrakcyjną ceną, ale ich jakość wykonania pozostawia wiele do życzenia. Cienkie przewody, słabej jakości luty i sterowniki, które psują się przy pierwszym skoku napięcia, to standard w produktach z najniższej półki cenowej. Gdy jeden segment taniego łańcucha przestaje świecić, rzadko podejmujemy próbę naprawy.
Lutowanie mikroskopijnych przewodów jest trudne i nieopłacalne, więc cały komplet ląduje w koszu, a my idziemy do sklepu po nowy. Poza obciążeniem dla środowiska, narażamy się na ryzyko awarii instalacji elektrycznej, a w skrajnych przypadkach nawet pożaru, co może generować straty idące w tysiące złotych. Jednak najbardziej bezpośrednim i dotkliwym finansowo błędem, jaki możemy popełnić na etapie "poświątecznym”, jest niewiedza dotycząca tego, czym w świetle prawa są nasze zużyte dekoracje.
Tu wyrzuć lampki choinkowe
Kluczowym momentem, w którym ważą się losy ewentualnej kary administracyjnej, jest chwila, gdy stoimy nad kubłami do segregacji śmieci z pękiem niedziałających kabli w ręku. Intuicja wielu osób podpowiada, że skoro lampki składają się głównie z plastiku i miedzi, powinny trafić do pojemnika żółtego (na metale i tworzywa sztuczne) lub, co gorsza, do czarnego na odpady zmieszane. Jest to rozumowanie błędne i potencjalnie bardzo kosztowne. Zepsute lampki choinkowe, niezależnie od tego, czy są to nowoczesne LED-y, czy starsze modele żarówkowe, klasyfikowane są jako zużyty sprzęt elektryczny i elektroniczny (ZSEE). Oznacza to, że podlegają one dokładnie tym samym restrykcyjnym przepisom utylizacji, co stara lodówka, pralka czy telewizor. Zawierają bowiem substancje, które po wydostaniu się do gleby lub wód gruntowych mogą stanowić poważne zagrożenie dla środowiska naturalnego.
Polskie prawo, dostosowane do dyrektyw unijnych, przewiduje surowe konsekwencje za nieprawidłowe pozbywanie się elektrośmieci. Zgodnie z obowiązującymi przepisami, za wyrzucenie sprzętu elektronicznego do zwykłego śmietnika grozi grzywna w wysokości do 5000 złotych. Choć w praktyce straż miejska czy policja rzadko nakładają od razu maksymalny wymiar kary, a mandaty zazwyczaj oscylują w granicach kilkuset złotych, to samo ryzyko zapłacenia takiej kwoty powinno skutecznie zniechęcać do łamania prawa. Warto pamiętać, że w dobie powszechnego monitoringu wiat śmietnikowych i rosnącej świadomości sąsiedzkiej, ustalenie sprawcy podrzucenia niebezpiecznych odpadów jest coraz prostsze. Co więcej, firmy odbierające odpady coraz częściej kontrolują zawartość pojemników i w przypadku stwierdzenia rażących nieprawidłowości mogą nałożyć na całą wspólnotę mieszkaniową lub właściciela domu jednorodzinnego karne opłaty za niesegregowanie odpadów.
Gdzie zatem legalnie i bezpiecznie pozbyć się świetlnego problemu? Opcji jest kilka i żadna z nich nie wymaga nadludzkiego wysiłku. Najpopularniejszym rozwiązaniem jest oddanie zużytego sprzętu do Punktu Selektywnej Zbiórki Odpadów Komunalnych (PSZOK), który funkcjonuje w każdej gminie. Innym wygodnym sposobem jest skorzystanie z pojemników na małe elektrośmieci, które coraz częściej można spotkać w galeriach handlowych czy przy większych marketach. Obowiązuje również zasada "jeden za jeden”, kupując nowy zestaw oświetleniowy w sklepie, mamy prawo zostawić tam stary, zużyty komplet tego samego rodzaju. W przypadku dużych marketów z elektroniką (o powierzchni sprzedaży powyżej 400 mkw.) możemy oddać drobny sprzęt, którego żaden wymiar nie przekracza 25 cm, nawet bez konieczności zakupu nowego. Ostatecznie więc lenistwo i wrzucenie lampek do odpadów zmieszanych to hazard, w którym stawką jest 5000 złotych, podczas gdy legalna utylizacja kosztuje nas jedynie odrobinę czasu.